POWRÓT/WSTECZ
Po Festiwalu Szekspirowskim

 

Była to najwyższa liczba widzów w dziejach tego festiwalu. Spektakle prezentowano na kilku scenach. Równie chętnie oglądany był SzekspirOFF, który od kilku lat towarzyszy festiwalowi. Tam też padł swoisty rekord – 74 razy pokazano „Najkrótszego Szekspira na świecie” w wykonaniu Huberta Michalaka. Polsko-amerykańskie przedstawienie trwało cztery minuty i za każdym razem oglądał je jeden widz. Ekstrawagancja? Trochę tak. Liczba nie przeszła w jakość. Natomiast bardzo słusznie nagrodzono po raz pierwszy dziecięce odczytanie „Hamleta” inspirowane i przygotowane w Teatrze Polskim w Poznaniu, którego dyrektorem artystycznym jest Maciej Nowak, menadżer i twórca kultury dobrze znany w Gdańsku. Okazało się, że dzieci równie dobrze czytają „Hamleta” jak dorośli, mają do tego otwartą wyobraźnię i dobrze mówią tekst Szekspira. Wielkie brawa dla poznańskiego teatru.

 

Festiwal otworzył gdański spektakl „Jak wam się podoba” w reżyserii Krystyny Jandy. To bardzo zachowawcza inscenizacja. Krystyna Janda określa siebie mianem „reżysera użytkowego” i tym razem po prostu wystawiła sztukę, ale nie przemyślała do końca, jak ta komedia omyłek i przenikania się świata rzeczywistego ze światem nierealnym powinna wyglądać na scenie. Aktorzy de facto wbiegają i wybiegają po spadzistej, ustawionej pod kątem platformie. I to ma ożywiać akcję. Scenografii prawie nie ma. Plastyczność przedstawienie ratują pomysłowe i nawet dowcipne kostiumy Doroty Raqueplo. Wyświetlane na ekranie płatki śniegu czy potem „szczęśliwe koniczynki” nie wspierają aktorów. Zejścia i wejścia na scenę to trudne zadania, z którymi aktorzy sobie poradzili, ale z dykcją mieli wyraźne kłopoty. Zatem zabawna polemika Szekspira z własnymi tekstami nie wybrzmiewa właściwie. Rozalinda, główna postać sztuki – Magdalena Gorzelańczyk – tym razem nadmiernie ekspresyjna i nieznośnie dosłowna (melodramatyczna). Jej luby Orlando – Piotr Biedroń, aktor zdolny i pomysłowy – jest w tym przedstawieniu mdły. Godna uwagi jest rola Michała Jarosa – błazna Lakmusa, bo to iście Szekspirowska postać. Ta zabawna komedia Szekspira gubi w tej inscenizacji moc. Szkoda.

 

Rycerz Ognistego Pieprzu 04.08 fot. Dawid Linkowski 02

 

Z polskich realizacji dramatów Szekspira obejrzeliśmy jeszcze na festiwalu trzy przedstawienia wskazane do nagrody Złotego Yoricka na najlepszą inscenizację Dzieł Dramatycznych Szekspira lub Utworów Inspirowanych Działami Williama Szekspira w sezonie 2018/2019. Wybrał te przedstawienia wzięty warszawski krytyk teatralny Łukasz Drewniak. Były to „Hamlet” w reżyserii Mai Kleczewskiej z Teatru Polskiego w Poznaniu, „Kupiec wenecki” w reżyserii Szymona Kaczmarka z Nowego Teatru w Słupsku oraz „Wieczór Trzech Króli” wyreżyserowany przez Łukasza Kosa w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Każdy z tych spektakli był diametralnie różny zarówno pod względem konwencji realizacyjnych, jak i wartości artystycznych czy wreszcie potencjału aktorskiego zespołu.

 

„Hamleta” Kleczewskiej wystawiono w kościele św. Jana. Gotyckie wnętrze stało się Elsynorem i znakomicie wspierało wizje twórców. Kleczewska stworzyła swój spektakl razem z dramaturgiem Łukaszem Chotkowskim na podstawie dwóch dramatów – „Hamleta” Szekspira i sztuki Heinera Müllera „HamletMaszyna”. Reżyserka zniosła podział na scenę i widownię, widzom kazała chodzić za postaciami dramatu w słuchawkach i niemal symultanicznie odbierać kilka wersji opowieści wokół Hamleta. Liczba propozycji aktorskich połączona z nadmiarem bodźców wizualnych, tych prezentowanych na ekranach i tych ruchowych, stawiała widza w trudnej sytuacji percepcyjnej. Ale warto było się utrudzić. Ten spektakl nie został nagrodzony przez jury tegorocznego Złotego Yoricka ku zaskoczeniu wielu osób, także mojemu. Owo zdumienie decyzją dało się też odczuć po reakcji festiwalowej publiczności, która raczej konwencjonalnie oklaskiwała werdykt. Jurorzy niejednogłośnie uhonorowali „Kupca weneckiego” w reżyserii Szymona Kaczmarka z Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku. Powinnam się cieszyć, bo nagrodzono teatr pomorski. Słupskie przedstawienie jest z pomysłami inscenizacyjnymi i wielowarstwowe. Obowiązkowo pojawia się ekran, na którym początkowo poznajemy Porcję (Monika Janik, która dopiero w drugiej części spektaklu w roli Doktora w scenach sądowych pokazała aktorskie możliwości). Reżyser wydobył kilka ważnych konfliktów – antysemityzm i doświadczanie obcości we współczesnym świecie. Żyd Shylock – ten obcy rasowo i wyznaniowo (Igor Chmielnik, niestety słaby w tej roli) – poniesie wszelkie konsekwencje. W końcowej scenie przymuszony wyrzeknie się swojej wiary i przyjmuje chrzest. Ostatnia scena jest przejmująca, szczególnie gdy towarzyszy jej pieśń „Personal Jesus” w wykonaniu J. Casha płynąca z głośników. Drugi ważny uwypuklony wątek to homoseksualny związek między Antoniem a Bassaniem. Niestety, spektakl był nudny i mało przekonujący w części pierwszej, a w całości marny aktorsko. Przykro mi o tym pisać.

 

Słupski teatr to młodzi aktorzy, ale przed nimi jeszcze morze pracy warsztatowej – i na to także musi zwracać uwagę reżyser.

 

Trzecim nominowanym do Złotego Yoricka spektaklem była klasyczna komedia omyłek „Wieczór Trzech Króli” w reżyserii Łukasza Kosa. Zespół Teatru im. Osterwy z Lublina zagrał to przedstawienie koncertowo, co publiczność nagrodziła długimi brawami. Role żeńskie grali mężczyźni – jak na elżbietański teatr przystało, a role męskie – kobiety i to już był pomysł reżysera. Tak więc tożsamość bohaterów staje się wartością płynna, a płeć można dowolnie zmieniać.

 

Z zagranicznych spektakli warto było zwrócić uwagę na węgiersko-rumuńsko-angielski spektakl „Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją” , w którym na scenie po raz drugi w czasie festiwalu pojawił się brytyjski zespół The Tiger Lillies, którego wcześniejszy koncert przyjęto bardzo dobrze. Podobnie jak większość imprez towarzyszących – pokazów filmów, warsztatów czy wykładów. Owacjami na stojąco nagrodzono również spektakl „Lady Makbet” – taneczną wizję mrocznej szekspirowskiej opowieści zaprezentowaną przez Zespół Perfect Danceres z Włoch. „Romeo i Julia” z Państwowego Teatru Kameralnego w Erewaniu była uwspółcześnioną inscenizacją, dziejącą się także na ulicach. Reżyserka Lusine Yarnjakyan pokazuje historię zwaśnionych rodów Montekich i Kapuletich jak gangsterską opowieść wpisaną w ciężkie metaliczne, hardrockowe brzmienie muzyczne. To był ciekawy spektakl, podobnie jak „Tytus Andronikus” chorwackiego Teatru Młodych z Zagrzebia w reżyserii Igora Vuka Torbicy, w którym reżyser krwawą opowieść pokazał również we współczesnych kontekstów politycznych. „Rzym” w reżyserii Karin Henkel z Deutsches Theater w Berlinie jedni widzowie uznali za genialne wydarzenie, inni wyszli w przerwie. W finale 23. festiwalu wystąpiła brytyjska grupa Cheek by Jowl i Moskiewski Teatr Puszkina. Ich „Rycerz ognistego pieprzu” – sztuka mało znana, po raz pierwszy wystawiona w Gdańsku pogodziła różne gusta publiczności. To zabawa teatrem. Szekspira ma się grać tak, by podobał się widzom. Jeśli tekst jest za trudny, trzeba to zmienić, bo inaczej straci się widza, który dzisiaj w teatrze chce się bawić. To była śmieszna prowokacja, choć nieco za długa.

 

23. Festiwal Szekspirowski w Gdańsku był bardzo dobrze zorganizowany, o czym może świadczyć obecność wolontariuszy z różnych krajów. Na to sierpniowe wydarzenie teatralne zjeżdżają miłośnicy teatru i Szekspira z całego świata. To z pewnością dobra wizytówka kulturalna Gdańska.

 

Alina Kietrys

 

Hamlet 31.07 fot. Dawid Linkowski 03

POWRÓT/WSTECZ