Zaczynał Pan tworzenie Profarmu niemal od zera. To była chyba trudna decyzja, żeby skoczyć na głęboką wodę?
Najpierw ta nowa firma miała produkować kosmetyki, ale kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych minister Mieczysław Wilczek [minister przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego – przyp. red.] umożliwił produkowanie leków firmom prywatnym, wtedy z żoną, która jest farmaceutką, postanowiliśmy zająć się taką produkcją.
Dodatkowym bodźcem był fakt, że w tym czasie pojawiło się ustawowo zwolnienie na pięć lat z podatku dochodowego. Nasza spółka została zarejestrowana w 1989 roku, a w styczniu 1990 rozpoczęliśmy pierwszą produkcję. To były nasączane mentolem chusteczki przeciwkatarowe. Tu nawet mam jeszcze taki egzemplarz pierwszego naszego produktu. Wtedy też złożyliśmy dokumenty do rejestracji pierwszego naszego leku pod nazwą Inhalol. Zaprosiliśmy do współpracy dwóch kolegów z Wydziału Farmacji z Akademii Medycznej w Gdańsku i zaczęliśmy wspólnymi siłami nasz nowy świat, który w pełni nas pochłaniał.
Czy start był bardzo trudny?
Myślę, że łatwiejszy niż praca dzisiaj. Przede wszystkim było mniej skomplikowanej biurokracji. W latach dziewięćdziesiątych co się wyprodukowało, to się sprzedało. Rynek był chłonny, ale przede wszystkim dookoła wśród ludzi wyczuwało się wielką euforię. Kiedy zaczynaliśmy produkcję, powstały pierwsze prywatne apteki, hurtownie. Apteki organizowali ludzie, którzy od lat i pokoleń byli związani z tym zawodem. Środowisko się znało i nawzajem się rozumieliśmy. A to w biznesie jest ważne.
A potem zaczęły narasta obwarowania. Niektórzy mówili, że to konieczne zasady profesjonalizmu, a w końcu do różnych biznesów weszło nowe, młode pokolenie i narzuciło swój styl pracy i bycia. Na polskim rynku pojawiały się duże handlowe firmy zachodnie, nastąpiło sieciowanie aptek i hurtowni. Farmacja wcześniej się mniej kojarzyła z takim brutalnym biznesem, a bardziej z etycznym postępowaniem, w ramach obowiązujących w danym środowisku stylów zachowania.
Dlaczego postanowiliście Państwo, że fabryka Profarmu będzie w Lęborku?
W kwietniu 1980 roku przyjechaliśmy do Lęborka nie za chlebem, a za mieszkaniem. Dostaliśmy nad apteką 26 m2 i żona rozpoczęła pracę w aptece, a ja prowadziłem restaurację w Lęborku. Przyjechaliśmy na chwilę i… tak zostaliśmy.
Zdjęcia zakładu z pierwszych lat działalności przypominają manufakturę…
Tak zaczynaliśmy – bardzo skromnie, ale atmosfera i chęć do pracy były świetne. Był po prostu zapał. Zresztą część załogi jest z nami do dzisiaj. W naszej firmie są pracownicy, którzy pracują od początku. Dziesięć osób z tego pierwszego składu odeszło już na emeryturę, ale kilka jeszcze jest. To bardzo stabilna kadra.
Pierwsze leki produkowane w Lęborku woził Pan do Warszawy.
Tak, sam jeździłem z lekami, ponieważ w stolicy powstawały wówczas pierwsze prywatne apteki, więc docierałem do właścicieli osobiście. Jeździłem swoim fiatem z przyczepką i rozwoziłem między innymi te chusteczki nasączone mentolem. Dzięki temu bardzo dobrze poznałem Warszawę. A w międzyczasie już w Gdańsku powstała pierwsza prywatna hurtownia.
Wiem, że na początku lat dziewięćdziesiątych mieliście już świetne wyniki i stosunkowo duży zysk.
To prawda, zainwestowaliśmy w firmę, żeby z firmy garażowej stała się prawdziwym zakładem produkcyjnym. Kupiliśmy od syndyka teren po likwidowanym zakładzie Włoknolen, wybudowaliśmy nowe przestrzenie.
W 1993 roku nasza firma dostała pierwszą ważną nagrodę i zaczęto nas kojarzyć z Lęborkiem, bo tu na północy aż do Szczecina byliśmy jedyną firmą, która miała status firmy produkującej leki. I potem własną pracą, własnym wysiłkiem trzeba było wszystkim pokazać, że my w tym Lęborku robimy coś naprawdę dobrego.
Powstał nowy budynek, w którym teraz jesteśmy, co pozwoliło nam na zwiększenie produkcji, a co za tym idzie – i zatrudnienia. Mogliśmy wprowadzać nowe technologie, asortyment i produkować leki wówczas już zgodnie z wymogami unijnymi. Uzyskaliśmy certyfikat GMP. Wprowadziliśmy kosmetyki, serię aromaterapeutyczną. A z czasem zaczęły pojawiać się firmy kontraktowe, które zlecały nam produkcję. I do dzisiaj ją rozwijamy – oprócz leków, kosmetyków również wyroby medyczne, suplementy diety oraz produkty dla weterynarii. Produkty z Lęborka trafiają na rynek polski, europejski, ale nie tylko, bo ostatnio nawet do dalekiej Brazylii. Nie byłoby tego wszystkiego bez odpowiedniej bazy laboratoryjnej i wysokiej klasy specjalistów. 80% naszej produkcji to technologie opracowane przez naszych pracowników w naszych laboratoriach. Współpracujemy również z wieloma jednostkami naukowymi.
Korzystamy także z funduszy europejskich, uczestnicząc w wielu projektach, które pomagają nam rozwijać nowe technologie, a przede wszystkim wprowadzać innowacyjne produkty.
Firma produkuje swoje rozpoznawalne i popularne serie, np. Proderma, środki do pielęgnacji skóry oparte o eteryczne olejki.
Nie tylko o eteryczne olejki. To seria kosmetyczna bardzo pomagająca skórze z kłopotami dermatologicznymi. Dzisiaj potrzeba naprawdę znacznie więcej tego typu produktów niż jeszcze kilkanaście lat temu. Uczuleń, problemów skórnych jest naprawdę dużo i odkrywa się ich coraz więcej. Współpracujemy z dermatologami, więc odpowiadamy na ich i pacjentów zapotrzebowanie. Nauka pozwala nam korzystać z innowacyjnych komponentów i technologii. Musimy być na bieżąco ze wszystkim, co w tej dziedzinie się dzieje, więc jesteśmy. Uczestniczymy w różnych szkoleniach, kongresach oraz targach farmaceutycznych i kosmetycznych w Polsce i za granicą. Nowe trendy w tej branży są bardzo istotne.
Firma Profarm używa około trzydziestu rodzajów olejków, np. sosnowego, malinowego, różanego, eukaliptusowego, herbacianego, migdałowego, mentolowego, rozmarynowego…
Pochodzą one z różnych regionów świata, trafiają do Europy i są tam oczyszczane, poddawane różnym działaniom w laboratoriach. Następnie takie już czyste, najwyższej jakości produkty kupujemy od certyfikowanych dostawców.
Potrzebne są też oleje bazowe, szczególnie do produkcji mieszanek do masażu, np. arganowy, winogronowy – je też kupujemy. A nasi klienci potrafią sobie w domu robić doskonałą aromaterapię, czyli małe SPA. Nasza praca polega przede wszystkim na tworzeniu odpowiednich mieszanek, kompozycji, które mają za zadanie wspomaganie leczenia różnych dolegliwości – wymaga to dużej wiedzy i wiele poświęconego czasu.
Seria Pokrzepol też jest dobrze odbierana na rynku. To seria produktów do włosów: szampony, maseczki, olejki.
Już jest na rynku dość długo, rozbudowaliśmy ją. Zaczynaliśmy od płynu przeciwko wypadaniu włosów, w tej chwili mamy pięć produktów w tej serii. Aktualnie trwają prace nad nową zmienioną, wzbogaconą i dostosowaną do wymogów rynku amerykańskiego.
A nazwa produktu?
W firmie został ogłoszony konkurs na nazwę tej serii. Została bardzo dobrze przyjęta na rynku, a konkurs wygrała jedna z pań pracujących na produkcji, kierując się zawartymi naturalnymi składnikami. To nazwa bardzo dobra w Polsce, ale nie do wymówienia przez naszych zagranicznych kontrahentów, stąd inna nazwa na rynki obce.
Jak testujecie swoje produkty?
Produkty lecznicze, często wyroby medyczne, przechodzą oczywiście badania kliniczne, a pozostałe produkty są badane przez firmy specjalistyczne w Polsce. Jest to dość długi proces, często skomplikowany. Ostatnio ukończono badania nad naszym nowym innowacyjnym kosmetykiem, który był opracowywany przez naszych technologów. Na prace badawcze i wdrożeniowe otrzymaliśmy fundusze z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Jest to produkt ułatwiający życie osobom z taką dolegliwością chorobową, jaką jest bielactwo.
To ogromny problem ze skórą wielu osób.
Tak, to poważny problem i wiele osób się do nas zgłasza, choć produktu jeszcze nie wypuściliśmy na rynek. To nie jest lek, to jest kosmetyk, który ma pomóc ludziom dotkniętym tą chorobą. Jest innowacyjny ze względu na skład i na działanie. Będzie na rynku w przyszłym miesiącu. Nad tym innowacyjnym kosmetykiem prace trwały blisko trzy lata.
W Profarmie pracuje czterdzieści osób.
Tak, tyle mniej więcej w Lęborku i to na stałych umowach. Zapewniamy pracownikom świadczenia socjalne i prozdrowotne. Dla starszych osób ochrona socjalna jest bardzo ważna. To daje też komfort pracy i poczucie bezpieczeństwa. Mamy opiekę socjalną dla dzieci, wyprawkę dla nowonarodzonych, wczasy pod gruszą, wczasy rodzinne. Mamy pięknie położone domki nad morzem, więc pracownicy z rodzinami mogą korzystać. Organizujemy integracyjne imprezy, coroczne wycieczki krajowe i zagraniczne.
W styczniu tego roku firma obchodziła trzydziestolecie. Z tej okazji wynajęliśmy w Szymbarku hotel na dwudniową uroczystość. Po dziesięciu latach pracy każdy pracownik wchodzi w dobry program ubezpieczeniowy. Dla mnie ważne jest, by w firmie wszyscy się szanowali i czuli, że wzajemnie o siebie dbamy.
Panie Prezesie, jak lokuje się Pana firma w krajobrazie Lęborka?
Na stałe weszliśmy w krajobraz nie tylko miasta, ale i regionu. Myślę, że jesteśmy odpowiednim ambasadorem naszej ziemi, czego wyrazem były wszelkiego rodzaju wyróżnienia ze strony władz miasta i powiatu. Od dwudziestu lat mamy pozwolenie Rady Miasta na używanie nazwy firmy Profarm Lębork, z czego – jak sądzę – zadowolone są obie strony. W Polsce funkcjonuje około dwunastu tysięcy aptek, w których znajdują się nasze produkty z takim właśnie logo.
W wystroju firmy, w części ogólnodostępnej, nie laboratoryjnej, wiszą dzieła sztuki współczesnej. To Pana pasja?
Uważam, że ze sztuką trzeba obcować, a ja lubię otaczać się działami sztuki. I po remoncie sobie wymyśliłem, że zamiast tych statuetek, które były nagrodami za nasze produkty, osiągnięcia, wygrane konkursy itp., a mieliśmy ich bardzo dużo, powiesimy na ścianach dzieła sztuki. Część prac przyniosłem ze swego domowego wystroju, kupowałem też ciekawe prace na aukcjach. Staram się śledzić rozwój artystów i poznawać ich nowe prace. Poznaję treść i formę, a przy okazji, gdy przyjeżdżają goście, mogę o każdym obrazie coś interesującego opowiedzieć. I jest tak trochę inaczej.
Te obrazy mają swoją duszę.
Tak, nie wiszą jako tapeta. Każdy obraz ma swoją historię, a niektóre nawet swoje tajemnice.
Poza sztuką współczesną fascynują też Pana podróże z plecakiem. Kierunek: Azja i Ameryka.
No nie tylko tam. Moja pierwsza podróż z plecakiem odbyła się do Nowej Zelandii.
Podróżnik-samotnik?
Tak, bo wtedy jestem wolny i niezależny. W pracy ciągle w tempie, człowiek zaganiany i między ludźmi… Kiedyś jeździłem dużo służbowo, bo trzeba się było w świecie uczyć naszego fachu, szukać pomysłów, inspiracji, ciekawych surowców roślinnych szczególnie, ale mało było czasu na bliższe poznawanie. Inaczej oczywiście się jeździ, jak się ma czterdzieści lat, a inaczej w moim wieku. Mam sześćdziesiąt cztery lata, więc też inaczej patrzę na świat i takie samotne podróże to jest dla mnie wyzwanie. Do wyprawy przygotowuję się dłuższy czas, mam dużą wiedzę i lubię konfrontować swoje wyobrażenia z realiami. Sam czas przygotowań jest ekscytujący już sam w sobie. Dla mnie najważniejszym jest poznawanie ludzi, a dzięki nim wszystko pozostałe, czego nie znajdzie się w żadnym przewodniku. Naprawdę dotykałem świata, którego nie znałem. Człowiek wraca po takiej dwumiesięcznej wyprawie wzbogacony szacunkiem do ludzi, empatią, zrozumieniem naszego świata.
Czego można Panu życzyć na trzydziestolecie firmy?
Dzisiaj – szczególnie w dobie pandemii – to przede wszystkim zdrowia, spokoju i żeby nam nikt nie przeszkadzał normalnie funkcjonować w życiu osobistym, jak i zawodowym.
A więc „Magazyn Pomorski” właśnie takie składa Panu życzenia, a ja dziękuję za rozmowę.