Na progu lata

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Gdańskim

I  się zaczęły festiwale, koncerty muzyki wszelakiej, namioty z piwem jako element masowej kultury. Powoli rozkręcają się turystyczne eskapady do Trójmiasta. Choć żeby były jakieś tłumy, jak na krakowskim rynku czy warszawskim Nowym Świecie i  pod kolumną Zygmunta, to zdecydowanie jeszcze nie. Traktem Królewskim w Gdańsku chadza się bez tłoku, choć w Sopocie ciaśniej. I teraz tak na progu lata i  sezonu sobie myślę, że zrzutka fekaliów do Motławy przez spółkę Saur-Neptun SA to niedźwiedzia przysługa nie tylko dla gdańszczan. Nie tak dawno, po kilku rozmowach telefonicznych z  ludźmi z  różnych regionów w  naszym kraju uzmysłowiłam sobie, że obywatele w  Polsce mają jednak rozeznanie i nie chcą się „zaprzyjaźniać” z bakterią ecoli nawet w niewielkiej ilości. Nasze wodociągi to spółka akcyjna, ale z  udziałem gdańskiej spółki właścicielskiej i  samego miasta Gdańska. Te ciała właśnie mają „kontrolować jakość usług i prowadzić nadzór właścicielski nad wydzierżawioną przez Saur-Neptun infrastrukturą i kontrolować sposób jej używania”. Gdańsk ma swego przedstawiciela w Radzie Nadzorczej. Ciekawe co też ta osoba teraz robi? Pisano o awarii przepompowni Ołowianka, ale też o odwołanych właśnie prewencyjnych zakazach kąpieli na gdańskich plażach. Zapewnia się, że jakoś wody w kąpieliskach jest dobra i stale się poprawia. Przyroda sobie radzi- anansuje spółka. Szkoda, że człowiek gorzej. Ciekawe, czy Saur - Neptun SA zapłaci odszkodowanie miastu Gdańsk i mieszkańcom, u których w piwnicach cuchnie, choć odbyła się deratyzacja. Czyżby Stanisław Tym miał rację, mówiąc że wchodząc do wody, wychodzisz z powietrza?

Turyści pewnie, jak co roku, przybędą jednak do Trójmiasta i natkną się na szaleństwa jezdne kierowców i motocyklistów. Temat to stary, wałkowany, ale licho mnie bierze, kiedy nieomal codziennie w wieczornych godzinach widzę i słyszę na centralnych traktach trójmiejskich ścigających się „władców szos”, którzy zagrażają bezpieczeństwu normalnie jeżdżących ludzi. I choć ich szalone maszyny ryczą na cały regulator, to policjanta, który by cokolwiek skontrolował, nie uświadczysz. Cała przelotówka z Gdańska do Gdyni w kamerach, a szaleńcy bezkarni. Czy to się kiedyś skończy? Stanisław Tym pewnie by rzekł: jak zwykle człowiek to tylko mięsny farsz w naleśniku przemijania. Lubię Tyma i znam go od czasów, gdy był dyrektorem Teatru Dramatycznego w Elblągu. Pochwalę się: ze dwa razy do mnie dzwonił. Co nie zmienia faktu, że wściekły ryk motorów „demonów szos” warto by opanować. Pewnie jest to wołanie na puszczy, ale niech tam… powołam. Hej, panowie policjanci z drogówki weźcie się za zdziczałych szaleńców. I na koniec będzie optymistycznie, bez żadnego marudzenia. W Trójmieście dzieje się w  kulturze dużo, czasami nawet myślę, że za dużo, bo wszędzie się nie zdąża. Chodzi się więc do teatru i  w  nocy do muzeum. Co prawda do muzeów raz w  roku, ale i  to dobre. Bilety do teatrów natomiast idą jak ongiś świeże bułki, bo teraz jak wiadomo wszystko jest świeże! Na niektóre spektakle czeka się tygodniami, szczególnie te, o  których fama głosi, że trzeba zobaczyć. W galeriach nie ma tłoku, chyba że w handlowych po wolnych niedzielach. W  bibliotekach spotkań bez liku, czytelnictwo kwitnie, ale bez przesady. Najważniejsze, że w Trójmieście są studenci, bo to im teraz zwisa bat nad głową, czyli sesja za pasem. Wtedy wyraźnie podnosi się średnia przeczytanych książęk na głowę mieszkańca. No i oczywiście książki kochają emeryci. Dla nich biblioteki to często jedyne tak naprawdę przyjazne miejsce. Drugim bywają telewizyjne seriale, szczególnie te z ulubionymi bohaterami. Ciągle bezkonkurencyjne jest M jak miłość, zupełnie niezależnie od tego, kto jest prezesem telewizji. Kochać albo kochanym być każdy lubi. I  pozytywnie nastrajają parki i  ogrody. Wystarczy na chwilę zanurzyć się w zieloną przestrzeń albo wybrać na jakąkolwiek wystawę, (ostatnio piękna była storczyków) lub giełdę kwiatową. Tam królują miłośnicy ogródków, balkonów, rabatek. Moda na piękne balkony nawet na ludnych osiedlach stała się dobrym i  pożytecznym snobizmem. Ostatnio słyszałam, że należy szukać egzotycznych roślin, które można „zmusić”, żeby u nas czuły się dobrze. Niestety, nie dowiedziałam się, na czym owo zmuszanie polega. Ale nie tracę nadziei. Zmuszanie nadal w modzie, zawsze wszak znajdzie się, ktoś, kto będzie nas przekonywał, że on wie najlepiej i jego myślenie jest najważniejsze, a my powinniśmy robić tak samo jak on. No cóż, uczył Wirgiliusz dzieci swoje… Na pewno znacie to wszyscy. Wszystkiego słonecznego życzę na progu lata.