Znam ten teatr od ćwierć wieku. Obserwowałam, jak rodziła się ta scena. Patrzyłam z podziwem, jak André Hübner Ochodlo z grupą pierwszych przyjaciół artystycznych tworzyli pomysłowo, odważnie i z konsekwentnym uporem swoją elitarną scenę. Oglądałam bardzo ważne spektakle, polskie prapremiery, o których potem mówiono w Polsce. Podziwiałam rewelacyjną Joannę Bogacką w sztuce „Szary Anioł” czy ostatnią sztukę Agnieszki Osieckiej „Darcie pierza”. Były też przedstawienia szczegółowo analizowane, takie wizytówki tego teatru jak „Hamlet Maszyna” Muüllera czy Taboriego „Weisman i Czerwona Twarz” albo „Proca” Kolady. Bo André Hübner Ochodlo nie chce zajmować się „rzeczami na zmówienie” czy dramaturgią na topie. On w Sopocie tworzył i tworzy własną, osobistą i nieprzeciętną wizję teatru dla publiczności wymagającej, która akceptuje jego pomysły.
Ochodlo kształtował swą osobowość w Teatrze na Tagance w Moskwie, w Giessen i Lipsku, ale również w Teatrze Muzycznym w Gdyni za czasów Jerzego Gruzy. Chciał tworzyć (i stworzył!) teatr, jakiego w Trójmieście nie było. Wspierał go m.in. Marek Richter. Początkowo bardzo sprzyjali Atelier twórcy lokalnej polityki kulturalnej, oczarowani innością mecenasi sztuki, szczególnie ważne w początkowej fazie było Studio Komputerowe Kajkowski. Dostrzegli też inni niebanalne Teatralne Lato w Sopocie. Fama o niewielkim teatrze Atelier przy plaży poszła w Polskę.
Do Teatru Atelier ściągnęła artystyczna elita: Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Ewa Błaszczyk, Stanisława Celińska, Alina Lipnicka, Elżbieta Mrozińska, Magda Kumorek, Renata Przemyk, Hanna Banaszak, Justyna Szafran.
Na długo związał się z tą sceną Krzysztof Gordon, dołączył Dariusz Siastacz. Zaczęli też przyjeżdżać Mirosław Czyżykiewicz, Przemysław Gintrowski, Piotr Machalica, Jacek Poniedzielski, Jan Janga Tomaszewski, Artur Andrus. I wielu innych artystów, których wspierali najlepsi muzycy skupieni wokół pomysłów Jerzego Satanowskiego czy Adama Żuchowskiego.
Jerzy Satanowski zagościł w Teatrze Atelier na stałe, a teraz jako producentka dołączyła też jego córka. Satanowski znał i cenił Agnieszkę Osiecką, Jonasza Koftę i Edwarda Stachurę – i ich utwory wykorzystywał w swoich spektaklach, a Adam Żuchowski udowodnił, że w Sopocie w Atelier mogą grać najlepsi jazzmani i klezmerzy, choćby ci z Atom String Quartetu – zawodowi mistrzowie dźwięku i interpretacji. Muzyka była też firmowym dziełem najwyższej klasy w recitalach poezji w jidysz André Hübnera Ochodlo.
Pamiętny dla historii tego teatru był rok 1994, kiedy to Jacek Buras – znany tłumacz z języka niemieckiego – przyprowadził na spektakl Agnieszkę Osiecką, która akurat w ukochanym Sopocie szukała spokoju po śmierci swojej mamy. Osiecka do Trójmiasta miała sentyment. Mało kto pamięta, że w redakcji nieistniejącego już „Głosu Wybrzeża” autorka „Okularników” odbywała pierwszą praktykę dziennikarską, bo studiowała właśnie ten kierunek. Znałam jeszcze dziennikarzy, którzy ten epizod wspominali z rozrzewnieniem.
Krystyna Janda w spektaklu-oratorium „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”
Agnieszkę Osiecką poznałam jako dojrzałą artystkę, twórczynię świetnych tekstów, rozmawiałam z nią kilka razy, także w Sopocie w Zaiksie i Teatrze Atelier. Ostatni raz spotkałyśmy się na Saskiej Kępie w Warszawie. Była już ciężko chora, ale nawet wtedy mówiła o Teatrze Atelier w Sopocie. W tym roku mija 21 lat od śmierci Agnieszki Osieckiej. Od 1997 Atelier nosi jej imię i co roku odbywa się tu konkurs interpretacji piosenek Osieckiej i koncert Pamiętajcie o Osieckiej. W tym roku znowu zaprezentowała się plejada świetnie śpiewających Osiecką młodych wykonawców. Koncert galowy poprowadziła fachowo i z klasą Magdalena Smolara – aktorka, która przed laty wygrała ten konkurs. A tegoroczne laureatki podobały się bardzo: muzykalne, z ogromną kulturą wykonawczą, entuzjastycznie wielbiące mało znane teksty Osieckiej i autentyczne. Nagrodzone zostały Anna Jastrzębska, Jowita Kropiewnicka i Małgorzata Walenda. Nagrodę publiczności zdobyła Marta Burdynowicz, rodem z Elbląga, która kształciła się w Akademii Muzycznej w Gdańsku. Wokalistka znana już m.in. z głośnego musicalu „Pioloci”, który święci triumfy w Teatrze Roma w Warszawie.
A na Teatr Atelier w Sopocie cały czas obowiązuje zdrowy snobizm. Publiczność to potwierdza, bo ten teatr ma swoje ważne miejsce i słusznie nazywany jest „jedną z ostatnich wysp poezji”. Warto też pamiętać, że kultura się sama nie wyżywi – potrzebuje wsparcia. I Teatr Atelier ma je w mieście – w Sopocie, choć oczywiście nowi, odważni i wrażliwi mecenasi sztuki bardzo by się przydali. Może któryś z pomysłowych i otwartych przedsiębiorców Pomorza pomyśli o tym i uzna, że też mógłby zapisać się złotymi zgłoskami w kolejnym ćwierćwieczu tego teatru. Zapraszam do działania. Kontakt z teatrem jest łatwy, bo zawsze otwarta na inicjatywy jest Barbara Wiszniewska, świetna Prezes Fundacji Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej.
Piotr Machalica
Alina Kietrys