Felietony
I się zaczęły festiwale, koncerty muzyki wszelakiej, namioty z piwem jako element masowej kultury. Powoli rozkręcają się turystyczne eskapady do Trójmiasta. Choć żeby były jakieś tłumy, jak na krakowskim rynku czy warszawskim Nowym Świecie i pod kolumną Zygmunta, to zdecydowanie jeszcze nie. Traktem Królewskim w Gdańsku chadza się bez tłoku, choć w Sopocie ciaśniej. I teraz tak na progu lata i sezonu sobie myślę, że zrzutka fekaliów do Motławy przez spółkę Saur-Neptun SA to niedźwiedzia przysługa nie tylko dla gdańszczan. Nie tak dawno, po kilku rozmowach telefonicznych z ludźmi z różnych regionów w naszym kraju uzmysłowiłam sobie, że obywatele w Polsce mają jednak rozeznanie i nie chcą się „zaprzyjaźniać” z bakterią ecoli nawet w niewielkiej ilości. Nasze wodociągi to spółka akcyjna, ale z udziałem gdańskiej spółki właścicielskiej i samego miasta Gdańska. Te ciała właśnie mają „kontrolować jakość usług i prowadzić nadzór właścicielski nad wydzierżawioną przez Saur-Neptun infrastrukturą i kontrolować sposób jej używania”. Gdańsk ma swego przedstawiciela w Radzie Nadzorczej. Ciekawe co też ta osoba teraz robi? Pisano o awarii przepompowni Ołowianka, ale też o odwołanych właśnie prewencyjnych zakazach kąpieli na gdańskich plażach. Zapewnia się, że jakoś wody w kąpieliskach jest dobra i stale się poprawia. Przyroda sobie radzi- anansuje spółka. Szkoda, że człowiek gorzej. Ciekawe, czy Saur - Neptun SA zapłaci odszkodowanie miastu Gdańsk i mieszkańcom, u których w piwnicach cuchnie, choć odbyła się deratyzacja. Czyżby Stanisław Tym miał rację, mówiąc że wchodząc do wody, wychodzisz z powietrza?
Napisał do mnie kolega, który parę lat temu wyjechał na stałe do Niemiec. Napisał, ale nie w formie maila czy esemesa. Napisał list. Taki odręczny, staroświecki list, który czyta się tak, jakby piszący opowiadał mi różne rzeczy siedząc naprzeciwko mnie. A pisał o tym, jak po wyjeździe układał sobie życie od nowa, w nowym kraju, wśród nowo poznanych ludzi. Jak on, polonista z wykształcenia, szlifował język niemiecki. Jak dostał pracę w ośrodku wychowawczym dla trudnej młodzieży. Jak powoli i nie bez przeszkód wrastał w nowe środowisko, które przyjęło go życzliwie. No i jak rodzina przygotowuje się do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia, chociaż w nowym kraju, to „po naszemu”, z kolorowym drzewkiem, karpiem, kompotem z suszonych owoców i prezentami pod choinką.