POWRÓT/WSTECZ
Mistrz warunków ekstremalnych

Z Piotrem Biankowskim – propagatorem zdrowego stylu życia, ekstremalnym pływakiem, organizatorem Gdynia Winter Swimming Cup – rozmawiała Liwia Zaborska.

Jak zaczęła się Pana przygoda ze sportem?
Już w pierwszej klasie szkoły podstawowej zacząłem uprawiać sport. Były to treningi pływania. Dostałem się do klasy o profilu pływackim. Uprawiałem też takie dyscypliny jak rugby, triathlon, swimrun, pływanie w wodach otwartych (open water), pływanie ekstremalne i tak ta przygoda ze sportem trwa nieustannie.

Skąd pomysł na Gdynia Winter Swimming Cup?
Moje zimowe pływanie rozpoczęło się właśnie w Gdyni w 2015 roku. Wziąłem wtedy udział w Międzynarodowych Mistrzostwach Morsów. To był mój debiut. Od razu chciałem więcej, więc zaczęły się poszukiwania innych, podobnych sportowych spotkań w Polsce, ale także poza granicami naszego kraju. Rywalizując w takich zmaganiach, dużo obserwowałem, uczyłem się tego sportu i przyglądałem się, jak inni takie zawody organizują. Doświadczenie zdobywałem jako zawodnik podczas mistrzostw świata 2016 na Syberii, w 2017 roku w Niemczech, a potem były jeszcze w 2018 roku Estonia, w 2019 – Murmańsk, „Wrota Arktyki”, a także puchary świata w Szwecji, Austrii, Anglii, Niemczech, Łotwie i oczywiście na polskich imprezach w Katowicach, Świętochłowicach, Bydgoszczy, Międzyrzeczu Podlaskim czy Głogowie. Wtedy mnie olśniło. Na miejscu mamy wszystko co potrzebne – piękne, otwarte miasto Gdynia i cudowne Morze Bałtyckie. Mamy wszystko to, czego brakowało na niektórych zawodach międzynarodowych. I tak w efekcie ogromnej pracy za nami już druga edycja GWSC. Warto dodać, że są to zawody, które odbywają się pod szyldem International Winter Swimming Assocation, jednej z dwóch federacji tego typu na świecie. 

Co szczególnego charakteryzuje GWSC?
GWSC już od 1. edycji przyciąga najlepszych polskich zimowych pływaków. Bardzo wielu zawodników zaskoczyła słona woda. Nie brałem tego nawet pod uwagę, bo pływam tutaj i latem, i zimą. Do takiej wody jestem przyzwyczajony. Mieliśmy ekstremalne warunki, idealne do zimowego, lodowego pływania, a dodatkowo zawodnicy mieli okazję poczuć naszą morską, bałtycką sól. 

Jak wyglądają takie zawody?
To bardzo specyficzne zawody. W Gdyni wybraliśmy trudniejszą formułę basenową, tak jak na najważniejszych rangą mistrzostwach świata, czyli zbudowaliśmy basen na akwenie wodnym w marinie między pomostami. Było to 6 torów o długości 25 m i szerokości 14 m, oddzielonych liniami z osobnymi wejściami na platformie, a to dlatego, że startujemy nie skacząc na główkę, tylko schodząc po drabince do wody. Marina w tym roku zakryta była dwudziestocentymetrowym lodem. 

Sporty ekstremalne to duże ryzyko. Woda, tym bardziej tak zimna, to żywioł. Jak radzić sobie z zagrożeniami płynącymi z uprawiania takiego sportu?
Na pewno trzeba być ostrożnym, trzeba regularnie sprawdzać stan zdrowia, ale przede wszystkim trzeba umieć pływać. To sport ekstremalny – wchodzimy do zimnej wody, trzeba to po prostu robić z głową. W moim przypadku zacząłem od dystansu nie za bardzo dla początkujących, bo od 450 m, potem zwiększałem do 500 m, 1 km, na końcu była ice mila. Jest to lodowa mila przepłynięta w wodzie poniżej 5°C o długości 1609 m. A to przysłowiowy Mount Everest zimowego pływaka. Wszystko to robiłem od początku spokojnie, małymi krokami. W 2016 roku na Syberii poznałem Bogusława Ogrodnika, który poinstruował mnie tak, żeby nie stała mi się żadna krzywda. Odmrożenia, hipotermia, a także stany wychłodzenia organizmu – to wszystko może się zdarzyć. Ja tego stanu nigdy nie doznałem, dlatego też dalej się w to bawię i nie mam zamiaru kończyć.

Czy ma Pan jakieś rytuały przed wejściem do wody? Jak wyglądają przygotowania do pływania w zimnych wodach?
Myślę, że każdy ma swój rytuał. Jedni rozgrzewają się więcej, dłużej, mocniej, inni mniej i krócej. W moim przypadku jest to delikatne rozciąganie i pełna koncentracja. Jeżeli mamy wszystkie elementy, czyli umiejętność pływania, świadomość, do jakiej wody wchodzimy, i wiemy, co chcemy osiągnąć, czy tylko przepłynąć dany dystans, pokonać swoje kolejne bariery, czy tylko poprawić swój czas – to pierwszy krok. Trzeba mieć po prostu gotową głowę. Trzeba też pamiętać, że każde wejście do wody jest inne. Kolejnym krokiem jest trening pływacki, trening ogólnorozwojowy, u mnie jest to także joga. Do tego może być jazda na rowerze, bieganie. Tyle, na ile czas pozwoli, musimy łapać kondycję. To sport dla każdego, kto chce spróbować się w takich warunkach.

Czym różni się popularne ostatnio morsowanie od zimowego pływania? 
Morsowanie to zabieg dla zdrowia i duszy. Zimowe pływanie to już połączenie sprawności fizycznej z treningiem siły woli i walka z samym sobą. To oznacza, że pływając w lodowatej wodzie, musimy sobie poradzić z ekstremalnym wychłodzeniem organizmu, utrzymując optymalne funkcje mięśni i mózgu. 

Propaguje Pan zdrowy tryb życia i pozytywne myślenie. Skąd czerpie Pan inspirację?
Nie namawiam, ale zachęcam, by spróbować. Taki był cel, by zarażać innych tym sportem. Inspirują mnie ludzie, których spotykam na swojej drodze sportowej, ale nie tylko. Ja staram się im pokazać, że warto walczyć. 

Nie każdy ma tyle siły i motywacji…
Prawda. Na początku mobilizowała mnie nadwaga, potem szukanie odskoczni od codzienności. Z czasem spotkałem fajnych ludzi z fundacji Ronalda McDonalda. Zaprosili mnie do Warszawy, zrobiłem prelekcje o zimowym pływaniu i tak się zaczęła cudowna inicjatywa – challenge lodowy. Między innymi ICE MILA, która odbyła się w Gdyni, gdzie za każdy przepłynięty metr darczyńcy wpłacali 50 zł na rzecz fundacji. Uzbierało się wtedy ponad 30 tys. zł. Także akcja Tri2help 2019 była rokiem charytatywności w triathlonie, gdzie uzbieraliśmy ponad 35 tys. zł, podczas 1. edycji GWSC ponad 11 tys. zł, a podczas ostatniej edycji sprzedaliśmy ponad 300 sztuk #czapekodserca. Od 2017 roku jestem ambasadorem fundacji Ronalda McDonalda, a każdy większy event czy zawody są związane z promowaniem zdrowego stylu życia. Lubię to, co robię, tym bardziej cieszę się, że mogę pomóc dzieciom i ich rodzinom. Dziękuję też za wsparcie moim sponsorom i kibicom, dzięki którym mogę realizować swoją pasję. 

Największy sukces?
Sukces? To, że mogę pomagać innym przez uprawianie sportu i 1609 metrów przepłyniętych w temperaturze 1,2°C. Taka ice mila z pewnością definiuje dobrego zimowego pływaka.

Sportowe plany w najbliższym czasie?
Chciałbym przepłynąć Kanał La Manche. To dla pływaka open water kanał na kanałami. Szerokość Kanału La Manche w linii prostej w najwęższym miejscu z Anglii do Francji to 34 km. Pływak musi liczyć się z niską temperaturą wody, która waha się w granicach 12–15°C, wysokimi falami, silnymi prądami, a także przeszkodami typu wodorosty czy meduzy. Zawodnik, pokonując te przeszkody, zwykle płynie trasą odwróconej litery S. Pokonuje w ten sposób od 40 do 50 km. Jest to duże wyzwanie i długa kolejka, by w ogóle mieć szansę ten kanał przepłynąć. Jestem już zgłoszony, czekam na swoją kolej!

Dziękuję za rozmowę.
 

 

Fot. Mariola Sikora

 

POWRÓT/WSTECZ