Zachęcam do twórczej aktywności…
Z Krystyną Stańko – wokalistką, kompozytorką, autorką tekstów rozmawia Alina Kietrys.
Pandemia nas nie oszczędzała. Pótora roku temu artyści również znaleźli się w trudnej sytuacji. Ostatni Pani koncert odbył się w marcu 2020 roku.
To był ostatni koncert dla publiczności, z moimi studentami w klubie Winda we Wrzeszczu. Wieczór był bardzo sympatyczny – młodzi sami przygotowali program, ja zaśpiewałam dwa utwory. Nie ukrywam, że tak jak prawie wszystkim artystom, bardzo brakuje mi kontaktu z publicznością. Staram się to uzupełniać innym aktywnościami, szukam własnych sposobów, żeby nie popaść w totalną pustkę czy bezład artystyczny, ale żeby ten czas wypełniać na przykład nowymi nagraniami. I udało mi się zaledwie wczoraj z moim trio nagrać klip wideo w Orłowie na plaży do piosenki z płyty „Fale”, która ukazała się w pandemicznym czasie. Graliśmy koncert promujący ten materiał na festiwalu Jazz Jantar, ale bez publiczności – można było obejrzeć streaming. To oczywiście był i jest trudny czas dla wszystkich. I nie chodzi o to, że brakuje nam braw na koniec naszego występu… Reakcja publiczności jest czymś więcej – swoistym oddechem sali, tworzy niepowtarzalny klimat, który towarzyszy koncertom, to rodzaj wymiany energii między artystami a publicznością. W każdym miejscu, w którym gramy, oddziaływanie publiczności jest nieco inne, ale niezwykle cenne. To metafizyka. I tego też bardzo brakuje, ale się nie poddaję. Nie ma totalnego smutku. Swoich studentów również zachęcam do twórczej aktywności i namawiam, by więcej czasu poświęcali na edukowanie się, na osobisty rozwój, na przygotowanie własnych materiałów. To wszystko można robić nawet w takim trudnym czasie. Cały czas jestem w kontakcie –także mailowym – z moimi studentami. Dyskutujemy, co można zmienić, poprawić. Działamy. Ważne jest także w działalności artystycznej, by właściwie ukierunkować nasze myślenie, planować, wychodzić naprzód, wizualizować sobie przyszłość.
Pani działalność dydaktyczna jest znana. Zrobiła Pani doktorat i twórczo pracuje na Akademii Muzycznej w Gdańsku. Czy dzisiaj wielu jest studentów zainteresowanych jazzem?
Co roku na nasz kierunek (wokalistyka jazzowa i estradowa) mamy ponad stu chętnych, a tylko cztery miejsca na licencjat i cztery na studia magisterskie. Nie wiem, czy większość kandydatów jest nastawiona na śpiewanie jazzu, ale na pewno znaczna część na muzykę rozrywką. Zależy im z pewnością na szerszej publiczności. Cieszę się, że mogę pracować z młodzieżą – to również dla mnie jest niesłychanie rozwojowe. Mam w sobie pedagogiczną pasję i mogę ją realizować, choć prawdę powiedziawszy, gdy byłam tuż po studiach, nie myślałam o tym. Interesowało mnie wtedy tworzenie muzyki, pisanie tekstów, nagrywanie własnych utworów w studiu, koncertowanie. Dużo wtedy wyjeżdżałam. Blisko dwadzieścia lat temu dostałam propozycję od prof. Leszka Kułakowskiego, który jest założycielem naszego kierunku jazzu i muzyki estradowej, by rozpocząć zajęcia w akademii. Zaskoczyło mnie to, ale podjęłam wyzwanie. I muszę przyznać, że bardzo lubię uczyć, lubię obserwować moich studentów, ich rozwój i artystyczne dorastanie. To praca bardzo indywidualna, jeden na jeden, więc relacje między nami są też inne, dużo bliższe aniżeli na zajęciach grupowych. Jestem po to, żeby ich czegoś wartościowego nauczyć, pomagać, ale i wzmocnić, wspierać w działaniu.
Pani kariera też rzecz ważna – 12 albumów za Panią, miały one znakomite recenzje. Jazzowym albumem roku została kilka lat temu płyta „Krople słowa”.
Myślę, że to jest najważniejsza płyta w moim dorobku, od początku była dla mnie wyjątkowa poprzez połączenie poezji z muzyką jazzową. Jest efektem nie tylko mojej pracy muzycznej. Musiałam na przykład dotrzeć do rodziny Haliny Poświatowskiej, żeby uzyskać zgodę na wykorzystanie tekstów tej świetnej poetki, równie ważny był kontakt z Fundacją Wisławy Szymborskiej, bo teksty tych poetek są w tym albumie. Nasza noblistka, kiedy kończyliśmy pracę nad płytą, zmarła. I stanęłam przed ogromnym dylematem – zastanawiałam się bowiem, czy powinnam w tym momencie wydawać album. Nie chciałam być posądzana, że w jakikolwiek sposób „wykorzystuję” to dramatyczne wydarzenie. Pamiętam to poważne rozdarcie, ale radziłam się innych osób i wszyscy zgodnie uznali, że powinnam wydać „Kroplę słowa”, szczególnie że byliśmy już na finiszu wszystkich działań.
Tej płyty należy słuchać stale, bo są na niej po prostu szlachetne, mądre wiersze, piękna muzyka i Pani cudowny głos.
Dziękuję bardzo. Powiem przy okazji, że płyta trafiła do szkolnych bibliotek i nauczyciele wykorzystują ją w nauczaniu języka polskiego, bo rzeczywiście poezja, którą śpiewam, jest niezwykła. Piszą do mnie o tym uczniowie i muszę powiedzieć, że dla mnie jest to ogromnie ważne. Myślę, że połączenie poezji z muzyką na „Kropli Słowa” stworzyło nową wartość. Na tym krążku grają też niesamowici muzycy – obok mojego składu w nagraniach uczestniczyli wspaniali goście: m.in. Maciej Obara, Paul Rutschka, Sri Hanuraga, Jacek Królik, Cezary Konrad.
Pracuje Pani z czołówką polskich jazzmanów.
Tak, mam tę wielką przyjemność. Słuchamy siebie nawzajem, a oprócz muzyki bardzo ważne są dla mnie relacje międzyludzkie. Moja przyjaźń na przykład z Dominikiem Bukowskim – wirtuozem wibrafonu, czy Piotrem Lemańczykiem – wybitnym kontrabasistą, trwa całe lata. Lubimy być ze sobą, lubimy razem tworzyć, a w sztuce jest to bardzo ważne. „Fale” to kolejny album, który powstał z udziałem właśnie moich muzyków-przyjaciół. Po prostu czujemy podobnie muzykę, wspieramy się i umiemy wspólnie realizować projekty muzyczne.
Ponad 30 lat na scenie… W swoim dorobku ma też Pani muzykę inspirowaną folklorem kaszubskim.
Mam dużą rodzinę na Kaszubach, co kilka lat organizujemy rodzinne zjazdy. Przyjeżdża wtedy z Polski i ze świata nawet około 400 osób. Wiem, że z czasem człowiek chce poczuć, skąd pochodzi, jaka jest jego historia, chce ją kontynuować. Moja rodzina była muzykalna, dziadek był muzykiem amatorem, współpracował z panem Lubomirem Szopińskim, założycielem Towarzystwa Muzycznego w Kościerzynie, prowadził amatorskie zespoły. Moi wujkowie grali na różnych instrumentach dętych, potrafił czytać nuty. Śpiew natomiast był ważny w rodzinie mojego taty – miał on bardzo piękny głos i niesamowitą osobowość, śpiewając promieniał i dzielił się energią. Muzyka w rodzinnych relacjach była ważna, a ja tym nasiąkałam. Zaczęłam bardzo szybko grać na gitarze, podobnie jak moja siostra-flecistka. Mój syn też od najmłodszych lat uczył się gry na fortepianie, a teraz gra na perkusji. W tym roku robi dyplom w naszej Akademii Muzycznej. Gra na tym instrumencie od najmłodszych lat była jego marzeniem. Zresztą ja również uwielbiam perkusję, która ma niewiarygodne możliwości i tak wiele brzmień. Bardzo się cieszę, że syn gra właśnie na perkusji i że muzyka jest w jego życiu ważna. Od kilku lat występuje również w moim kwintecie, z czego się ogromnie cieszę.
Ostatnia Pani płyta „Fale” weszła na rynek w grudniu 2020 roku.
Zagraliśmy premierę w Klubie Żak na Festiwalu Jazz Jantar, bez publiczności, a później mieliśmy okazję zaprezentować ten materiał na Szczecin Jazz Festival. Teraz mamy w planach promocję tej płyty, w lipcu zagramy w Teatrze Atelier w Sopocie i pewnie będą jeszcze koncerty na wolnym powietrzu. Jeszcze w czerwcu wystąpimy w Helsinkach.
„Fale” to płyta zainspirowana czasem pandemii – zarówno teksty, jak i muzyka są wynikiem naszej potrzeby twórczego działania, chęci przetrwania tego niesprzyjającego, „złego” czasu, opisem tego, co się z nami działo. Pod koniec maja w ubiegłym roku zaczęliśmy próby, a finiszowaliśmy koncertem w grudniu.
A więc życzę realizacji zamierzeń i dziękuję za rozmowę.