Felietony
Banalne wydaje się stwierdzenie, że podróże kształcą. Szczególnie po wakacjach. A jednak postanowiłam powałkować banał. Nasze drogi, włączając autostrady, to ciągle miejsca wysokiego ryzyka. Nawierzchnia niby lepsza, ale wyobraźnia kierowców nadal nie za wielka. Liczba aut wzrosła, ale nie ubywa „ułanów szos”. Litości, kierowcy! Panie i panowie – przypomnijcie sobie przed wyjazdem w trasę, do czego służą lusterka boczne, i nie pchajcie się na chama, gdy jesteście na podporządkowanej. Nie spotkałam mężczyzny-kierowcy, który mówiłby, że słabo jeździ. Każdy jest nieomal Kubicą albo chociaż Hołowczycem. A w praktyce za kierownicą chętnie bierzecie się do pokazywania gestów obraźliwych, za które choćby w Szwajcarii płaci się mandat 200 franków. Tam także przy wjeździe do wielu miast obowiązuje znak, który informuje, że kierowca nie może uszczęśliwiać wszystkich dookoła swoją ulubioną muzyką z ryczącego głośnika przy opuszczonych szybach. Też mandat – nieco niższy, ale skutecznie egzekwowany. Widziałam wystawiany jakiemuś Włochowi w miasteczku Bellinzona. Marzy mi się, by wszystkich przygłuchych kierowców, którzy ryczą głośnikami i motorami (kiedy się zrywają „do lotu” swoją najlepszą maszyną!) zmusić do szanowania uszu innych. Niestety, to zapewne naiwne marzenie, takie samo jak wszelkie starania o uporządkowanie parkowania w moim ulubionym ongiś Wrzeszczu, w obrębie ulic, które dochodzą do tzw. osiedla Garnizon.
I się zaczęły festiwale, koncerty muzyki wszelakiej, namioty z piwem jako element masowej kultury. Powoli rozkręcają się turystyczne eskapady do Trójmiasta. Choć żeby były jakieś tłumy, jak na krakowskim rynku czy warszawskim Nowym Świecie i pod kolumną Zygmunta, to zdecydowanie jeszcze nie. Traktem Królewskim w Gdańsku chadza się bez tłoku, choć w Sopocie ciaśniej. I teraz tak na progu lata i sezonu sobie myślę, że zrzutka fekaliów do Motławy przez spółkę Saur-Neptun SA to niedźwiedzia przysługa nie tylko dla gdańszczan. Nie tak dawno, po kilku rozmowach telefonicznych z ludźmi z różnych regionów w naszym kraju uzmysłowiłam sobie, że obywatele w Polsce mają jednak rozeznanie i nie chcą się „zaprzyjaźniać” z bakterią ecoli nawet w niewielkiej ilości. Nasze wodociągi to spółka akcyjna, ale z udziałem gdańskiej spółki właścicielskiej i samego miasta Gdańska. Te ciała właśnie mają „kontrolować jakość usług i prowadzić nadzór właścicielski nad wydzierżawioną przez Saur-Neptun infrastrukturą i kontrolować sposób jej używania”. Gdańsk ma swego przedstawiciela w Radzie Nadzorczej. Ciekawe co też ta osoba teraz robi? Pisano o awarii przepompowni Ołowianka, ale też o odwołanych właśnie prewencyjnych zakazach kąpieli na gdańskich plażach. Zapewnia się, że jakoś wody w kąpieliskach jest dobra i stale się poprawia. Przyroda sobie radzi- anansuje spółka. Szkoda, że człowiek gorzej. Ciekawe, czy Saur - Neptun SA zapłaci odszkodowanie miastu Gdańsk i mieszkańcom, u których w piwnicach cuchnie, choć odbyła się deratyzacja. Czyżby Stanisław Tym miał rację, mówiąc że wchodząc do wody, wychodzisz z powietrza?