Trójmiejskie teatry aktywne latem
Spektakle, które warto obejrzeć
Od kilku lat zmieniła się polityka teatrów Trójmiasta. Wyraźnie chcą być obecne w lecie wśród swoich widzów, ale również starają się, by to, co mają w repertuarze interesującego, zaprezentować przyjezdnym.
Teatr Wybrzeże na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim wystawia „Złoty kluczyk”, opowieść Marty Giergielewicz i Maćka Prusaka osnutą na motywach baśni braci Grimm. Twórcy spektaklu uważają, że „dzięki baśniom możemy towarzyszyć dzieciom w ich pierwszych wyprawach do świata, gdzie zaklęcia są skuteczne, zwierzęta mówią ludzkim głosem, a przechadzający się po lesie krasnoludek nie jest niczym nadzwyczajnym. Opowiadając baśnie dzieciom, dajemy im świat większy i bogatszy”. Warto obejrzeć ten spektakl, by dać się porwać bajecznej magii.
Miłość nie jedno ma imię, chciałoby się wykrzyknąć oglądając „Kronikę wypadków miłosnych” w Teatrze Wybrzeże. Scenografia buduje klimat. Zielona, prawie soczysta sztuczna trawa będzie miłą przestrzenią do schadzek i sielskich spotkań. Po prawej stronie sceny płynie strumyk, niczym granica światów. Przez niego bohaterowie będą przechodzić, przeskakiwać i się w nim w końcu zanurzą. Jest też domowe zacisze Witka i tajemniczy, tylko z toaletką dom pułkownika Nałęcza, ojca pięknej Aliny, do której Witek zapała romantyczną miłością. „Kronikę wypadków miłosnych” wyreżyserował Jarosława Tumidajski, który jest też autorem adaptacji powieści Tadeusza Konwickiego. Znajdziemy w tym spektaklu ckliwość, ironię, trochę leniwego, zaginionego świata lat 30., który towarzyszy rozkwitającej miłości Aliny i Witka. Konwicki akcję powieści umieszcza w roku 1939 w Wilnie i okolicach. „Kronika” zapisuje więc zdarzenia nieomal w przededniu grożącego światu kataklizmu. Tumidajski jest wierny prozie Konwickiego, a także klimatom i nastrojom, które pojawiają się w powieści. Wicio, którego gra Adam Turczyn, jest z pewnością najbardziej wyrazistą i wiodącą postacią w tym spektaklu. Jego młodzieńczość, wszechobecność i autentyczny bunt są wiarygodne. Kiedy należy potrafi się mitygować, choć nie jest mu obca młodzieńcza porywczość. To dobra i ciekawa rola. Partneruje mu Katarzyna Borkowska jako ukochana Alina. Jest odrobinę nieśmiałą, ale zadziorną i przemądrzałą pannica, która bardzo szybko uczy się gry uwodzenia. Umizgi przeplata z wybuchami namiętności rozkapryszonej panienki, rozpacza, gdy pojawiają się miłosne problemy. Uroda aktorki i staranność w interpretowaniu roli romantycznej bohaterki uwodzą. Warto też w tym spektaklu zwrócić uwagę na role ciotek. Rozerotyzowaną, dojrzałą i prowokacyjną Cecylię gra Magdalena Boć, natomiast Olimpię – Katarzyna Kaźmierczak, wyraźne zahukane przeciwieństwo siostry. Ciekawa jest też postaci Lowy w interpretacji Jana Napieralskiego i tajemnicza osoba Nieznajomego w interpretacji Piotra Łukawskiego. A Krzysztof Matuszewski w roli Dziadka jest wyrazisty, dobrotliwy, wpisany niczym „żywy obraz” w tamte czasy. To nostalgiczne przedstawienie ogląda się niespiesznie. Proza Konwickiego ma swój urok, choć reżyser nie zadbał o konsekwentne budowanie dramaturgicznego napięcia. Spektakl „Kronika wypadków miłosnych” grany jest na Scenie Kameralnej w Sopocie.
I jeszcze w lipcu w Wybrzeżu prapremiera „Piękna Zośka” na Scenie Malarnia. Scenariusz przygotowali Justyna Bilik i Marcin Wierzchowski, który też spektakl wyreżyserował. Justyna Blik jest scenarzystką filmową, w tym ostatnio dość głośnego „Norwegian Dream”. Wierzchowski to znany twórca teatru, którego spektakl kilka lat temu wygrał Boską Komedię – prestiżowy krakowski festiwal. A „Piękna Zośka” jest historią zbrodni w podkrakowskiej wsi z roku 1927. Ofiarą jest chłopka, muza słynnych krakowskich malarzy, młodopolska modelka Zofia Paluchowa, znana jako Piękna Zośka. Jedynym podejrzanym w tej sprawie jest jej mąż Maciej, szewc i rolnik, który nie przyznaje się do winy. Rozpoczyna się proces sądowy i dramat rodziny, w którym pojawi się wiele pytań. Warto się wybrać na to przedstawienie, które grane będzie również w sierpniu.
W Teatrze Miejskim w Gdyni dwa przedstawienia godne polecenia, przede wszystkim na Darze Pomorza „Jądro ciemności” Josepha Conrada. Reżyserem ważnego i udanego spektaklu jest Krzysztof Babicki, który w kilku wymiarach interpretuje zarówno prozę Conrada, jak i koncepcję literacką Pawła Huelle. Bowiem dramaturgiczną opowieść na motywach „Jądra ciemności” stworzył Huelle, który wykorzystał wątki opowiadania Conrada, ale zbudował interesującą własną strukturę sceniczną, bliską tragedii antycznej. Ciekawie scenograficznie zaadaptował przestrzeń pod pokładem żaglowca Marek Braun, a stylistycznie wysmakowane kostiumy zaprojektowała Jolanta Łagowska-Braun.
„Jądro ciemności” jeden z najważniejszych tekstów Conrada napisany został przed ponad 120 laty. Autor sięga nim do osobistych przeżyć, do czasów, kiedy pływał po rzece Kongo na belgijskim parowcu. Wtedy doświadczył siły bezwzględnego kapitalizmu, wyzysku i przemocy ubieranych w hasła chwalące cywilizację i rozwój. Narrator Charles Marlow nie bez powodu uważany jest za alter ego pisarza. Opowiada o tamtych doświadczeniach i Marlow dociera do Kurtza, agenta kolonii, który rezyduje w małej plemiennej wiosce. O okrucieństwie uwikłanego Kurtza krążą legendy. Jego Narzeczona, w tej roli wyrazista Monika Babicka, chce dostrzec w Kurtzu człowieka.
Bardzo ciekawa w tym spektaklu jest koncepcja Parek – dwóch antycznych bogiń losu, wykreowanych w koncepcji dramaturgicznej Pawła Huelle. Są one przewodniczkami, na drutach dziergają nici życia. W ruchach i gestach są niemal identycznie, mówią o bezwzględnym świecie z ironią, dystansują się od opowieści Marlowa, który w tym spektaklu nie jest najważniejszy. Marlowa gra z umiarkowanym napięciem Mariusz Żarnecki. Dwie kreacje tego przedstawienia to na pewno boginie Parki: Weronika Nawieśniak jako Margo i Agnieszka Bała w roli Ethel. Są demoniczne, w ostrym makijażu fascynują i tajemniczo uwodzą widzów. I bardzo dobrze wyśpiewują część swoich kwestii. Ważna w tym przedstawieniu jest osoba Kurtz w interpretacji Piotra Michalskiego, to niejednoznaczny bohater – okrutny, ale i zagubiony w obsesjach. Michalski stopniuje napięcie postawą, gestem i tembrem głosu. Wydaje się, że najlepiej rozumie Kurtza oddana mu Kobieta – zmysłowa i odważna w interpretacji Martyna Matoliniec.
Muzyka Marka Kuczyńskiego dopełnia przedstawienie. Kuczyński tworzy koherentne z dramaturgią dzieło muzyczne. Dźwiękami otwiera wyobraźnię widzów, świdruje, niepokoi, ale i prowadzi ku kolejnym scenom. To bardzo oryginalna ścieżka dźwiękowa, melodyczna muzyka przestrzeni zaklęta pod pokładem Daru Pomorza. „Jądro ciemności” można oglądać w lipcu i sierpniu. Zachęcam.
A dla spragnionym lekkiej, letniej rozrywki polecam najnowszą produkcję Teatru Miejskiego na Scenie Letniej w Orłowie. Pod gołym niebem, w pięknej morsko-plażowej scenerii dzieje się „komedia sensacyjno-muzyczno-naftowa”, jak określa ją autor Szymon Jachimek. „Na Waleta” to tytuł tej zabawy z widzem. Twórca kabaretowy wie, jak rozśmieszyć, zespół aktorski dostarcza odpowiednich emocji, a reżyser Rafał Szumski pilnuje, żeby publiczność czuła się jak najlepiej.
Alina Kietrys
Kronika wypadków miłosnych, Teatr Wybrzeże
Fot. Andrzej Basista
Na Waleta, scena Letnia Gdynia.
Fot. Roman Jocher
Jądro ciemności
Fot. Roman Jocher
Na Waleta, scena Letnia Gdynia
Fot. Roman Jocher
Kronika wypadków miłosnych, Teatr Wybrzeże.
Fot. Andrzej Basista