POWRÓT/WSTECZ
Teatr Nieduży z ambicjami

Teatr Nieduży z ambicjami

Piotr Kosewski – artysta niespokojny. Aktor, piosenkarz, reżyser, który próbował w życiu różnych zawodów. Był kucharzem, kelnerem, fryzjerem, bo z czegoś trzeba żyć. W Sopocie założył przed czterem laty Teatr Nieduży, który w ostatnim czasie odniósł ważny sukces.

Teatr Nieduży jest rezydentem w Teatrze Atelier w Sopocie.
Tak, jednym z sześciu zespołów na tej scenie.

Dużo was w tak niewielkiej przestrzeni. I tam urządził Pan swój przedurodzinowy koncert.  Najlepsze życzenia. 
Dziękuję. To nie były okrągłe urodziny, ale dobry pretekst do spotkania z ludźmi, którzy lubią nasz teatr. To była też dobra okazja do podsumowania tego, co zrobiłem do tej pory, a trochę się nazbierało. Więc tego wieczoru wracałem do tego, co kocham: do wierszy Wisławy Szymborskiej, ale też piosenek Majki Jeżowskiej, które śpiewałem, i do musicalu „Metro”, który kiedyś wyreżyserowałem. Duża rozpiętość, jak widać.

A zaczęło się na poważnie, gdy chłopak z Mazur trafił do Trójmiasta na studia muzyczne…
Po drodze był jeszcze Olsztyn i pierwsza szkoła muzyczna, którą skończyłem w klasie kontrabasu. To nie był mój ulubiony instrument. Potem wybrałem śpiew operowy. Kiedy już jako tako śpiewałem i skończyłem kolejną szkołę muzyczną, przyjechałem do Gdańska na studia do Akademii Muzycznej na wydział aktorsko-wokalny. Dyplom robiłem w klasie prof. Ryszarda Minkiewicza, specjalność musicalowa. I to był też ważny czas mojej edukacji aktorskiej, bo miałem zajęcia z Joanna Bogacką, nieżyjącą już niestety wybitną aktorką. Miałem też zajęcia z Grzegorzem Chrapkiewiczem, świetnym aktorem w naszych teatrach, reżyserem, dzisiaj profesorem Akademii Teatralnej w Warszawie.

Czy wtedy zafascynowała Pana piosenka poetycka?
Na pierwszym roku Akademii Muzycznej robiliśmy z panią Joanną Bogacką spektakl z piosenek Jacques’a Brela. I właściwie od tego wszystko się zaczęło. A teraz z Anią Racławską-Musialik, świetną pianistką, nagraliśmy płytę piosenek Brela, która – mam nadzieję – ukaże się do końca tego roku. Uczestniczyłem też dwukrotnie w festiwal piosenek Młynarskiego.

I posypały się nagrody.
Pierwszą nagrodę wręczał mi Wojciech Młynarski. To było przeżycie. Teksty Wojciecha Młynarskiego do dzisiaj są dla mnie bardzo ważne. A potem przyszedł czas na teksty Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory. Dla mnie niesłychanie ważne jest, o czym się mówi bądź śpiewa ze sceny. I dlatego też zrobiłem spektakl „Byle nie o miłości” na podstawie tekstu Agnieszki Osieckiej. Występują w nim Agata Walczak i Maciek Podgórzak, a przedstawienie to bierze udział w Ogólnopolskim Plebiscycie Musicalowych Premier Sezonu 2023/2024.  

Kiedy właściwie zaczął Pan śpiewać?
W zespole Tańczące Nutki w szkole podstawowej w Dąbrównie na Mazurach. Trafiłem do zespołu już w zerówce i byłem jedynym śpiewającym chłopakiem. W trzeciej klasie grałem Lisa Witalisa, który po latach do mnie wrócił. Dwa lata temu wyreżyserowałem i skomponowałem muzykę do spektaklu „Szelmostwa Lisa Witalisa” Jana Brzechwy w teatrze Krystyny Jandy i gramy to przedstawienie z wielkim powodzeniem kolejny sezon na dwóch scenach – w Teatrze Polonii i w Och Teatrze. Będę też robił tę bajkę Brzechwy w naszym Teatrze Niedużym w Sopocie. Premiera w grudniu w okolicy Mikołaja.

Wracając do Pana losów artystycznych – nie bał się Pan sceny?
Byłem dość nieśmiały, ale kochałem być na scenie i lubiłem śpiewać. Scena pozwalała mi odkrywać innego siebie. To było fascynujące doświadczenie. Na początkowym etapie wspierała mnie mama. Ona zgodziła się na szkołę muzyczną. Zamieszkałem wówczas w internacie w Olsztynie. To była dobra szkoła życia i nawiązywania trwałych przyjaźni. W szkole średniej stworzyliśmy grupę wokalno-teatralną i wyreżyserowałem „Metro”, najgłośniejszy wtedy musical w Polsce, oczywiście za zgodą panów Józefowicza i Stokłosy. Wystawiłem go w sali Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej. Prawie nikt nie wierzył, że mi się uda. A się udało. Potem ta nasza grupa wystawiła jeszcze musical „Romeo i Julia”. Bardzo pomogła mi moja nauczycielka pani Joanna Wiśniewska, która mnie ośmieliła i namówiła do naukę śpiewu.

Musical Pana uwiódł?
Tak. Kiedyś na urodziny dostałem od znajomej płytę z hitami brodwayowskimi –do dzisiaj jest to moja ulubiona płyta. Więc wpierw słuchałem musicalowej muzyki, a teraz już dość często bywam w Londynie i oglądam te najlepsze musicale. Zresztą mieszkałem w tym mieście jakiś czas, więc też miałem okazję bywać na West Endzie. Taki teatr mnie fascynuje.

Kiedy zaczął marzył Pan o swoim teatrze?
Gdy trafiłem do Sopotu, ale to trochę trwało. Stworzyłem Teatr Nieduży, ale bez siedziby i na razie nie bardzo jest szansa na jakąś własną siedzibę. Myślę więc teraz czasami mało optymistycznie. A mamy kilka spektakli, które moglibyśmy grać właściwie stale, mamy publiczność, lecz nie mamy przestrzeni. Prawdę mówiąc, trochę jestem tą walką o teatr zmęczony. Bo mój teatr jest nieinstytucjonalny, a więc jest to stała niewiadoma. Czy będzie miejsce na próby, czy znajdę pieniądze na nowy spektakl, a muszę dbać o wszystko – od pisania wniosków o finanse, po przygotowanie sceny, sprzęt, wpuszczanie ludzi na przedstawienia, no i granie, i reżyserowanie. To jednak sporo i różnorodnie, a więc dość ciężko.

Teatr Nieduży odniósł w tym roku znaczący sukces. Ze spektaklem „Gołoledź” wystąpiliście w finale konkursu Klasyka Żywa w Opolu. Recenzje były bardzo dobre. Teatr zdobył nagrodę za wyczucie stylu muzyki Jerzego Wasowskiego, a Paulina Wilczyńska otrzymała nagrodę aktorską. 
To naprawdę ważne wyróżnienie dla niepublicznego, małego teatru. Wybrano do finału sześć spektakli z sześćdziesięciu zgłoszonych z różnych teatrów w Polsce, w tym teatrów profesjonalnych. Jestem więc naprawdę dumny z naszego sukcesu. „Gołoledź” jest widowiskiem z tekstem Jeremiego Przybory i muzyką Jerzego Wasowskiego. Reżyserowałem ten spektakl. Pokazywaliśmy „Gołoledź” w październiku w Teatrze Nowym w Poznaniu, zagraliśmy też raz w Sopocie. 

Ostatnia premiera to dla mnie zaskoczenie: „Ich czworo” Gabrieli Zapolskiej.
O Zapolskiej i tej sztuce myślałem od lat, bo to świetna literatura. I cieszę się, że udało nam się to zrealizować. Zapraszam do teatru Atelier, będziemy grali w styczniu 2025 roku.

Dziękuję za spotkanie i do zobaczenia w Teatrze Niedużym!

Paulina Wilczyńska, Anna Nowak, Piotr Kosewski. „Gołoledź”.

Maciej Podgórza. „Byle nie o miłości:”

 

 


 

POWRÓT/WSTECZ