POWRÓT/WSTECZ
Złoty Kangur i Polish Australian Arts Foundation

Fot. Anna Bobrowska KFP/FPFF

 

Złoty Kangur i Polish Australian Arts Foundation

W ramach 50. jubileuszowej edycji Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni nagrodę Złotego Kangura otrzymał reżyser Piotr Domalewski za film „Ministranci”. Podczas festiwalu rozmawiałam z Tadeuszem „Tedem” Matkowskim, Iwoną Pruszyńską oraz Rafałem Olbrychskim – częścią składu jury Złotego Kangura, oraz Fundacji Polish Australian Arts Foundation – o historii, planach i przyszłości Fundacji, a także o tym, co łączy i dzieli Polaków i Australijczyków.

Panie Tadeuszu, jest Pan pomysłodawcą i głównym fundatorem Nagrody Złotego Kangura. Jak się to wszystko zaczęło?
Tadeusz „Ted” Matkowski: To jest długa historia. W 1982 roku, kiedy mieszkałem w Wiedniu jako dziennikarz opisujący masową falę uchodźców z Polski po wprowadzeniu stanu wojennego, otrzymałem zlecenie od jednej z amerykańskich gazet, aby przeprowadzić wywiad z dyplomatką australijską w Wiedniu. Australia była krajem przyjmującym wówczas najwięcej uchodźców z Polski. I tak trafiłem na panią konsul Helen Friedmann z Australii, która później została moją żoną. Tuż po naszym ślubie w 1983 roku żona została przeniesiona na podobną placówkę do Tajlandii i Wietnamu. W Azji spędziliśmy dwa lata, a do Melbourne, skąd pochodziła moja żona, przylecieliśmy w 1985 roku. Myślałem, że to koniec mojej kariery zawodowej, bo czym ja się tam będę zajmował? Rok po osiedleniu w Melbourne podjąłem decyzję o założeniu wydawnictwa, pierwszego w historii polskiego dziennikarstwa magazynu kolorowego typu National Geographic. Nazywał się „Tu i tam”, a moim głównym zamierzeniem było, aby nieco bardziej przybliżyć Polskę Australijczykom.

Na czym najbardziej Panu zależało w prezentowaniu Australijczykom polskiej kultury?
Tadeusz „Ted” Matkowski: Uznałem, że jako Polak muszę czymś się Australijczykom pochwalić. Moja żona, która pokochała Polskę, mówiła: „Tadeusz, przecież jest tyle wspaniałych artystów, teatrów i filmów. No róbmy coś!”. No i tak się stało, że zacząłem już w latach 90. sprowadzać do Australii polskich artystów i polskie filmy. Podróżowałem z ciężkimi skrzyniami z filmami [jeden film 35 mm w tamtych czasach ważył przeciętnie około 30 kg – przyp. Red.] od miasta do miasta i to było takie polskie kino objazdowe po Australii. Po każdej projekcji czułem, że widzowie chętnie spotkaliby się z jakimś polskim aktorem czy reżyserem. Pierwszym gościem, którego zaprosiłem w ramach pierwszego w historii Australii festiwalu polskich filmów, był Jerzy Stuhr. To było akurat w czasie jego choroby – ja sam wcześniej też chorowałem. Zapewniałem Jurka, że skoro ja przeżyłem, to i on przeżyje. Później w swojej książce wspomniał o tym, że poniekąd uratowałem mu tym życie, bo poczuł, że ma jeszcze jakiś cel w życiu. To było dla nas bardzo ważne wydarzenie. Po czasie zorientowałem się, że jestem bardziej zwolennikiem jednorazowych pokazów niż festiwali i takie właśnie kontynuowałem. Jedynym sposobem, aby dowiedzieć się, co jest w tej chwili aktualne na rynku filmowym, był udział w festiwalu w Gdyni. To właśnie tam wybierałem filmy do pokazania w Australii. 

Jakie były zatem kulisy zainicjowania nagrody Złotego Kangura w ramach Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni?
Tadeusz „Ted” Matkowski:
Po pewnym czasie postanowiłem wprowadzić australijską nagrodę, zachęcającą polskich producentów, reżyserów czy aktorów do przyjazdu do Australii na spotkania z widzami. Zależało mi na tym, aby dochodziło do kontaktów polskich i australijskich twórców filmowych. Wprowadziłem nagrodę Złotego Kangura dopiero w 2008 roku. W 2020 roku w trakcie pandemii Festiwal Polskich Filmów Fabularnych odbył się, dzięki uprzejmości organizatorów, w formule online, dzięki czemu mimo wszystko miałem okazję obejrzeć filmy i podjąć decyzję o wręczeniu Złotego Kangura Piotrowi Domalewskiemu za „Jak najdalej stąd”. Cieszę się, że w ramach tegorocznej, jubileuszowej edycji Festiwalu, również mogliśmy przyznać Piotrowi tę nagrodę za film „Ministranci”. Mam nadzieję, że tym razem przyleci do Australii.

Skąd decyzja o przyznaniu nagrody akurat temu filmowi?
Rafał Olbrychski:
Mieliśmy pewne dylematy i bardzo gorącą dyskusję po wnikliwym obejrzeniu repertuaru całego festiwalu. A filmy były bardzo różnorodne, od wielkich produkcji po bardziej kameralne, ale jeśli chodzi o równowagę przekazu, sprawność realizacji, pozytywną energię i ukazanie Polski, to film „Ministranci” okazał się idealnym balansem, a przede wszystkim filmem, na który reaguje się sercem. Wspaniała, genialne dobrana, poprowadzona mistrzowsko przez reżysera obsada, pełna młodych, utalentowanych ludzi. Mam nadzieję, że ten film będzie znany na całym świecie, bo rozmawialiśmy z wieloma zagranicznymi gośćmi festiwalu i bardzo im się podobał. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że ten film jest uniwersalny i ogląda się go tak samo dobrze w każdych warunkach kulturowych. 
Tadeusz „Ted” Matkowski: Warto wspomnieć, że my jako jury Złotego Kangura nagradzamy najlepszy film pokazem w Australii. Naszym kryterium jest to, jak zareagują na to nasi australijscy widzowie i to jest bardzo ważne. Nasze polskie produkcje cieszą się wśród australijskiej publiczności dużym powodzeniem. 
Iwona Pruszyńska: Chciałabym filmem „Ministranci” pokazać, że żyjemy innymi sprawami, nie tylko politycznymi, ale również tymi, które dotyczą szerzenia dobra i dostrzegania go wokół nas. Ten film świetnie obrazuje, że młode pokolenie polskie jest zainteresowane równowagą w życiu i że my, Polacy, nie jesteśmy tylko nastawieni na wojnę. Australijczycy lubią oglądać filmy, które dotyczą pozytywnych aspektów życia. I po tym seansie czuło się podniesienie na duchu, że potrafimy odnaleźć dobro nawet w realiach trudnej politycznie sytuacji na świecie.

Jak pojawiła się inicjatywa powstania fundacji Polish Australian Arts Foundation?
Tadeusz „Ted” Matkowski:
Myślałem o przyszłości Złotego Kangura i doszedłem do wniosku, że warto byłoby stworzyć fundację, aby historię tej nagrody kontynuować. W kwietniu tego roku założyliśmy Polish Australian Arts Foundation, a jej członkami są jurorzy z Polski. 
Iwona Pruszyńska: Przez ostatnie 16 lat członkami jury musiały być osoby mające jakieś połączenie z Australią, robiące coś dla Polonii australijskiej, ewentualnie dla społeczeństwa australijskiego, reprezentujące obydwa kontynenty. Wraz z powstaniem fundacji mamy taki zamysł, żeby spotęgować artystyczną współpracę między Polską i Australią, organizować stypendia dla młodych polskich artystów, które mogliby realizować w Australii, czyli przybliżać tą młodą sztukę polską widzom i generalnie całej publiczności australijskiej, zapoznawać ją z naszym poczuciem estetyki.
Rafał Olbrychski: Dodam jako ciekawostkę, że australijska szkoła filmowa była też budowana przez Polaków i najwięksi filmowcy australijscy mają tego pełną świadomość i to jest bardzo też ciekawy temat. Dlatego zależy nam także na tym, aby promować australijską, w tym aborygeńską kulturę w Polsce. Z mojego punktu widzenia może być bardzo ciekawe inicjowanie współpracy, czyli zapraszanie i pokazywanie swojej kultury, ale też doprowadzanie do twórczej współpracy, i wtedy pokazywanie tego w obu krajach. 

Z Państwa perspektywy, co właściwie łączy Australijczyków z Polakami? Nie tylko w ujęciu mentalności, ale też filmowo. Czy można zauważyć jakieś wspólne mianowniki w twórczości australijskiej i polskiej? 
Iwona Pruszyńska:
Ja od 2003 roku jestem związana z Australią i na podstawie moich doświadczeń, odpowiem przewrotnie – łączą nas różnice. My się przyciągamy ciekawością siebie nawzajem, bo jesteśmy naprawdę bardzo różni. Australia jest wielokulturowym krajem, są to takie małe Stany. Australijczycy są bardzo optymistyczni, otwarci na drugiego człowieka, lubią o nim słuchać, dowiadywać się o nim więcej. Natomiast łączy nas też umiłowanie do życia, dystans do siebie oraz to, że potrafimy się świetnie bawić, ale robimy to w inny sposób. Podstawowym celem istnienia Australijczyków jest celebracja życia pod każdym względem, mają bardzo pozytywne nastawienie. Nienawidzą narzekać i to jest chyba ta największa różnica, bo niestety, my, Polacy, przejawiamy taką narodową tendencję do marudzenia. Tu jest duże pole do tej współpracy kulturalnej, możemy się uzupełniać.

Jakie są Pani i Pana Rafała powiązania z Australią oraz jakie role pełnicie Państwo w jury Złotego Kangura i Fundacji Polish Australian Arts Foundation?
Iwona Pruszyńska:
Jestem polskim i australijskim prawnikiem i prowadzę kancelarię międzynarodową z biurami w Sydney i w Warszawie, natomiast jestem także ogromną pasjonatką kultury australijskiej, a dokładnie kultury aborygeńskiej, która jest podziwiana na całym świecie, a bardzo jeszcze nieznana w Polsce. Moją rolą jest promowanie bogatej australijskiej, aborygeńskiej kultury, ale oczywiście też pomagam w angażowaniu się w polskie projekty. Od czterech lat zasiadam w jury Złotego Kangura. Zatem moja rola czysto pasjonacka. 
Rafał Olbrychski: Iwona bardzo skromnie tutaj o sobie mówi, natomiast jest też doskonałym prawnikiem na dwóch systemach prawnych i na dwóch kontynentach. Zapewnia nam jako fundacji całą tę oprawę i legalną działalność w obu systemach prawnych. Jeśli chodzi o mnie, poznałem Iwonę podczas podroży po Australii wraz z moją partnerką Moniką w 2015 roku. Od tamtej pory jesteśmy w stałej przyjaźni i kontakcie. Mnie również pasjonuje sztuka aborygeńska i od razu bardzo ochoczo się w to włączyłem, występowałem, robiłem oprawy muzyczne do wystaw, do wernisaży. Jestem jednym z pierwszych przykładów współpracy, ponieważ współtworzę muzykę i teksty piosenek z australijskim autorem i kompozytorem Jaiem Larkanem. Mamy zamiar zrobić całą płytę, ja działam w Polsce, on jest Australijczykiem, ale mieszka w Hiszpanii, więc może się z tego zrobić taki europejsko-australijski projekt. Jestem także związany też ze światem filmu, zarówno rodzinnie, ale też zawodowo. Sam brałem udział w festiwalu w Gdyni 32 lata temu, gdy byłem z pierwszym filmem „Rozmowa z człowiekiem z szafy” Mariusza Grzegorzka, potem były kolejne. Troszeczkę w życiu pracowałem – głównie jako aktor, czasami też coś współprodukowałem, robiłem muzykę. W związku z tym świat filmu nie jest mi obcy i staram się z tego wewnętrznego punktu oglądać filmy i oceniać, będąc w jury.

Wspomnieli Państwo wcześniej o wspieraniu młodych twórców jako fundacja, czy mogliby Państwo rozwinąć ten wątek? 
Iwona Pruszyńska:
Ten wątek jest na razie tylko myślą. I jak każda myśl, musi się porządnie zakorzenić w głowie, ponieważ dopiero od kwietnia działamy jako fundacja i mamy jeszcze wiele administracyjnych spraw do zrobienia, w związku z tym nie myślimy jeszcze o wielkich projektach. Natomiast zdecydowanie będziemy szukali funduszy. Mamy powiązania z naszym konsulatem, świetnego konsula, pana Piotra Rakowskiego w Sydney, który jest bardzo proartystyczny, prokulturowy i myślę, że też pomoże nam w tym, żeby ściągnąć do Australii różnych artystów. 
Rafał Olbrychski: Pomysłów jest wiele, ale jak właśnie słusznie Iwona wspomniała, wszystko zależy od funduszy. Nie wszystko można tylko samym pomysłem zrobić. Nasza fundacja ma potencjał, aby działać na większą skalę poprzez produkcję filmów, współpracę, promocję kina, a także na mniejszą skalę w ramach wsparcia muzyków i plastyków. 
Iwona Pruszyńska: Fundacja powstała głównie z myślą o naszej chęci wyprodukowania filmu o Strzeleckim, naszym polskim bohaterze w Australii, który odkrył Górę Kościuszki, najwyższy szczyt australijski. Nieprawdopodobnie barwna osoba z zaskakującą historią życia. Będziemy więc zbierać fundusze przede wszystkim na film o Strzeleckim i mamy nadzieję, że będziemy mogli go pokazać tutaj na festiwalu w Gdyni.

Trzymam w takim razie kciuki za realizację projektów i sprawne funkcjonowanie fundacji. Wszystkiego dobrego! Bardzo Państwu dziękuję za wspaniałą rozmowę.


Rozmawiała
Marysia Kiedrowicz

 

Fot. Anna Bobrowska KFP/FPFF

 

 

POWRÓT/WSTECZ