Przed referendum w Wielkiej Brytanii pojawiało się wiele prognoz zapowiadających katastrofę, jaką przyniesie wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Jedną z przewidywanych konsekwencji miało być przenoszenie się central instytucji finansowych z Londynu do innych centrów finansowych Europy. Taka zapowiedź dotyczyła m.in. jednego z największych globalnych holdingów finansowych banku HSBC. Już po samym referendum pojawiła się plotka, że centrala HSBC przeniesie się do Paryża. Aktualnie zarządzający spółką dementują te plotki, wskazując jedynie na możliwość przeniesienia działu odpowiedzialnego za handel z Unią Europejską. Podobne wyolbrzymianie lub minimalizowanie skutków Bretixu przez jego przeciwników i zwolenników sprawia, że niezwykle trudno jest określić konsekwencje decyzji Brytyjczyków.
Można się jedynie domyślać, że wystąpienie spowoduje ograniczenie wolnego handlu pomiędzy UK a krajami UE. Wielka Brytania jest krajem OECD o największej liczbie międzynarodowych umów handlowych, ale wiele z nich zostało zawartych w ramach Unii Europejskiej i będzie trzeba je renegocjować. Ograniczenie wolnego handlu odbije się negatywnie na wynikach brytyjskiej gospodarki, ale może mieć też wpływ na osiągnięcia innych krajów i regionów. Szacunki co do wpływu Bretixu na handel zagraniczny Wielkiej Brytanii sporządziła pod koniec 2015 roku firma Euler Hermes specjalizująca się w ubezpieczeniach należności handlowych. Przedstawiła ona trzy scenariusze – UK pozostaje w Unii (wzrost eksportu i importu), wychodzi z UE, ale udaje się ustanowić nową umowę o wolnym handlu (FTA) przy zachowaniu wszystkich partnerów handlowych (wzrost eksportu i importu o połowę mniejszy niż w pierwszym scenariuszu) i czarny scenariusz przewidujący wyjście UK bez ustanowienia nowej FTA (spadek eksportu i importu o 8 proc.). W momencie publikacji tej analizy najbardziej prawdopodobny wydawał się scenariusz pierwszy. Obecnie można się spodziewać, że będziemy mieli do czynienia z sytuacją zbliżoną do scenariusza drugiego – możliwe, że nie wszystkich partnerów uda się Brytyjczykom zachować.
Dla Pomorza Wielka Brytania jest czwartym partnerem handlowych w zakresie eksportu. W 2012 roku do Zjednoczonego Królestwa trafiało 6,34 proc. pomorskiego eksportu, a bliższe kontakty handlowe mieliśmy tylko z Holandią – 10 proc., Norwegią – 12,61 proc., i Niemcami – 12,86 proc. (za P. Susmarski: Eksport województwa pomorskiego – ujęcie statystyczne, IBnGR). Także pod względem wielkości kapitału zagranicznego zainwestowanego przez Brytyjczyków na Pomorzu jest to istotny, ale nie najważniejszy, partner województwa pomorskiego. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że wyspiarze zainwestowali na Pomorzu w 2014 roku 141,1 mln zł. Wyprzedzali ich i to znacznie: Francuzi – 181,3 mln zł, Holendrzy – 730,4 mln zł, i Niemcy – 1236,7 mln zł. Więcej kapitału pochodziło także z Cypru – 361,0 mln zł, i Luksemburga – 784,5 mln zł, ale z uwagi na specyfikę sektora finansowego tych krajów można się domyślać, że pierwotnym źródłem kapitałów nie były te kraje.
Jeżeli powyższe dane zestawi się z przedstawionymi powyżej szacunkami Euler Hermes, okazuje się, że nawet przy założeniu najbardziej pesymistycznego scenariusza wyjście Wielkiej Brytanii z UE oznacza dla pomorskich eksporterów zmniejszenie wolumenu globalnego eksportu na poziomie poniżej 1 proc. – 8 proc. z 6,34 proc. Jeżeli zaś chodzi o inwestycje brytyjskie na Pomorzu, to Brexit może wręcz wpłynąć na ich zwiększenie – firmy, nie działając już w tym samym obszarze gospodarczym, mogą być zainteresowane tworzeniem oddziałów lub bezpośrednimi inwestycjami zagranicznymi. Obecni już na pomorskim rynku brytyjscy inwestorzy wydają się na razie nie przejmować rozwodem z UE.
„Rzeczywistość jest taka, że nikt jeszcze nie wie, w jaki sposób, na jakich warunkach i czy w ogóle Brexit się wydarzy” – powiedziała „Magazynowi Pomorskiemu” Maria Ahmad z Business Development Director w Square Mile Education, reprezentująca OSTC Poland – brytyjską firmę tradingową, zatrudniającą w Gdańsku kilkudziesięciu traderów. „Będąc dynamicznym i zwinnym przedsiębiorstwem, kontynuujemy realizację naszych dotychczasowych planów, jednocześnie blisko przyglądając się rozwojowi sytuacji, aby dostosować się w momencie, kiedy sprawy się wyklarują. Zdecydowanie dużo większy wpływ na nasz biznes miało wprowadzenie MARu (Market Abuse Regulation), a także planowane na rok 2018 wejście w życie regulacji MIFID 2. To są rzeczy, do których możemy się przygotować, ponieważ – przynajmniej w przypadku MARu – znaliśmy prawodawstwo i jego konsekwencje bardzo dokładnie. Kluczowe kwestie odnoście MIFIDu 2 wciąż są debatowane, jednak staramy się przygotować firmę na nadchodzące zmiany najlepiej, jak możemy. W zakresie Bretixu w tej chwili nie ma się w zasadzie do czego przygotowywać, ponieważ kwestie dotyczące formy i sposobu wyjścia UK z Unii Europejskiej stanowią jeden wielki znak zapytania. Ta niepewność wytworzyła wiele okazji na rynkach – zwłaszcza w obszarze walut – jednak, jeśli chodzi o zmiany lub adaptacje w zakresie prowadzenia biznesu, zwyczajnie nie ma wystraczających informacji, żeby podejmować jakiekolwiek decyzje w tym obszarze. Obserwujemy sytuację, ale prawda jest taka, że będzie dobrze, jeśli dowiemy się czegokolwiek więcej na temat Brexitu w drugiej połowie 2017.”
W podobnym tonie wypowiada się menedżer zarządzający pomorskim oddziałem informatycznej spółki Kainos. „Ciągle nie ma jasnego planu, jak ten Brexit będzie wyglądał” – powiedział „Magazynowi Pomorskiemu” Szczepan Sakowicz, dyrektor operacyjny gdańskiego oddziału Kainos. „Na pewno jako firma patrzymy z uwagą, co się stanie, szukamy też szans. Rynek informatyczny jest specyficzny, w Wielkiej Brytanii jest deficyt specjalistów, tak więc liczmy, że żadne restrykcje co do osób z Polski nie będą miały miejsca. W lipcu przywitałem największą grupę nowych ludzi w historii gdańskiego biura – dwadzieścia siedem osób. Większość zaczyna od wewnętrznego dwumiesięcznego szkolenia. Tak więc ufamy naszym prognozom wzrostu i zatrudniamy dobrych ludzi.”
Szczepan Sakowicz zacytował także fragmenty wypowiedzi CEO firmy Kainos, Brendana Mooneya, przesłaną do pracowników tuż po ogłoszeniu wyników referendum. „Miałem dzisiaj rano kilka pytań, co oznacza Brexit dla Kainosa. Po pierwsze, nikt tak naprawdę nie wie, co się wydarzy. Pod warstwą retoryki niewiele było szczegółów na temat tego, co opuszczenie UE oznacza dla obywateli lub instytucji rządowych. Będzie więc sporo zamieszania, które prawdopodobnie potrwa do 2017 roku lub nawet dłużej. Po drugie, jeśli chodzi o naszych klientów w Wielkiej Brytanii, to zapotrzebowanie na nowe projekty cyfrowe dla rządu i służby zdrowia nie urwie się nagle. Podobnie w zakresie zasobów ludzkich – zapotrzebowanie firmy na globalną siłę roboczą i rozwój talentów swoich pracowników nie ulegnie zmianie w środowisku po Brexicie. Nie umniejszając wpływu Brexitu, pomyślałem, że podzielę się sugerowanymi nazwami dla kolejnych referendów w Europie: Grexit, Departugal, Italeave, Fruckoff, Czechout, Oustria, Finish, Slovakout, Latervia, Byegium”.
Jak można się domyślać z przytoczonego dowcipu na temat nazw ewentualnych kolejnych referendów, dla menedżerów międzynarodowych firm decyzja Brytyjczyków jest abstrakcyjna. Abstrakcyjna nie tylko z uwagi na jej negatywne konsekwencje dla gospodarki Wielkiej Brytanii, ale także z powodu braku konkretów, jak cały proces ma przebiegać i na czym wyjście z UE ma polegać. Już teraz jednak szukają pozytywów, jakie mogliby z całej sytuacji wyciągnąć dla swoich firm.
„Ostatecznie w krótkim okresie czeka nas niepewność i zmienność rynku (szczególnie na giełdzie i rynkach walutowych). Wierzę jednak, że perspektywy dla Kainosa pozostają bardzo pozytywne” – optymistycznie stwierdził Brendan Mooney.
Takich pozytywów poszukuje dla swoich firm prawdopodobnie już teraz większość zarządzających tymi pomorskimi spółkami, które współpracują z Wielką Brytanią.
Maciej Goniszewski, Radio MORS, Uniwersytet Gdański