Z łote Lwy – najwyższa nagroda Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych – trafiła do Pani w tym roku po raz drugi. Pierwszy raz przyznano Pani Grand Prix w Gdyni za bardzo ważny film „Gorączka” w roku 1981. W tym roku Złote Lwy zdobył „Obywatel Jones”. Lista Pani nagród i wyróżnień za dokonania artystyczne jest długa... Ponieważ długo i intensywnie pracuję. Taki mam charakter, drażni mnie bezczynność. Kino to moje życie i jestem osobą aktywną w co najmniej kilku płaszczyznach. Co Panią inspiruje do poszukiwania tematów? Zwykle bohaterowie moich filmów „przychodzą” do mnie. Dawno już co prawda nie pisałam sama scenariusza, ale zawsze szukam opowieści, która mogłaby mnie zafrapować, a mój bohater powinien być dla mnie wyzwaniem i zagadką. W ten sposób poznałam też życiorys Garetha Jonesa, który scenarzystka mi po prostu przesłała. Była ona wcześniej dziennikarką i widziała moje poprzednie filmy, więc uznała, że spróbuje do mnie dotrzeć, a nuż mnie to zainteresuje. I zainteresowało. Zdecydowanie. Dostaję sporo scenariuszy o trudnych, traumatycznych przeżyciach z historią XX wieku w tle, ale na ogół choć są to scenariusze szlachetne, jednak zbyt uproszczone czy spłaszczone. I wtedy nie stanowią dla mnie wyzwania. Takim scenariuszom nie poświęcam zbyt dużo czasu. Czytam scenariusze powoli, szczególnie pierwsze dziesięć stron, bo chcę wiedzieć, czy to propozycja dla mnie. Uproszczone opisywanie historii uważam osobiście za kłamstwo, więc szukam zdecydowanie wielowarstwowego i skomplikowanego świata, o którym mogę opowiedzieć w swoim filmie. Opowieść o Garethcie Jonesie przeczytałam dosłownie jednym tchem. Bohater to młody odważny człowiek, który tę odwagę w sobie odnajduje w sposób dość nieoczekiwany, nawet dla siebie. Przyjmuje on odpowiedzialność za rzeczywistość, którą miał tylko jako dziennikarz zobaczyć i opisać. Jones podjął ogromne ryzyko. I tajemnica takiej odwagi jest dla mnie szalenie interesująca i inspirująca. A Wielki Głód na Ukrainie to straszliwy czas przełomu 1932 i 1933 roku, słabo opisana zbrodnia komunistyczna, przez którą zginęły miliony ludzi. Ten historyczny koszmar był dla Jonesa bardzo ważną sprawą, a nie tylko dziennikarskim tematem. Zrobiła Pani kilka takich filmów o ludziach, którzy nosili w sobie tajemnicę odwagi. Najbardziej znany serial to „Gorejący krzew” o Janie Palachu, czeskim studencie, który dokonał samospalenia w proteście przeciw inwazji wojsk Układu Warszawskiego, ale również film „Zabić księdza” – opowieść o zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki. Tak, bo interesują mnie ludzie, którzy mają silne zasady, traktują życie z odwagą, szczególnie w bardzo skomplikowanych historycznie czasach. Charakter bohatera, szczególnie postaci historycznej, ma dla mnie pierwszorzędne znaczenie. Ważny w filmie „Obywatel Jones” jest wątek dotyczący działania i korupcji mediów, uzależnienie od doraźnej polityki z lat 30. ubiegłego stulecia. Działania mediów – jak widać – ciągle wprowadzają ludzi w świat nieprawdziwy. Wiara, że można bezkarnie kłamać, fabrykować nieprawdziwe informacje czy budować alternatywne rzeczywistości dla dobra jakiejś politycznej idei sprawia, że ludzie się gubią. Jones zastanawia się nad tym, co to jest 34 nasze rozmowy nasze rozmowy 35 Lubię zmagać się z wyzwaniami Z Agnieszką Holland rozmawia Alina Kietrys Fot. Wikipedia Fot. Jerzy Uklejewski 36 nasze rozmowy obowiązek dziennikarza i jaka jest odpowiedzialność mediów. Dzisiaj też w mediach powtarzają się podobne ruchy jak w dawnych czasach. Pojawia się pogarda dla inaczej myślących. Kiedy robiliśmy ten film, na Słowacji został zamordowany dziennikarz w wieku Garetha, 27-latek Jan Kuciak i jego narzeczona. Badał on powiązania słowackiej władzy z włoską mafią. Za odwagę i bezkompromisowość płaci się najwyższą cenę. Wielu dziennikarzy także dzisiaj płaci taką cenę w różnych miejscach świata. Główny bohater filmu jest postacią historyczną. Mówi się o nim, że to „człowiek, który wiedział za dużo”. Jak to się stało, że do tej pory świat tak niewiele wie o ukraińskim piekle głodu, które zgotował ludziom Stalin? Tak, Jones to postać historyczna. A wiedza o Hołodomorze na Ukrainie, czyli zamorzeniu głodem przez Stalina milionów ludzi, przez długie lata była zamknięta w sowieckich archiwach. Nie wolno było mówić o tym ludobójstwie. Dopiero kilkanaście lat temu otworzono część archiwów sowieckich z pierwszej połowy XX wieku. Bezmiar zbrodni i powiązań tego koszmaru z władzą odkryto dopiero niedawno. Pewnie dlatego ciągle nie tylko w Rosji żywy jest kult Stalina. Myślę też, że tak wiele działo się we Europie Wschodniej i na świecie w ostatnich latach, że przestano się interesować Związkiem Radzieckim po jego rozpadzie. Runął Mur Berliński, trwały i trwają wojny. Kiedy więc nastał Putin, powoli zaczął odradzać się wielkorosyjski nacjonalizm. Putina stał się na świecie autorytarnym wzorem przywódcy. I okazało się, że to atrakcyjny wzór dla różnych rządów, nie tylko populistycznych. Nie chce się widzieć zła. Teraz żyjemy w czasach wielkiej zmiany, myślę tu o rewolucji internetowej, katastrofie klimatycznej, o drugiej i trzeciej fali globalizacji, o możliwych migracjach i niebywałych zmianach obyczajowych, które wyraźnie przyspieszyły. Widać, że elity – nie tylko w Polsce – nie są w stanie nadążyć za tymi zmianami, a populiści przychodzą i obiecują, że wszystko załatwią. Wypowiada Pani często opinie, które bulwersują konserwatywnych polityków i Pani na nie reaguje ostro. A równocześnie powtarza Pani, że jest orędowniczką wolności. Jestem za wolnością, ale nie taką, która umożliwia sprawującym władzę działania pozbawione wszelkiej kontroli. I drażni mnie orwellowska umiejętność zmieniania znaczeń wielu pojęć. Szczególnie ważne są dla mnie takie pojęcia jak sprawiedliwość, prawo, prawda. Źle znoszę fakt, że sędziowie czy posłowie bywają bezkarni, gdy popełniają przestępstwo. Nie powinien ich chronić w takich sytuacjach immunitet. Równocześnie obawiam się, żeby takie oskarżanie przeciwników politycznych nie służyło po prostu rozliczeniom partyjnych oponentów, których traktuje się jak wrogów. Często słyszy się negatywne opinie wyrażane przez ludzi sprawujących władzę na temat Pani działań artystycznych. Jak Pani to traktuje? Mocno szarpię tę władzę, więc nie spodziewam się, że ona będzie mnie kochać. Nie zamierzam milczeć, jak widzę jawne niegodziwości, czy łamanie prawa. Ale generalnie uważam, że ta władza traktuje mnie bardzo fair. Pokazałam w Gdyni film, który dostał państwowe dofinansowanie, otwierał 44. FPFF. Mój kolejny film, nad którym teraz pracuję, również dostał dofinansowanie. Nikt mi nie grozi więzieniem, więc nie mogę powiedzieć, że jestem prześladowana albo że żyję w kraju totalitarnym. Po prostu nie lubią mnie. Jestem w gronie nobliwych nielubianych artystów – i to z najwyższej półki. Najważniejsze dla mnie, że to, co się dzieje w moim kraju, nadal mnie obchodzi. Nie chciałabym, żeby opanował mnie taki stan, w którym nic mnie nie interesuje. Właściwie nie jestem zwierzęciem politycznym, ale skoro mam głos, to będę mówić w ważnych sytuacjach. Oczywiście dla mnie najważniejsze, że robię filmy, na których mi zależy. Ostatnio w środowisku filmowców apelowała Pani o odwagę. Bo dla mnie ważne jest, by nie bać się wychodzić z własnej strefy bezpieczeństwa, żeby zmagać się z tą trudną rzeczywistością, z tymi wyzwaniami, zagrożeniami, które przed nami. Najgorsze byłoby, gdybyśmy owinęli się we własnym kokonie pozornego spokoju. Rzeczą naturalną jest, że artyści często nie godzą się z zastaną rzeczywistością. Bywa też, że uciekają w prywatność, bo im się po prostu nie chce wychylać. A nasza widownia potrzebuje dialogu o najważniejszych sprawach, które nas jak najbardziej dotyczą i bywają kontrowersyjne czy nawet bolesne. Przykładem tego jest film Wojtka Smarzowskiego „Kler”, na który do kina poszły miliony ludzi. A to nie jest film miły, ani tym bardziej rozrywkowy. Dziękuję za rozmowę.