POWRÓT/WSTECZ
Lubimy piękno Tajemnice domu Anny i Pera Dahlbergów w Sopocie

 

Lubimy piękno
Tajemnice domu Anny i Pera Dahlbergów w Sopocie

W tym domu, w Dolnym Sopocie, na jednej z najbardziej malowniczych uliczek, mieszkał kiedyś Marcel Kochańczyk, znakomity reżyser Teatru Wybrzeże. Kochał Sopot podobnie jak następni lokatorzy tego domu – Anna i Per Dahlbergowie. Ich dom to otwarta galeria i pracownia artystów. Klimatyczny ogród skrywa rożne „cuda” wymyślane przez Pera. Każdy drobiazg zaskakuje.
Wejście przez werandę do pierwszego pomieszczenia ekspozycyjnego to magia.


Kilkanaście wydanych książek-albumów Pera, mnogość jego artystycznych
detali: obrazów, rzeźb, nietypowych gadżetów, oczywiście pełnych artystycznego wdzięku. W oknach i na ścianach Dahlbergowskie cudeńka, a na
środku pokaźny stół. Anna częstuje kawą i wegetariańskimi pysznościami.
Będziemy rozmawiać, a Per pojawi się na chwilę i zniknie, i potem znowu
wpadnie.
Per Oscar Gustav Dahlberg, Szwed z urodzenia – jego rodzinne miasto to Torshälla, uwiecznione na rysunkach, przypomina Sopot. Studia artystyczne Per rozpoczął w Szwecji, a kontynuował specjalizując się w grafice, w University of Cambridge i w Royal College of Art w Londynie, gdzie zdobył tytuł doktora filozofii jako trzydziestolatek i jako jedyny Szwed w tej uczelni w Londynie.
„Rysunki były fotografowane na slajdy i reżyserowane w opowieść animowaną” – mówi Anna. „Jego doktorat graficznie opowiadał o żyjącym na wolności 
wielorybie, o początku cywilizacji, o życiu szczęśliwych zwierząt w oceanie, lecz również o tym, jak cywilizacja się rozwijała i jak niszczyła to morze. Pokaz trwał około dwudziestu minut. Do audiowizualnego programu była specjalnie skomponowana muzyka. Dzieło Pera zdobywało światowe nagrody. Podobną techniką został zrealizowany dwunastominutowy pokaz po 1988 roku, gdy już Per był w Sopocie. To jest animacja »W hołdzie Chopinowi«. Pokazywana była w szwedzkiej telewizji i w Salle Pleyel w Paryżu. Została również wydana książka, w której autor podąża śladami genialnego muzyka, poprzez Żelazową Wolę, Warszawę, Paryż, Valdemossę. Bardzo lubię te chopinowskie
projekcje, na które czasami zapraszamy przyjaciół” – dodaje Anna. „Bywa, że
goście się bardzo wzruszają i zastanawiają się, skąd u Pera tyle polskiego
patriotyzmu.”
Per był i jest obywatelem Europy z artystycznego wyboru. Mieszkał, studiował i
pracował w Londynie i Paryżu, a od wielu lat uznawany jest za swoistego
kronikarza sopockich przestrzeni. Jego fantasmagoryjne wizje Sopotu uwodzą, bo jest w nich tajemnica i poezja miasta, nawet w realistycznych detalach.
Grafika, rzeźba, malowanie tkanin, audiowizualne inscenizacje, animacje, filmy
reklamowe, a przede wszystkim przez lata charakterystyczne architektoniczne
opowieści o Sopocie, o Oliwie – to jego świat. Inspiruje, zachwyca, ale i niepokoi tym, co chce w swojej sztuce przekazać, i o czym chce opowiedzieć.
Per swoją rysunkową opowieść o Sopocie zaczął już 1986 roku, opowiadając o mieście, w którym dzisiaj mieszka i tworzy. Następny duży projekt to Oliwa i seria zamówień na obrazy do wnętrz Dworu Oliwskiego. Efektem tej pracy jest stała ekspozycja obrazów i piękny album „Oliwa w rysunkach”.
Charakterystyczną cechą twórczości Pera Dalhberga jest rysowanie w tzw. lokacji, a nie ze zdjęć. „Na ulicach w Sopocie stał z rurą brystolu A1, zwiniętą na ręce” – wspomina żona artysty. „I szkicował. Wiele osób tak pamięta Pera. Bardzo często zaczynał rysować inaczej, wbrew tzw. zasadom kompozycji. My, architekci, jesteśmy uczeni, że nie zaczyna się od detalu, na przykład od klamki w drzwiach. A Per czasem tak właśnie robi, wpierw rysuje klamkę. On
ma swoją własną, wymyśloną perspektywę w tych rysunkach.
Per poznał Annę w Londynie podczas semestralnej wystawy w Royal College of Art w Londynie. Anna jest architektką, ale też artystką, której wrażliwość na detal i kolor zachwyca w jej dzianinach i różnego rodzaju rękodziełach. Dzięki jej działaniom architektonicznym niejedno mieszkanie, nie tylko sopockie, zyskało prawdziwy blask. Anna marzyła o studiowaniu kostiumologii w Krakowie, na Akademii Sztuk Pięknych, jednak za namową „starszych” wybrała
politechnikę, bo architektura zawodowo była pewniejsza. 
Z Perem wróciła do Sopotu, choć miała za sobą miłość do Sydney i fascynację
wspaniałą bryłą tamtejszej filharmonii na wodzie. Sopot okazał się tym
najlepszym miejsce do życia, bo to miasto Anny.
„Przez jakiś czas mieszkałam też w Szwecji z Perem” – mówi Anna. „Ale ja nie
umiałam się tam odnaleźć. Brakowało mi rodziny, znajomych i... języka polskiego. Tam zawsze byłabym obca. Tworzyłam tam tkaniny unikatowe, miałam wystawy, ale tęskniłam bardzo.”
W filmie Jerzego Afanasjewa Jr. Per opowiadał, że kiedy pierwszy raz przyjechał do Sopotu, był zachwycony i jednocześnie przytłoczony artystycznym charakterem miasta. Od razu zainspirowała go ciekawa architektura Sopotu i zaintrygowała sopocka bohema, o której wiele słyszał. Uczestniczył w tym dawnym, trochę mitycznym życiu w Spatifie czy w Sfinksie.
Do naszej rozmowie Per włącza się w niewielkim stopniu. Żyje w swojej wyobraźni i konkretnych działaniach artystycznych. Zasada obowiązująca w relacjach artystycznych Anny i Pera to pełna wzajemna życzliwość. 
„Najważniejsza jest rozmowa o tym, co robimy. My swojej twórczości
wzajemnie nie krytykujemy” – mówi Anna. „Zresztą świat rysowany, Per widzi
pięknie. Nawet śmietnik przez niego zobrazowany jest… piękny. Brzydota go
odtrąca, zresztą mnie też. Nie lubimy brzydoty. Często się zastanawiam teraz,
gdzie w tych sztukach pięknych jest to prawdziwe piękno.”
Na ścianach sopockiej domowej galerii wisi wiele tajemniczych obrazów, nawet twarz przebiegłego Mefisto jest przychylna oglądającym. Każdy szczegół stanowi misterną kompozycją, bo przyjazny klimat wnętrza jest najważniejszy.
Artysta ma duże poczucie humoru, zwłaszcza sytuacyjnego. Nie wszyscy to wychwytują. 
Per Dahlberg dwa albumy poświęcił Sopotowi – jeden czarno-biały, drugi kolorowy. Teraz jego świat jest nieco bardziej mroczny, lecz nie pozbawiony humoru. „Mroczności nadaje unikalna technika” – mówi Anna, pokazując
ostatnią publikację Pera. „Na specjalnych brystolu czarnym, albo Per go zrobił
czarnym, skalpelem lekarskim wyskrobuje swój świat. To szaleństwa jego wyobraźni. After the End – jakby po katastrofie ekologicznej, po finale. To jego wewnętrzna chęć pokazania świata.”
Te rysunki są bardzo gęste znaczeniowo, nasycone wielością skojarzeń.
„JAJAKAJAN” – taki jest dziwny tytuł tej publikacji, trudny do wytłumaczenia. Gra słów polskich i szwedzkich.
„Kajan po szwedzku to kawka, ptak. I to jest taki refren, a równocześnie
opowieść w kręgu fenomenalnego Franza Kafki. Słowem story, pin-pong o
kawce i Kafce, ale też opowieść o słońcu i księżycu”– tłumaczył Per. „To czarny humor bez nadziei. Tak teraz widzę ten artystyczny świat, katastrofalny, ale też śmieszny. Ten album trzeba oglądać prawie z lupą. Nawet warsztatowe kleksy są ważne.”
„Rysunki Pera są trochę przegadane, jakby powiedział krytyk sztuki, ale jednocześnie to ogromne bogactwo szczegółów i treści” – z uśmiechem mówi Anna. „On snuje narrację swoją niepodrabialną kreską.”
„To moje życie, cały czas opowiadam i muszą tworzyć” – mówi Per.  „Czarownice” to ostatni album o mądrych wiedźmach, z zabawnymi tekstami, nawet rymowanymi. Jest też nawiązanie do „Hamleta” Szekspira. W sumie albumów Pera Dahlberga jest trzynaście. Księga zatytułowana „Master Doctor Dahlberg” to dzieło jego życia. Zebrane dotychczasowe doświadczenia artystyczne i przemyślenia o nieprawdopodobnej wrażliwości. Urywki z jego życia, archiwum życia, które toczy kamień aż na cmentarz, ale jest on jeszcze w drodze, jeszcze w ruchu.
„Ta książka powstała już dwa lata temu” – mówi Anna. „Per siebie traktuje w
tej książce jak właśnie toczący się przez życie kamyk. Marzenia przelewa na
papier, a jego wyobraźnia jest nieskończona.”
Per pyta mnie troskliwie: „Wszystko w porządku? Nie chcesz lampy do oglądania, bo już jest tutaj ciemno?” I zapala światło.
A ja zaczynam czytać i oglądać trzystustronicowe dzieło, biografię Pera Dahlberga.

Alina Kietrys
 

 

POWRÓT/WSTECZ