Teatr Miejski im. Gombrowicza w Gdyni udowodnił, że należy grać Mrożka, bo ciągle można go odczytywać w nowych kontekstach. I zrobił to reżyser Krzysztof Babicki, dyrektor artystyczny gdyńskiej sceny. „Tango” to światowej sławy dramat z 1964 roku. Nieraz już krytyka pisała, że można ten tekst Mrożka, jeśli chodzi o trafności społecznej obserwacji, porównać z „Weselem” Wyspiańskiego. „Tango” błyszczy i dzisiaj, szczególnie, gdy reżyser z wrażliwością i wnikliwością potraktuje tekst Mrożka i jeszcze do tego uzupełni mądrze, ale bez tak modnych w polskim teatrze dopisków własnych. Babicki w tekst „Tanga” wplótł komedię filozoficzną o trzech głodomorach na tratwie, czyli wcześniejszą jednoaktówkę Mrożka „Na pełnym morzu”. Mały (świetny Dariusz Szymaniak, przejmujący w swej bezradności uczciwości), Średni (Rafał Kowal – wyrazisty cwaniaczek) i Gruby (dosadny i bardzo dobrze prowadzący dialog Bogdan Smagacki) – to bohaterowie, którzy dryfują na morzu bez jedzenia i bez perspektyw, i dyskutują o tym, który z nich powinien zostać pierwszy zjedzony. W tych sporach ujawniają się pomysły na niby sprawiedliwe rozstrzygnięcie, kto powinien zostać ofiarą. Oczywiście najbardziej nękany będzie Mały, ale na szczęście pojawi się niespodziewanie Listonoszka (Beata Buczek-Żarnecka, dobrze obsadzona w epizodach) i może ona zostanie ofiarą? Jest jakiś promyczek nadziei, choć Gruby i tak pozostanie chamem i będzie dręczył wszystkich.
Jaka więc jest ta gdyńska realizacja „Tango – Na pełnym morzu” w reżyserii Babickiego? Precyzyjna. Łączy stare i nowe w tragikomicznym poplątaniu. Opowieść o rodzinie u Mrożka to odwołanie się do tzw. symbolu polskiego społeczeństwa. Awangardowi w „Tangu”, wbrew przyjętym schematom, są starzy, z którym walczy młody, dwudziestopięcioletni Artur, konserwatysta zarozumiały, broniący tradycji. Drażni go beztroska artystyczna i szyderstwa Stomila, jego własnego ojca lewicującego w nastrojach. Narastający konflikt starych domowników z młodym, podjudzanym przez wuja. Wuj Eugeniusz rozkochany w przeszłości, Babcia wyganiana na katafalk, a nawet Artur, jego narzeczona Ala i jego matka Eleonora – wszyscy zostaną stłamszeni przez bezideowego, chamowatego Edka, który zmusi wszystkich do szaleńczego finału. Tango Eugeniusza z Edkiem jest porażające. Babicki bardzo dobrze w tym spektaklu czyta Mrożka i za Janem Błońskim, wybitnym znawcą twórczości autora „Emigrantów” – sugeruje widzom, że nasze ciała żyją w wieku XXI, a dusze niestety w XIX i panicznie boją się wszystkiego, co łamie utarte schematy, burzy konwencjonalne porządki. To swoiste polskie opóźnienie, nieumiejętność godzenia się z innością i postępem.
Reżyser bardzo precyzyjnie prowadzi bohaterów dramatu. Nie pozwala szarżować, trzyma w cuglach parodię, ironię, surrealistyczny dowcip. Dlatego wynikająca z tego spektaklu aktualna (a nie peerelowska, jak było u Mrożka) absurdalność egzystencji jest taka przenikliwa, gorzka, śmieszna, ale i zarazem złowroga, bo chamstwo Edka uderzy we wszystkich.
Przestrzeń pod pokładem „Daru Pomorza” – ciasnota i bliskość – została dobrze wykorzystana i zagospodarowana w pomyśle scenograficznym Marka Brauna. A nie było łatwo. Muzyka Marka Kuczyńskie ilustrująca napięcia i świetna w finale po prostu podprowadza zmieniające się w spektaklu nastroje. Kuczyński od wielu lata pracuje z Babickim i widać, że czytają dramaty podobnie, dlatego Kuczyńskiemu udaje się dopełniać muzyką sceniczną przestrzeń. Ciekawe też w tym przedstawieniu są kreacje aktorskie. Dobra i wyrazista Babcia – Elżbieta Mrozińska, wystarczająco stara w ruchach (nawet tych przeszarżowanych) i w charakterze: marudząca i złośliwa, gdy trzeba, z pedantycznym wujkiem Eugeniuszem – Mariuszem Żarneckim, tworzą iście Mrożkowski duet. Eleonora w interpretacji Moniki Babickiej – stonowana, choć nie pozbawiona mieszczańskiej manierki, i Stomil (Grzegorz Wolf – brawa za fantazję! i wyrazistość) – to rodzice Artura (Maciej Wizner). Oni rozgrywają konflikt pokoleniowy precyzyjnie. Maciej Wizner jest Arturem wystarczająco naiwnym, ale i walecznym, a jego konserwatyzm rozśmiesza nawet narzeczoną filigranową i mądrą Alę (Marta Kadłub), która wie, czego może spodziewać się po życiu z kimś takim jak Artur. A Edek w interpretacji Szymona Sędrowskiego, to przystojny, pewny siebie chamowaty osiłek. On wie, jak zawładnąć tą „niepoukładaną” rodziną. Dobry spektakl, dobra obsada. Teatr Miejski w Gdyni po „Bankiecie” Gombrowicza w reżyserii Tadeusza Bradeckiego udowadnia „Tangiem – Na pełnym morzu” Mrożka, że potrafi znaleźć ciekawą formę w dobrej artystycznej oprawie.
Wybierzcie się na ten spektakl na „Dar Pomorza” w Gdyni. Nie pożałujecie!
Alina Kietrys