Piotr Górski, prezes Zarządu Polski Ziemniak sp. z o.o.
Fot. Karina Przeperska
Marzę o tym, by ludzie docenili pracę rolnika
Zapraszamy do lektury rozmowy z Piotrem Górskim, prezesem Zarządu Polski Ziemniak sp. z o.o.
Przeciętny Polak zjada około 100 kg ziemniaków rocznie. Choć spożycie spada i tak jesteśmy w europejskiej czołówce. Czy ziemniaki często goszczą na stole w Pana domu?
Nie odstaję pewnie od przeciętej w Polsce. Lubię ziemniaki i jem je kilka razy w tygodniu – to rzadziej, niż robili to moi rodzice. Pamiętam, że mama powtarzała, że obiad bez ziemniaków to nie obiad. Dzisiaj równie chętnie jak po ziemniaki sięgamy po makarony, kasze czy ryż. Ziemniak co prawda nadal wygrywa ceną, ale żeby coś z niego przyrządzić, trzeba się bardziej napracować – choćby obrać. Zapominamy też, że jest doskonałym źródłem cennych witamin.
A ma Pan swoją ulubioną odmianę?
Zdecydowanie Lilly. Ta odmiana ma okrągło owalne bulwy, płytkie oczka, intensywnie żółty miąższ i niezwykle gładką skórkę. No i jest bardzo smaczna. Z perspektywy producenta muszę też dodać, że jest najmniej wrażliwa na warunki pogodowe, daje rozsądny plon i jest najmniej podatna na choroby, które atakują rośliny. Lilly z powodzeniem zastępuje popularną do niedawna Galę, która zdecydowanie gorzej znosi coraz bardziej suchą aurę, a nie każdy producent ma możliwość podlewania. W naszej ofercie mamy i Lilly, i Galę i jeszcze kilka innych odmian, np. Jule, Colomba, Bernina.
Skąd pomysł na założenie spółki Polski Ziemniak?
Pomysł dojrzewał dosyć długo w gronie znajomych rolników, którzy dostarczali ziemniaki przemysłowe głównie jednemu odbiorcy i myśleli o tym, żeby zbudować dla swoich biznesów „drugą nogę”, która dałaby im większe poczucie bezpieczeństwa. Ja sam byłem trochę „na rozdrożu”. Chciałem zmiany. Po 26 latach, z których 19 przepracowałem przy ziemniakach, zakończyłem pracę w spółce Farm Frites Poland. Zbliżałem się do pięćdziesiątki i chciałem spróbować czegoś innego, nowego. Przełomowy okazał się rok 2020, a więc czas pandemii, która z jednej strony spowodowała dużo niepewności w każdej dziedzinie życia, a z drugiej podziałała mobilizująco.
Wiele razy w różnych konfiguracjach znajomych rolników dyskutowaliśmy o niskiej marży i o tym, że producent nie ma właściwie żadnego wpływu na rynek, który z kolei jest rozchwiany i nie daje ani poczucia stabilności dochodów, ani szans na planowanie jakichkolwiek inwestycji w gospodarstwie. Zastanawialiśmy się, co zrobić, by stać się bardziej znaczącym ogniwem rynku i by marża trafiała również do nas. Doszliśmy do wniosku, że najlepszym sposobem, by tak się stało, będzie wejście w segment dystrybucji. Tym bardziej, że w Polsce Północnej działała tylko jedna sortownia ziemniaków – niedaleko Stargardu w województwie zachodniopomorskim. Ziemniaki zebrane w naszym regionie były transportowane głównie do sortowni na południu kraju, by potem wrócić do nas, do sklepów na Pomorzu popakowane w mniejsze lub większe worki. To przecież nieracjonalne! A gdy weźmiemy jeszcze pod uwagę ślad węglowy generowany przez wożenie ziemniaków transportem samochodowym kilkaset kilometrów w jedną stronę po to, by za chwilę wieźć je kilkaset kilometrów z powrotem… Skrócenie łańcucha dostaw to nie tylko ograniczenie emisji dwutlenku węgla, ale korzystny wpływ na czas i koszt dystrybucji. Biorąc pod uwagę te elementy, które przekładają się wprost na przewagę konkurencyjną na rynku, postanowiliśmy powołać do życia spółkę, która będzie zajmować się produkcją, sortowaniem i dystrybucją ziemniaków jadalnych.
Do spółki weszło osiemnastu rolników. To chyba niezbyt częsta sytuacja w biznesie?
Współpracę zaproponowaliśmy jeszcze liczniejszej grupie. Ostatecznie na wejście do spółki zdecydowało się siedemnastu rolników i jedna spółka rolna. Podzieliliśmy się udziałami w zależności od wkładu w spółkę. Nikt nie ma przeważającego głosu. Znamy się długo i dobrze, cenimy wzajemnie swoje doświadczenia, więc w naturalny sposób wypracowujemy pomysły w trybie burzy mózgów i wspólnie podejmujemy ważne decyzje dotyczące funkcjonowania i rozwoju naszej firmy. Taki sposób strategicznego zarządzania działa jak na razie bardzo dobrze i mam nadzieję, że tak będzie nadal.
Dzisiaj Polski Ziemniak jest jedynym podmiotem w Polsce i jednym z nielicznych w Europie skupiającym rolników i firmę rolną, nie będąc oficjalnie grupą producentów rolnych.
W 2021 roku do spółki dołączyła firma Bugaj…
Wszyscy świetnie znamy się na uprawie, wiemy, jak zbierać i jak przechowywać ziemniaki. Nie mielibyśmy też pewnie problemów z ich pakowaniem. To, czego nam brakowało, to doświadczenia związanego z dystrybucją. Nie znaliśmy rynku odbiorcy, nie wiedzieliśmy, jakie obowiązują na nim zasady i powiązania, czego oczekują klienci, co jest dla nich najistotniejsze. Dlatego postanowiliśmy zaprosić do spółki kolejnego udziałowca – firmę z takim właśnie doświadczeniem i kompetencjami. Do rozmów o współpracy, a właściwie o wejściu do spółki, zaprosiliśmy kilka podmiotów. Ostatecznie w lutym 2021 roku dołączyła do nas spółka Bugaj, firma rodzinna ze świetnymi referencjami, od 30 lat z powodzeniem działająca na rynku dystrybucji ziemniaków. To był dla nas niezwykle ważny moment. Kamień milowy w rozwoju. To między innymi dzięki temu dzisiaj możemy pochwalić się, że wśród odbiorców naszych ziemniaków są takie sieci jak Jeronimo Martins, czyli Biedronka, Dino czy Polo Market.
Jakie inne momenty były według Pana kluczowe dla spółki?
Polski Ziemniak nie ma jeszcze długiej historii, ale jest przynajmniej kilka wydarzeń, które były dla nas znaczące. Pierwsze, oczywiście po samej decyzji o założeniu firmy, to znalezienie i zakup terenu, o powierzchni 10 ha, który jest w optymalnej odległości od gospodarstw udziałowców spółki i który daje nam możliwości rozwoju na najbliższe 20 lat. Udało się nam taki teren znaleźć w Potęgowie, przy drodze krajowej nr 6, łączącej Gdańsk ze Szczecinem – położenie przy ważnym szlaku komunikacyjnym jest dodatkową zaletą.
Kolejny istotny moment to pozyskanie finansowania na budowę magazynu. Nie obyło się bez nerwów i niepewności. Ziemniaki już rosły, prace budowlane się rozpoczęły i magazyn musiał powstać, a tymczasem banki traktowały nas jak typowy startup, czyli firmę bez historii. Mimo że przecież każdy z udziałowców miał już bogate doświadczenia i historię finansową. Procedury się przeciągały. Bank, z którym negocjowaliśmy kredyt, ciągle nas zwodził. Zaczęliśmy już zalegać w płatnościach wykonawcy. Na szczęście inny bank dał wiarę naszej historii oraz biznesplanowi i w końcu uzyskaliśmy finansowanie.
Trzecie ważne wydarzenie miało miejsce jesienią 2023 roku – to wtedy podpisaliśmy umowę na blisko 14 mln zł z funduszy unijnych na budowę przechowalni i pakowni ziemniaków z wyposażeniem stałym. W 2024 roku inwestycja została oddana do użytku i działa pełną parą. Wyposażona jest w linię w pełni automatycznego pakowania – od ważenia przez pakowarkę, napełniacz kartonów, wytrząsacz po paletyzery.
Działalność spółki została doceniona przez patronów medialnych Nagrody Pomorskiej Gryf Gospodarczy. Polski Ziemniak został laureatem tego konkursu, organizowanego przez Pomorską Radę Przedsiębiorczości przy Marszałku Województwa Pomorskiego.
Gryf Medialny za 2024 rok to dla nas i zaskoczenie, i zaszczyt. Nie spodziewaliśmy się, że zostaniemy dostrzeżeni wśród tylu innych znakomitych firm na Pomorzu. Kapituła medialna doceniła nas za dynamiczny rozwój oraz strategiczne inwestycje, które w krótkim czasie umożliwiły spółce osiągnięcie znaczącej pozycji na rynku. Podkreślono też nasze innowacyjne podejście do rolnictwa i dystrybucji oraz znaczenie dla lokalnej, pomorskiej gospodarki. Nagroda to dla nas również zobowiązanie do dalszego rozwoju. Przed nami ciągle jeszcze wiele wyzwań. Mamy też wiele planów.
Czy może Pan zdradzić, jakie to plany?
Przede wszystkich planujemy rozbudowę sortowni. W tym roku chcemy pozyskać finansowanie i rozpocząć inwestycję. Rok 2026 to jej wyposażenie. A w 2027 roku chcielibyśmy wejść w nowy segment rynku, czyli przetwórstwo. Chodzi przede wszystkim o to, żeby zagospodarować odsorty bez konieczności wożenia ich w inne miejsca. Być może będą to ziemniaki obrane i pakowane albo inny rodzaj częściowo przetworzonego ziemniaka. Obecnie na każdym naszym spotkaniu dyskutujemy na zasadach burzy mózgów, co byłoby najbardziej pożądane przez rynek. Po wybudowaniu dużej sortowni będziemy mieli obecne budynki do adaptacji i wykorzystania do produktów, które będziemy mogli także eksportować. To dla nas niezbędna „kolejna noga”, pozwalającą na przygotowanie sprzedaży, jeżeli w Polsce będzie nadpodaż ziemniaków – a nie możemy podejmować ryzyka związanego z badaniami ziemniaków nieprzetworzonych na eksport z Polski.
Polski Ziemniak mocno zaistniał na branżowej mapie Polski. W tym roku będzie o Was jeszcze głośniej, bo już w sierpniu do Potęgowa zjadą wszyscy najważniejsi „ziemniaczani gracze”.
To prawda. 20 i 21 sierpnia gościć będziemy największe wydarzenie w polskiej branży ziemniaczanej, czyli III Ogólnopolskie Targi Ziemniaczane, organizowane przez Stowarzyszenie Polski Ziemniak. Weźmie w nich udział blisko sto firm. Targi to doskonała okazja, by zapoznać się z branżowymi nowinkami, poznać producentów, nawiązać relacje biznesowe. Nie zabraknie oczywiście pokazów pracy maszyn rolniczych. Zapraszam wszystkich zainteresowanych do Potęgowa.
Na koniec chciałabym zapytać Pana o zawodowe marzenie…
Marzę oczywiście o tym, by Polski Ziemniak nadal dynamicznie się rozwijał. Jednak moim największym marzeniem jest to, by ludzie doceniali i szanowali pracę rolnika oraz zaczęli zauważać koszty i ogromne ryzyko, które ponosi na każdym etapie produkcji. To ciężka praca, niezbędna dla każdego z nas, która też ma sprawiać radość i satysfakcję rolnikom.
Tego więc Panu, udziałowcom Polskiego Ziemniaka i innym rolnikom życzę. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Klara Lewandowska
Fot. Karina Przeperska