POWRÓT/WSTECZ
Wernisaż i wystawa malarstwa Marka Czarneckiego

Fot. Piotr Lewandowski

 


Wernisaż i wystawa malarstwa Marka Czarneckiego

W czwartek 23 czerwca goście odwiedzający galerię Gdyńskiego Centrum Filmowego mieli okazję doświadczyć uczucia niepokoju wobec procesu destrukcji. Zniszczeń dokonywał sam artysta, który zerwał z płótna obrazy po to, aby odkryć drugą warstwę. Przeciąganie liny przez mężczyzn widocznych na obrazie zastępuje cielesne ograniczenie kobiet siedzących na kocu z dziećmi i zwierzętami. Całymi sobą emanują niepokojem i czujnością wobec niespodziewanego zagrożenia. Tylko młoda kobieta paląca papierosa wydaje się niezainteresowana niczym, jej czas jest tu i teraz, nie ma przyszłości, nie ma już o co się martwić.

Temat wystawy – SYMULAKRA’22 – nawiązuje do problemów podjętych w najbardziej znanym dziele głośnego francuskiego filozofa Jeana Baudrillarda „Symulakry i symulacja”. 

„Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek, granica między światem rzeczywistym a jego przedstawieniami w mediach – tych społecznościowych i tych instytucjonalnych stopniowo i niebezpiecznie się zaciera” – wyjaśnia artysta Marek Czarnecki. „Te przedstawienia, symbole – symulakra właśnie – oderwały się od życia, przestały być od niego zależne, odeszły od pierwotnego znaczenia, źródła. Zamiast zawierać w sobie rzeczywistość – ukrywają to, że postrzegana przez ich pryzmat rzeczywistość nie istnieje. Symulakra przestają być przedstawieniem rzeczywistości i stają się same w sobie nierzeczywistą prawdą.”

„Przyglądam się między innymi tradycji, religii, tolerancji, życiu kobiet, problemom związanym z klimatem” – mówił na wernisażu artysta Marek Czarnecki. „Zastanawiałem się, jak obedrzeć rzeczywistość z tych fałszywych znaczeń i konotacji? Postanowiłem to zrobić wprost, malując jeden obraz na drugim. Zdarłem wierzchnią warstwę obrazu, aby przyjrzeć się temu, co pozostaje ukryte, zasłonięte. Cieszyłbym się, gdyby moje obrazy i rysunki stały się pretekstem do refleksji.”

„Malarstwo Marka Czarneckiego wprowadza widza w teatralne spectrum, gdzie postaci tworzą swoiste misterium walki dobra ze złem, życia ze śmiercią czy jawy ze snem, wyrażają wszystkie możliwe stany emocjonalne, zarówno te złe jak nienawiść czy zazdrość oraz te dobre jak miłość, zaduma, tęsknota” – napisał w recenzji prof. Henryk Cześnik z gdańskiej ASP. „Spowite mgłą z baśniowych scen mistycznych takich mistrzów jak Malczewski czy Grottger, obrazy Marka Czarneckiego często dopełniane są symboliką charakterystyczną dla obrazów polskiego romantyzmu. Wszystko to artysta osiąga poprzez profesjonalny warsztat, znakomity rysunek oraz znajomość anatomii tak niezbędną w wybranej konwencji artystycznej. Wartością dodaną jest niezwykła sugestywność tych obrazów, prowokując do własnych interpretacji i przemyśleń.”

Prowincja – bo taki tytuł nosi prezentowany cykl obrazów – nie jest wyłącznie sielska i bezpieczna. Jest też w niej wrogość wobec zewnętrznego świata, pozorowana chrześcijańska dobroć z zasłoniętymi oczami, ustami i uszami, bezradność wobec zniszczeń środowiska. Ta prowincja to cały świat, w którym możemy przejrzeć się jak w lustrze. 

Kolejny obraz Marka Czarneckiego prezentowany na wystawie to „Portret rodziny” z prywatnej kolekcji. Nie można przejść obojętnie obok tego obrazu. Kolory mówią o rozkładzie, ciała są blade, chore, jakby poplamione krwią. Postacie przeczą temu, co rzekomo przedstawiają: to, co może być czułym obrazem niemowlęcia na piersi, sygnalizuje niepokój, ramię matki nie obejmuje dziecka, ale unosi się nad jego głową, jakby nie była zainteresowana matczyną więzią, ale zdystansowana. Czy odrzuca przesłanie niektórych Madonn Wielkich Mistrzów? Wydaje się raczej obojętna, nie wycofana do własnego świata, ale oderwana; jej twarz jest zacięta i pozbawiona wyrazu, obojętna. Za dzieckiem jakieś groteskowe oblicze krzywi się z bólu lub nudy. Gdy oko ześlizguje się w dół, okazuje się, że scena jest zatłoczona: siedem postaci ludzkich zebranych w cielesnej bliskości, podtrzymywanych na dole przez wielkiego, tępego psa, a wszystko to na tle tkaniny lub gobelinu w kolorze zardzewiałej krwi. Cała kompozycja emanuje niepokojącym poczuciem zastoju. Minione epoki – średniowiecze, renesans, barok – przeplatają się w namacalnym odwołaniu do Hansa Memlinga, Albrechta Dürera, Hieronima Boscha, Andrei Mantegny. A jednak to teraźniejszość rani patrzącego: dżinsy młodej kobiety, chustka na głowie mężczyzny sygnalizują, że to czas, którego nie możemy nie uznać za swój własny. Dlaczego boli przyznanie, że sami rozpoznajemy naszych współczesnych? Być może dlatego, że cielesna ekspresja obrazu nas przygnębia. Sposób, w jaki Czarnecki przedstawia ciała osób, świadczą o ich ograniczeniu. Wspólnota rodzinna nie jest źródłem pocieszenia. Pomimo strukturalnej bliskości, poszczególni członkowie rodziny wydają się oczarowani stanem, w którym łączące ich więzi są również więzami cielesnymi. W efekcie jest to portret plemienia, grupy połączonej krwią i czymś jeszcze: czymś pierwotnym, ale nieuchwytnym, jak mit.
Obrazy Marka Czarneckiego można obejrzeć na stronie marekczarnecki.art.

>>Daj ten poniższy tekst jako cytat (wyróżnienie)<< 
Zaczarowane plemię
Świat widziany oczami artysty Marka Czarneckiego uderza w widza jak ostrze, zanim się zorientujemy, co dokładnie dzieje się na obrazach, jesteśmy oszołomieni i unieruchomieni.
 
>>Koniec wyróżnienia<<

Marek Czarnecki 
W 1987 uzyskał dyplom z malarstwa na Wydziale Malarstwa i Grafiki w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku (obecnie ASP)  w pracowni prof. Kiejstuta Bereźnickiego. W latach 1988–1991 pełnił rolę asystenta w pracowni prof. Bereźnickiego. od 1991 do 1995 żył i pracował twórczo w Paryżu i w Niemczech. Stypendysta Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz landu Hesja. Jego wystawy można oglądać w Polsce oraz za granicą, m.in. we Francji, Niemczech, Belgii i Rosji.

 

 

POWRÓT/WSTECZ