Felietony
Zaczęło się lato! Stwierdzenie banalne – fakt. Ale kiedy ciepło, słonecznie i urlopowo chciałoby się, żeby wszystko układało się jak najlepiej, albo wręcz znakomicie. A tu los lubi płatać figle, o czym wiedzą nieomal wszyscy. Wszak z czego najbardziej śmieje się Pan Bóg? Oczywiście z naszych mozolnie układanych planów! No więc moje plany legły w gruzach, gdy okazało się, że muszę uzależnić się na długie tygodnie od funkcjonowania naszych ukochanych placówek służby zdrowia. Zaczęło się od oddziału ratunkowego w szpitalu na gdańskiej Zaspie. Dowiozłam pacjenta osobiście, by nie fatygować transportu medycznego. Wizyta u lekarza, badania, wyniki, konsultacje i decyzja z wypisem – łącznie siedem godzin na korytarzu w ciasnocie i duchocie. Pielęgniarz z włosami postawionymi na żel ochrzaniał starszą panią, która się upomniała o siebie. Czekała już trzecią godzinę na korytarzu. Ostry chłoptyś – pomyślałam – tylko dlaczego jest ratownikiem. Za chorą nikt się nie ujął. Ja też nie – przyznaję ze wstydem, bo lekko zbaraniałam. Po kilku dniach spotkałam tego samego młodzieńca w czerwonym ratowniczym uniformie na korytarzu izby przyjęć Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Też był widoczny i głośny. Jeszcze ze dwa spotkania i zacznie mi się przystojniaczek śnić po nocach. Na tzw. przechowalni, czyli w salach obserwacyjnych naszych dwóch szpitali, ludzie chorzy czekają. Czasami po kilka dni (szpital na Zaspie!). Nie ma miejsc, więc tkwią tam za zielonymi zasłonkami z fizeliny bez cienia nadziei i poszanowania Praw pacjenta. Cywilizacja XXI wieku. Na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym sytuacja podobna. Sala obserwacyjna oddziału ratunkowego wygląda jak zajezdnia tramwajowa, łóżka stoją w szeregach.
Jak powiedział pewien Amerykanin „telewizja to guma do żucia dla oczu”. Co oznacza, że nie jest krynicą mądrości, a na dodatek uzależnia i potrafi zacierać granice tzw. realu i fantazji. Do tego stopnia, że często jej regularny oglądacz uważa za rzeczywistość to, co widzi na ekranie, a nie to, co ma za oknem. Napisano o tym wiele książek i nakręcono niejeden film. Bo to siła ogromna, ale jako taka bywa też wykorzystywana do ogłupiania ludzi, do pozyskiwania ich dla celów zgodnych z interesem nadawcy. I nie jest to cecha charakterystyczna dla tych z lewa czy dla tych z prawa, dla tych co rządzą, czy dla tych, co są w opozycji. Ale telewizja jest także dostarczycielem pozytywnych emocji.