Rozmowy
Jest Pan biznesmenem-instytucją. Grupa Trefl jest dzisiaj ważną marką, doskonale widoczną w Europie. W ubiegłym roku Trefl wyprodukował 20 mln produktów. Zapewne świetnie pamięta Pan swoje życiowo-biznesowe początki. Nie byłem w młodości oportunistą. Nie znosiłem, jak ktoś mną zarządzał. Nie przypisuję sobie żadnych działań opozycyjnych w PRL-u, bo nie byłem wśród walczących. Ale sprzeciwiałem się na swój sposób różnym bzdurnym działaniom w tamtym czasie. Miałem swoje doświadczenia w szkole, nawet zawiesili mnie za nieposłuszeństwo, bo nie chciałem radzieckiej flagi nieść na pochodzie, prowokowałem też nauczycielkę od historii, co powodowało pewną szkolną nerwowość, ale to były drobiazgi. Najważniejsze, że chciałem szybko stanąć na swoim i sam decydować o sobie. I to było to, co mnie motywowało. Uprawiałem też sport, co kształtowało charakter i uczyło determinacji. Czy w tym, co robiłem dotychczas, było coś nadzwyczajnego? Nie. Patrzę na to jak na naturalne działanie człowieka, który zajął się biznesem. Oczywiście to wymaga dużo, nawet bardzo dużo pracy, dobrej obserwacji środowiska, życia, pilnego studiowania ekonomii tu i teraz, ale również europejskich i światowych trendów – słowem wszystkiego, co dzieje się wokół. Wymaga to też konsekwencji i zdawania sobie w pełni sprawy z tego, co i jak się robi. Bardzo ważni są też dobrzy ludzie dookoła. A ja miałem szczęście, pracowałem ze świetnymi ludźmi i w wielu sprawach to jest ich zasługa.