Rektor na fali
Rozmowa z prof. dr hab. Piotrem Stepnowskim, rektorem UG
W ostatnim czasie rektor Uniwersytetu Gdańskiego – można tak to chyba określić – jest na fali. Oprócz wygranej na drugą kadencję na stanowisko rektora z ogromnym poparciem elektorów, sprawuje Pan funkcję Przewodniczącego Związku Uczelni Fahreinheita FarU oraz został Pan wybrany Przewodniczącym Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich KRUP na najbliższe cztery lata. Niedawno odebrał Pan w imieniu uczelni statuetkę Orła Pomorskiego przyznawaną przez czytelników „Magazynu Pomorskiego” i medal Księcia Mściwoja II przyznany przez Radę Miasta Gdańska. Zaszczyt goni zaszczyt…
Faktycznie, tak to może wyglądać. Wymieniane jeden za drugim są jednak pewną kumulacją zdarzeń, za którymi stoi wiele lat wysiłków i po prostu ciężkiej pracy na rzecz budowania silnego ośrodka naukowego w naszym mieście, zwiększania jego rozpoznawalności i podnoszenia rangi zarówno krajowej, jak i międzynarodowej. Nie chcę jednak ich traktować jako podsumowania mojej dotychczasowej pracy na stanowisku rektora w Uniwersytecie Gdańskim. To raczej początek kolejnego etapu na rzecz szeroko rozumianej społeczności akademickiej Gdańska i uniwersyteckiej w Polsce. Tak odpowiedzialne funkcje jak przewodniczenie konferencji uniwersytetów czy związkowi trzech dużych uczelni to zaszczyt, dowód zaufania, ale i spora odpowiedzialność. Przy czym – chciałbym to jasno powiedzieć – moje przewodniczenie Związkowi Fahrenheita wynika z ustalonej wcześniej kolejności obejmowania tej funkcji przez rektorów naszych gdańskich uczelni. W poprzednich latach związkowi przewodniczyli rektor PG, prof. Krzysztof Wilde, później rektor GUMed prof. Marcin Gruchała. Po ustaniu mojej kadencji funkcję przewodniczącego ponownie obejmie rektor PG. Uważamy, że tylko taki model rotacyjnego zarządzania FarU gwarantuje pełen konsensus działań i pełen uznanie naszych indywidualnych, uczelnianych interesów.
Mamy szczególny czas dla Uczelni Fahrenheita. Za nami ponad cztery lata doświadczeń, możliwości poznania się bliżej, zdiagnozowania obszarów, gdzie możemy efektywnie współpracować. Teraz stoimy przed wieloma kolejnymi wyzwaniami. Naturalnym wydaje się przygotowanie do kolejnego kroku – podpisania umowy federacyjnej. Jednak obecne zapisy ustawowe, o zmianę których zabiegamy, wciąż nie są z naszego punktu widzenia korzystne. Ponadto, po tych kilku latach funkcjonowania Związku trzeba ocenić, co udało nam się wykonać z pierwotnych założeń, a czego nie. Niedawno spotkaliśmy się w gronie trzech pełnych kolegiów rektorskich, wraz prorektorami i kanclerzami naszych uczelni. Jesteśmy zgodni, że na zewnątrz FarU jest już nieźle rozpoznawalne, odbierane pozytywnie jako silna marka wzmacniająca pomorskie szkolnictwo wyższe. Zauważamy jednak konieczność nieustannego informowania o tym, co za nami, jakie są planowane kolejne etapy wśród własnych społeczności – GUMedu, PG i UG. Wrócimy na pewno do formuły debat dla naszych społeczności, tym razem z udziałem prorektorów, dyrektorów jednostek, współpracujących ze sobą naukowców i studentów wszystkich trzech uczelni.
W tegorocznym, trzecim już, uroczystym przemarszu ul. Długą w Gdańsku zorganizowanym przez związek FarU, w którym uczestniczyły senaty większości pomorskich uczelni z okazji inauguracji roku akademickiego, wzięła udział rekordowa liczba akademików. Organizowane są wspólne konferencje, konkursy, specjalne programy międzyuczelniane, ba! nawet pikniki naukowe. Chyba nie możecie narzekać panowie rektorzy na brak pozytywnego odbioru działań w związku?
Sądzę, że nawet najwięksi malkontenci zrozumieli, że Związek Uczelni w Gdańsku imienia Daniela Fahrenheita nie jest zagrożeniem dla żadnego z naszych środowisk, ale raczej ogromną szansą wzmocnienie obszarów, które mogą stanowić o naszej międzynarodowej pozycji – badania naukowe prowadzone na najwyższym poziomie, przestrzeń i infrastruktura naukowa do realizacji dużych projektów grantowych, atrakcyjne miejsce realizacji doktoratów i stypendiów postdoktorskich i wiele, wiele innych.
A to wszystko przy zachowaniu pełnej autonomii każdej z uczelni – z własnymi senatami, rektorami, wydziałami, kierunkami studiów itd. Z drugiej strony dzięki federalizacji uczelnie będą mogły w niektórych kwestiach prezentować się jako jeden, federacyjny uniwersytet – przede wszystkim pozycjonując się w rankingach międzynarodowych, jako podmiot zabiegający o zatrudnienie wybitnych uczonych z zagranicy, jako zintegrowane środowisko współużytkowania infrastruktury badawczej. Idealnym przykładem takich działań jest aktywność naszych doktorantów, którzy z dużym zaangażowaniem połączyli swoje siły, udzielając się w corocznym Kongresie Młodej Nauki, który ma ogromny zasięg i bardzo pozytywny oddźwięk w świecie akademickim. Natomiast debaty i spotkania są od czasu do czasu potrzebne, żeby dowiedzieć się też od naszej społeczności, jak oceniają to, co miało miejsce dotychczas i czego oczekują w kolejnych etapach.
Powiedział Pan o ustawie i federalizacji – czy zmiany w ustawie mogą zagrozić planom federalizacyjnym? Skąd te obawy?
W przygotowywanej przez ministerstwo nowelizacji ustawy z sześciu poprawek zgłoszonych przez nas, a które dotyczyły różnych wymiarów przepisów federalizacyjnych uwzględniono jak dotąd aż pięć. Bardzo to doceniamy i cieszymy się z podjętego konstruktywnego dialogu z nami. Pojawiły się jednak także inne pomysły ministerstwa, zwłaszcza co do ustawowego czasu trwania federacji. Przekazaliśmy już do resortu, że to niepotrzebna regulacja, mogąca zagrozić ciągłości naszych działań i dlatego mamy nadzieję, że ten zapis zostanie jednak usunięty z ustawy.
Przewodniczy Pan także, jak już wspomnieliśmy, Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich. Jakie oddziaływanie ma KRUP na sytuację szkolnictwa wyższego w Polsce?
Głos konferencji skupiającej największe polskie uniwersytety publiczne jest niezwykle ważny w dyskusji na temat zmian, która toczy się, właściwie nieustannie, od zawsze, w naszym kraju. Jesteśmy rektorami uczelni, które są najbardziej zróżnicowane, jeżeli idzie o uprawiane badania naukowe, jak i największymi szkołami wyższymi w kraju pod względem liczby studentów i pracowników w porównaniu z uczelniami technicznymi czy przymiotnikowymi. Przy KRUP działają cztery komisje: finansów, kształcenia, umiędzynarodowienia i nauki, w których zasiadają prorektorzy zajmujący się tymi zagadnieniami na swoich uczelniach. Opracowujemy wspólnie rozwiązania, inicjatywy legislacyjne, przedstawiamy raporty i opinie dotyczące perspektyw rozwoju czy zagrożeń związanych z kurczącym się finansowaniem nauki. Jesteśmy głosem doradczym i konsultacyjnym w ważnych sprawach dla polityki naukowej państwa czy w zakresie umiędzynarodowienia działalności polskich uczelni. Wiele z naszych postulatów zapobiegło zrównania działania różnych szemranych prywatnych szkół, bo nie chce nazywać ich uczelniami, z poważnymi, publicznymi, ale również niektórymi niepublicznymi szkołami wyższymi w Polsce w tzw. ustawie wizowej. Jako przewodniczący KRUP zasiadam też w prezydium Konferencji Rektorów Akademickich Szkól Polskich – organu skupiającego rektorów wszystkich polskich uczelni. Jak widać, KRUP jest ważną częścią systemu szkolnictwa wyższego w naszym kraju.
Mówimy o Pana działalności w szerokich gremiach międzyuczelnianych. A jak ocenia Pan z własnej zarządczej perspektywy rozwój Uniwersytetu Gdańskiego w ostatnich latach?
Kiedy rozmawiam z naszą profesurą, nauczycielami akademickimi czy pracownikami administracji, bardzo często słyszę, jak wielu z nas nie spodziewało się te cztery lata temu tak ogromnego postępu, jakiego dokonała nasza uczelnia. Z roku na rok coraz więcej osób rozumiało, że zmiana jest naprawdę możliwa, że można być częścią tej zmiany, ofiarując swojemu uniwersytetowi całą swoją pracowitość, pomysłowość i pasję. Uniwersytetowi z którego wszyscy chcemy być dumni. Cóż, wykonaliśmy po prostu gigantyczną robotę, dzięki której uplasowaliśmy się wśród liderów zmiany w polskim środowisku akademickim. Przeskoczyliśmy kilkanaście miejsc ku górze w najważniejszym rankingu krajowym, będąc obecnie skwalifikowanym na czwartym miejscu w kategorii uniwersytetów. Odnotowujemy coraz lepszą ocenę zestawień międzynarodowych. Ponadto nie musimy obawiać się niżu demograficznego – nasza oferta edukacyjna wciąż cieszy się ogromnym zainteresowaniem kandydatów. Tylko w tym roku na 10 tys. miejsc aplikowało o przyjęcie na studia aż 35 tys. kandydatów, nie tylko z Pomorza, ale także z województw odleglejszych. Poza tym naukowcy z UG z powodzeniem startują w programach grantowych, zwłaszcza tych międzynarodowych, w których biorąc pod uwagę liczbę uzyskanych projektów w przeliczeniu na jednego naukowca, jesteśmy niekwestionowanym liderem. Realizujemy też duże badawcze projekty strategiczne. Jako jedyna uczelnia w Polsce otrzymaliśmy na kolejnych kilka lat dofinansowanie na poziomie 60 mln zł na prowadzenie dwóch międzynarodowych centrów naukowych, w ramach programu MAB finansowanego przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej. Prowadzimy tam badania nad szczepionkami przeciwnowotworowymi oraz technologiami kwantowymi. Niech o randze tych jednostek świadczy fakt, że w radach tych centrów zasiadają laureaci Nagrody Nobla. Znakomicie sprawdził się też wdrożony przez nas program profesorów wizytujących – wspieramy prowadzenie wspólnych badań i wizyty już kilkudziesięciu naukowców z całego świata. Bardzo dobrze przyjęły się katedry imienne podobne do tych, które działają w najbardziej prestiżowych uczelniach na świecie: w naukach humanistycznych, ścisłych i przyrodniczych oraz w naukach społecznych. W tym roku zaczęła się trzecia edycja tej inicjatywy – katedrę nauk humanistycznych imienia prof. Marii Janion objęła wybitna mediewistka prof. Emilia Jamroziak z Uniwersytetu w Leeds, katedrę nauk społecznych imienia Eugeniusza Kwiatkowskiego – znakomity socjolog, prof. Andrzej Rychard z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, a katedrę nauk ścisłych i przyrodniczych imienia prof. Wacława Szybalskiego objął światowej sławy oceanograf prof. Dariusz Stromski z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Wcześniej współpracowaliśmy w ramach katedr z prof. Leszkiem Balcerowiczem, prof. Hanną Suchocką, prof. Agatą Bielik Robson, prof. Haraldem Weinfurterem, prof. Mariuszem Ziółkowskim i prof. Andrzejem Dziembowskim. Ta unikatowa w Polsce inicjatywa jest naszą prawdziwą dumą. Uważam bowiem, że to znakomity sposób połączenia tradycji i uczczenia pamięci wybitnych osób związanych z Uniwersytetem Gdańskim z nowoczesną nauką, wybitnymi współczesnymi badaczami, którzy chętnie dzielą się swoją wiedzą z naszą społecznością.
Nawiązując do wspomnianej tradycji – niedawno otworzyliście w UG Muzeum Uniwersyteckie. Jednak zamiast na kampusie, znajduje się ono w sercu starego Gdańska, przy ul. Bielańskiej. Dlaczego akurat tam?
Kamienica na ul. Bielańskiej, tzw. Dom Opatów Pelplińskich, to perełka w zasobach architektonicznych Uniwersytetu Gdańskiego – jedyna oryginalna ocalała w tym miejscu z pożogi wojennej kamienica. Z oryginalną sienią gdańską, żyrandolem i niedawno odkrytą pod zdjętym bluszczem XVII-wieczną polichromią. Muzeum znajduje się oczywiście w tej nowszej części budynku, ale to dobrze splata się w całość. Poza tym tu właśnie wiedzie szlak gdańskich muzeów – sąsiadujemy z Nadbałtyckim Centrum Kultury w Ratuszu Staromiejskim, niedaleko jest Muzeum Bursztynu itd. Chcielibyśmy, żeby dziedzictwo i historię uczelni poznawali również gdańszczanie i turyści odwiedzający nasze miasto. Mam nadzieję, że nasze muzeum będzie się rozrastać, ale już teraz polecam odwiedzenie go. 55-letnie dziedzictwo uniwersytetu pozwoliło na zgromadzenie naprawdę arcyciekawych eksponatów związanych z naszą historią, wybitnymi absolwentami. Eksponujemy tam też tradycyjne, akademickie artefakty jak chociażby łańcuch i berło, które towarzyszą mi podczas najważniejszych akademickich uroczystości.
Insygnia uniwersyteckie są piękne, lecz chyba już coraz rzadziej zakładane przez rektorów. Tu chyba wygoda jest przedkładana nad tradycję. Jak to jest w Pana przypadku?
Szanuję tradycję akademicką, wychowałem się w akademickiej rodzinie, jednak pełnienie funkcji rektora uczelni wyższej to przede wszystkim ciężka codzienna praca zarządcza, olbrzymia odpowiedzialność – i ta materialna, i za wytyczanie kierunków rozwoju, których konsekwencją jest pozycja uczelni, jej atrakcyjność dla studentów, dobrostan pracowników i stabilność funkcjonowania. Same insygnia w tym procesie niewiele pomagają i wystarczy je mieć przy sobie raz, dwa razy w roku w związku z inauguracją czy świętem uczelni. Mniej, przyznaję, lubię zakładać togę. Jest w niej zwyczajnie bardzo ciepło. Poprosiłem nawet o przeszycie peleryny futrzanej na „zwykły” kołnierz. Ale faktycznie, w przypadku Uniwersytetu insygnia są niezwykłe. Symbolizują nie tylko władzę rektorską, ale również związek uczelni z morskością – dzięki wkomponowanym w nie bursztynom. To dzieło i dar gdańskich rzemieślników z okazji powołania uniwersytetu.
Wielokrotnie wspominał Pan o sojuszu uniwersytetów europejskich SEA EU jako o jednym z najważniejszych partnerstw międzynarodowych kierowanej przez Pana Uczelni. Jakie perspektywy i wyzwania stawia to partnerstwo przed uniwersytetem w najbliższym czasie?
Przede wszystkim kontynuujemy prace nad budowaniem wspólnych kierunków studiów i wdrażaniem formuły wspólnego dyplomu. Przed nami rekrutacja na pierwsze trzy takie wielouczelniane kierunki. To wielka sprawa i ogromne organizacyjne wyzwanie, ale faktycznie już za kilka lat będzie można zacząć studia na UG, odwiedzić kolejno trzy, cztery uczelnie np. we Francji, Portugalii i Chorwacji i dyplomować się – dajmy na to – na Uniwersytecie Maltańskim. Chcemy też wykorzystywać nowe możliwości łączenia różnych form kształcenia, np. tak zwane mikropoświadczenia w całe cykle kursowe, które mogą być odbywane na różnych uczelniach. Podejmujemy też współpracę w innych obszarach. Za niezmiernie ważne uważam możliwość odbywania krótkich staży, tzw. staff weeks przez pracowników administracji naszych uczelni. Dzięki temu w proces umiędzynarodowienia włączani są nie tylko profesorowie i studenci, ale też kadra administracyjna, która może na własne oczy przekonać się, jak wygląda praca na analogicznych stanowiskach w uczelniach europejskich. Podejmujemy również wysiłki w zakresie stymulowania wspólnych badań naukowych. Pewnie najbardziej spektakularne to te prowadzone podczas kolejnych międzynarodowych rejsów na pokładzie naszego statku badawczego r/v „Oceanograf”. W tym roku wypłynęliśmy na wody arktyczne wraz z naukowcami uniwersytetów partnerskich SEA EU. Wspólnie z nami badania prowadzili też naukowcy Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie na pokładzie ich jednostki – „Oceanii”. Badaliśmy rozprzestrzenianie się wód wydostających się z Bałtyku ku wodom arktycznym wzdłuż wybrzeża norweskiego, sprawdzając przy tym, co dzieje się z zawartymi w nich różnymi substancjami chemicznymi czy nowo pojawiającymi się zanieczyszczeniami takimi jak mikroplastiki. Obserwowaliśmy też jak daleko potrafią migrować bałtyckie organizmy wodne. Na ten rejs zaokrętował się też również pisarz Zygmunt Miłoszewski, który prowadził dziennik pokładowy w social mediach, a w kolejnej swojej powieści zamierza umieścić jej miejsce akcji na pokładzie naszego Oceanografa. Trudno sobie wyobrazić lepszą promocję nauki i naukowców z Uniwersytetu Gdańskiego. Nie możemy doczekać się powieści. Wracając do sojuszu, cały czas trwa intensywna wymiana akademicka pomiędzy naszymi uczelniami, powstają wspólne projekty również artystyczne, sportowe czy kulturalne, jak na przykład dopiero co zakończony festiwal filmów SEA EU.
Przed Uniwersytetem Gdańskim rok jubileuszowy – obchodzić będziecie 55-lecie powołania uczelni. Czy może nam Pan powiedzieć o planach związanych z jubileuszem?
Poprzedni jubileusz 50-lecia wypadł niestety w czasie pandemii, więc siłą rzeczy znaczna część planów nie mogła dojść do skutku. Chcemy więc teraz trochę to nadrobić. Zaczynamy od grudniowej konferencji „Studenci w PRL”, a następną dużą imprezą, bardzo ważną w świecie akademickim będzie styczniowa konferencja „Studenci Zagraniczni w Polsce” wraz galą programu „Study in Poland” organizowanymi przez nas wspólnie z Konferencją Rektorów Akademickich Szkół Polskich i Fundacją Edukacyjną Perspektywy. To duże wydarzenie, w którym uczestniczą wszystkie główne polskie instytucje związane ze szkolnictwem wyższym, nauką i innowacjami prowadzące działania związane w jakikolwiek sposób z umiędzynarodowieniem uczelni i nauki w Polsce. W planach jubileuszu są również imprezy dla społeczności akademickiej – zarówno związanej z uniwersytetem obecnie – jak spektakle, pikniki, wydarzenia kulturalne, ale też zjazd absolwentów UG. Nasze marcowe święto UG uświetni wręczenie tytułu doktora honoris causa panu prof. Piotrowi Hofmańskiemu, prezesowi Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. Dopinamy przygotowania do czerwcowych regat żeglarskich o puchar 55-lecia z wielkim finałem na sopockim molo. W Gdyni zorganizujemy dni Oceanografa, podczas których mieszkańcy i turyści zwiedzać będą mogli nasz statek badawczy. Muzeum na Bielańskiej otworzy swoje podwoje nie tylko dla zwiedzających, ale i młodzieży chcącej uczestniczyć w różnych warsztatach. Pod koniec czerwca odbędzie się uroczysta Gala 55-lecia, podczas której chcemy uhonorować najważniejsze osobistości środowiska gospodarczego, kulturalnego, samorządowego czy politycznego, wspierające naszą uczelnię w różnych obszarach jej działalności. Lista zaplanowanych wydarzeń jest naprawdę spora. O wszystkich będziemy informować na specjalnej stronie poświęconej jubileuszowi. Na otwarte imprezy już teraz zapraszam mieszkańców Pomorza.
Rozmawiamy o Uniwersytecie, o bardzo wielu Pańskich aktywnościach. Kiedy znajduje Pan czas na wytchnienie?
Z tym jest coraz trudniej, przyznaję. Mam na szczęście wsparcie w najbliższych. Przy tak intensywnej pracy niemal wszystkie obowiązki domowe spadają na moją żonę Magdę, która jest niezwykle wyrozumiała i wspiera mnie, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Na szczęście udaje mi się czasem ustawić plany tak, żeby móc wyciszyć się. Nie na tyle, żeby np. wrócić do rzeźbienia, ale już sam spacer nad morzem naprawdę pozwala złapać równowagę. O tym, że jest inny, równie ważny świat, przypomina mi także moja gitara elektryczna stojąca w rektorskim gabinecie. Nie gram już na niej, ale przypomina mi, że kiedyś byłem zbuntowanym rockandrollowcem grającym w garażowym zespole. I może dlatego w tę tradycję akademicką staram się czasem przemycić trochę, na ile jest to możliwe, luzu. A wracając jeszcze do pytania – zgadzam się z twierdzeniem, że praca wykonywana z przyjemnością przestaje być obowiązkiem, a staje się pasją, która napędza mnie do ciągłego działania.
Fot. Alan Stocki