Poszedłem to zbadać na miejscu – firma swoją siedzibę ma na terenie Gdańskiej Stoczni Remontowej SA. W poprzedzającej spotkanie rozmowie telefonicznej usłyszałem: – Spotkamy się przy bramie i pojedziemy do mojej firmy. Przyjadę białym mercedesem – łatwo rozpoznać, będzie na nim nazwa firmy. No, myślę sobie, pojeżdżę po stoczni w luksusach! Czekam zatem przy bramie, wypatruję limuzyny, znienacka pojawia się wysoki, postawny mężczyzna, w żółto-czarnym kombinezonie i specjalistycznych butach roboczych; podaje rękę, witamy się; ulga – wytrzymałem ten uścisk... Załatwiamy formalności i przepustkę i idziemy do samochodu... Mercedes czeka, dwuosobowy, na burtach kolorowa reklama Global Service Mario wraz z informacją o zakresie jej działania; nie limuzyna – furgonetka robocza, widać, że zadbana i nowa. Po drodze jeszcze słyszę: – Ja nie używam w pracy garnituru...
Chwilę później jesteśmy w biurze i siadamy do stołu. Widząc, że nie czuję się tu jak ryba w wodzie, czy to jego biurko? – Ja nie siedzę w biurze, biegam po statkach z moimi ludźmi, dzięki temu mogę działać od razu, reagować natychmiast na zgłaszane mi potrzeby – odpowiada Mariusz Grzęda.
Jak mówi na wstępie, firma istnieje 10 lat, od roku 2007. Jej specjalność to prace związane z czyszczeniem zbiorników balastowych i ropopochodnych na statkach i na lądzie, mycie ładowni. W zakres prac wchodzi transport odpadów oraz zebranych zanieczyszczeń płynnych i stałych (również niebezpiecznych), za pomocą specjalistycznych cystern, do miejsc ich odbioru i utylizacji. Wykonuje zabezpieczenia antykorozyjne na statkach – kadłubów, zbiorników balastowych, nadbudówek, luków ładowni. Nie unika takich prac na lądzie: zabezpiecza hale, mosty, konstrukcje betonowe i żelbetowe.
Teraz jest właścicielem firmy. Wcześniej pracował w innej, gdzie był mniejszościowym udziałowcem. Jednak poszedł na swoje – różnili się ze wspólnikami poglądami na istnienie firmy, jej prowadzenie i przyszłość. Jaką dewizę ma dzisiaj? Odpowiada prosto i zdecydowanie: – Rozwój, rozwój i jeszcze raz rozwój! Bardzo ważne są dla mnie wizerunek firmy i jej rzetelność, płatności dla kontrahentów w pierwszej kolejności, nawet przed terminem. (...) Wiedziałem, że w dzisiejszych, trudnych czasach firma musi być konkurencyjna. Musi ponosić wydatki na szkolenia swoich pracowników. Bez dbania o firmę i ludzi nie da się dobrze prowadzić działalności na rynku. Chociaż, jak nieco później powiedział – sam często musi czekać na płatności za swoje usługi nawet do 150 dni...
Do wykonywania swoich prac ma sporo sprzętu: cysterny różnego przeznaczenia, samochody transportowe, sprzęt myjący. Tłumaczy: – U mnie wszystko jest zdublowane, samochód do transportu ludzi – drugi jest w rezerwie, jedna pompa pracuje – druga czeka w magazynie. Jeśli coś się zepsuje – natychmiast jest podmieniane, nie ma przerw w pracy. Nie może być przestojów z powodu awarii maszyn. Na przykład, proszę spojrzeć przez okno: ciężarówka dostawcza z podnoszoną rampą - teraz stoi, codziennie nie jeździ. Moi ludzie pojechali ze sprzętem inną. Może też powstać sytuacja, że pracujemy na jednym statku, a zadzwonią z drugiego. Wtedy nawet sam jadę ze sprzętem i natychmiast działamy. Zawsze gotów – jak to na statkach – stand by...
Jaki jest stan dzisiejszy Pańskiej floty roboczej? Ile jest tych pojazdów różnego przeznaczenia? Chwilę się zastanawia: 35 albo około 40. Tu obaj się uśmiechamy... – Staram się często, w miarę zużycia wymieniać samochody. Chcę, aby cały czas wszystko było sprawne i dobrze się prezentowało, ostatnio kilka kupiłem i kilka sprzedałem.
Od prawej: Jarosław Zawiłowski, dyrektor, Tomasz Mroczkowski, koordynator do spraw projektów. Wszyscy pracownicy na kombinezonach mają umieszczone grupy krwi.
Czy słowo „Global” w nazwie firmy oznacza cały świat? – Tak, to oznacza cały świat. Obecnie staramy się tego unikać, ale wcześniej zdarzały nam się wyjazdy do Holandii czy Niemiec, miałem nawet telefony z Kataru. Jeździmy do tych klientów, z którymi na początku istnienia firmy nawiązałem współpracę i okazali się porządnymi ludźmi – teraz, kiedy dzwonią, po prostu nie odmówię. Oni też nie chcą innej firmy. Często, kiedy mam terminy napięte, usiłuję wskazać inną firmę, może nawet tańszą. Wtedy słyszę, że chcą tylko moją. Nasz główny profil prac to czyszczenie zbiorników paliwowych, zęz, ładowni. Coraz mniej, pomału od tego odchodzimy, jest prac związanych z czyszczeniem i konserwacją kadłubów i nadbudówek. Odsalamy zbiorniki balastowe i konserwujemy je. Popłuczyny zbieramy do cystern i wywozimy do utylizacji. Mamy szereg kontaktów z oczyszczalniami w całym kraju, co jest bardzo ważne podczas wykonywania prac na lądzie, w głębi kraju. Wykonujemy prace na rzecz elektrociepłowni, firm związanych z przemysłem naftowym, na przykład w Grupie Kapitałowej PERN SA. Współpracujemy z takimi firmami, jak NAFTOPORT sp. z o.o. czy Siarkopol Gdańsk SA.
Jak to jest, dlaczego akurat Pańska Firma? – Podam przykład. W grupie PERN SA były do wyczyszczenia cztery zbiorniki paliwowe. Do wykonania przystąpiły cztery firmy, w tym jedna miejscowa – moja. Termin wykonania mówił o 25 dniach. Prace trwały u nich 31, 36 i 41 dni. My zrobiliśmy to w SIEDEM! Musiałem spytać o jakość. – Do odbioru przychodzi komisja, nie ma niczego na słowo; zawsze zdaję pracę za pierwszym razem, bez poprawek. Zanim zgłoszę gotowość, osobiście sprawdzam stan wykonania przez moich ludzi. Kiedy ja mam pewność – wołam komisję. Dzisiaj coraz częściej wierzę moim pracownikom na telefon; kiedy zadzwonią, zadam kilka pytań sprawdzających i jestem przekonany o prawidłowym wykonaniu. Przez te lata poznali już moje wymagania, ale i sami są specjalistami w swoim zawodzie. Widać, że można pogodzić jakość i ekspresowe tempo wykonania? – Tak, jakiś czas temu dla firmy Mostostal czyściliśmy piec. Wcześniej inna firma wykonała tę pracę w 26 dni, nam wystarczyło 8. Zadzwoniłem, że gotowe – nie mogli uwierzyć! Do osiągnięcia takiej perfekcji trzeba było pięciu pierwszych lat i setek tysięcy metrów sześciennych w zbiornikach...
Pan Mariusz na stronie internetowej swojej firmy udostępnia decyzje wydane przez marszałka województwa pomorskiego, zatwierdzające program gospodarki odpadami. Pierwsza, wydana w listopadzie 2010 roku, zatwierdza skromną, czteropunktową listę odpadów przewidzianych do wytwarzania podczas prac firmy BU Mario oraz określa rodzaj magazynowanych odpadów, sposób ich przechowywania, a także gospodarowania odpadami. Dwa lata później, kolejna udostępniona do wglądu decyzja dopisuje następne 43 pozycje, związane z wprowadzeniem nowych rodzajów odpadów wytwarzanych podczas świadczenia usług przez firmę. W roku 2015 dochodzi jeszcze decyzja, tym razem wydana przez prezydenta Gdańska, zezwalająca na przechowywanie zebranych odpadów – wszystko według ściśle określonych procedur, opisanych przez firmę na bazie dotychczasowych doświadczeń. Decyzja ta mogła wejść w życie dzięki umowie podpisanej z właścicielem terenu, Gdańską Stocznią Remontową SA, na wynajem dwóch odpowiednio zabezpieczonych placów, o łącznej powierzchni ponad 160 metrów kw. Chodziło tu o możliwość zbierania, we właściwej formie magazynowania i wywożenia ilości transportowych. Firma ma też certyfikaty: ISO 9001:2008; ISO 14001:2004 oraz PN-N 18001:2004, których spełnianie potwierdza posiadany od marca 2014 roku (przyznawany na okres trzech lat i rygorystycznie każdego roku kontrolowany) Certyfikat Zintegrowanego Systemu Zarządzania w zakresie naprawy i konserwacji statków morskich i platform wiertniczych. Jak z dumą zapewnił Mariusz Grzęda – nie jest to powszechne zjawisko w tej wielkości firmach w Polsce. Oczywiście certyfikaty zobowiązują do prowadzenia właściwej polityki ich przestrzegania, co prezentowane jest w przystępnej formie m.in. na stronie internetowej firmy. Pracownicy są też przeszkoleni w zakresie normy OHSAS 18001, zgodnej z normami ISO 9001 oraz ISO 14001, wspomagającej wydajne spełnianie stawianych przez nie wymogów w zakresie bezpieczeństwa i higieny.
No właśnie, doszliśmy do ludzi. Swego rodzaju anomalią, czymś niezwykłym w kontaktach z pracownikami jest magiczne słowo, którym się do niego zwracają. Mówią do swojego pracodawcy, właściciela firmy, człowieka, który z pierwszego lepszego powodu może zrezygnować ze współpracy z nim: „Tato”! Czyż mogłem nie zapytać, dlaczego!?
Jestem z nimi, rozumiem ich, staram się im pomóc. Po chwili wahania: – Pracownicy nieco starsi, którzy z niejednego pieca już chleb jedli, bardzo to sobie cenią. Nieraz słyszę, że takiego wsparcia nie mieli nigdzie dotąd, są zdziwieni. Pamiętamy na przykład o imieninach ich dzieci czy małżonków – zawsze drobne upominki. Środki czystości bez ograniczeń. Ubrania ochronne i odzież robocza – na to firma nie żałuje. Choćby pęknięty właśnie but dostał dwa dni temu – ma wziąć nowy sort, ma być bezpieczny. Jasne, że to nie tylko dbałość o bezpieczeństwo, przez mokre buty blisko do przeziębienia, absencji w pracy, a te koszty mogą być większe. Tak traktowani odwdzięczają się – jest robota, jest termin – potrafią pracować bez przerw. Sami z siebie mówią: szefie, śniadanie później, teraz robimy. Sponsoruję swoim pracownikom bilety na mecze, spektakle, organizuję spotkania integracyjne. Młodzi dzisiaj są trudniejsi. Kiedy tu przychodzą często są innego zdania, a to nosić nie chcą, a to coś im się nie podoba, patrzą na innych, jak pracują. U nas świeżo przyjęty pracownik nie jest od razu rzucany na pierwszą linię – zawsze ma opiekuna, który prowadzi go przez wszystkie etapy prac. Musi najpierw zapoznać się z tym, czym się zajmujemy. Z reguły w pierwszym miesiącu nowy pracownik przynosi straty, ale lepiej o niego zadbać i przyuczyć, niż ponosić koszty jego błędów.
Wygląda różowo, ale zapytałem też o tę drugą stronę medalu. Co, kiedy podpadną? – Jak w piłkarstwie – trzy żółte kartki – trzy ostrzeżenia (później przyznał, że często jest jeszcze dogrywka...). – Najbardziej jednak nie lubię, kiedy mi pyskują, szczególnie młodzi, wtedy nie mam litości. Życie nie jest czarno-białe i proste. Najwięcej problemów wynika z nieusprawiedliwionych nieobecności. Wtedy trzeba się szefowi tłumaczyć osobiście (obowiązuje oczywiście system kartek). Są pracownicy, którzy cały czas po prostu pracują, wykorzystując jedynie należne dni wolne i urlopy. W firmie dostępne są alkomaty. Jak mówi Mariusz Grzęda: nie masz pewności – sprawdź. W takim dniu nie podejmuj pracy, będzie dla wszystkich bezpieczniej. Obowiązuje u nas bezwzględny zakaz przychodzenia „pod wpływem”, nie mówiąc już o piciu alkoholu w pracy.
Mariusz Grzęda nie tylko opiekuje się swoimi ludźmi socjalnie, dba o ich wygląd zewnętrzny (w sensie ubrań ochronnych) i bezpieczeństwo, ale też, jak podkreśla, ciągle ich szkoli. Zapytałem na czym to polega? – Omawiamy wszelkie nowe przepisy dotyczące ochrony środowiska, czy ładowania, zbierania, składowania odpadów. Wszelkie nowe sposoby zabezpieczeń, na przykład w przypadku prac związanych z pompowaniem. Kiedy wchodzi nowy detergent – przedstawiciel producenta zawsze omawia z moimi ludźmi jego zastosowanie i zagrożenia, które może stwarzać. Zresztą gdańskie firmy specjalizujące się w szkoleniach na bieżąco informują mnie o wszelkich nowościach. Jeżeli dany kurs wiąże się z charakterem wykonywanych u nas prac – moi ludzie stają się uczestnikami takich szkoleń (oczywiście, jak uzupełnia mój rozmówca, to firma za wszystko płaci, również za kilkudniowe wyjazdy). Trzeba dodać, że pracownicy mają do dyspozycji służbowe samochody osobowe, co jest szczególnie ważne, kiedy jakieś prace kończone są w nocy – nie wymaga to organizowania specjalnych przewozów.
Biuro Usługowe Mario dba nie tylko o własne podwórko. Od początku powstania sponsoruje na przykład żeńską drużynę rugby, dzisiaj używającą nazwy Mario Ladies Lechia Gdańsk, a mającą na koncie również tytuły mistrzyń Polski. Wspiera też piłkarską młodzież Lechii, a w Tczewie żeńską drużynę piłki nożnej. Jedno z biurowych pomieszczeń tej firmy udekorowane jest sporą liczbą różnych podziękowań. Na jednym z nich wyrazy wdzięczności „za współpracę oraz owocne wsparcie działań Strażaków Ochotników z Gminy Czarna Dąbrówka w ich bezinteresownej służbie ratowania życia i mienia ludzkiego”, inne dziękuje za aktywne uczestnictwo w balu charytatywnym, którego celem było zebranie środków na sfinansowanie kompleksowego leczenia trojga pacjentów z wrodzonym mnogim brakiem uzębienia oraz współtowarzyszącym znaczącym zanikiem tkanki kostnej. To tylko z ostatnich kilku dni. Ponadto z wcześniejszymi datami podziękowania od Prezydenta Miasta Gdańska, Polskiego Związku Rugby, Domu Dziecka im. Korczaka i wiele innych. Wykonuje też prace na rzecz naszego szkolnego żaglowca „Dar Młodzieży” w zakresie swoich firmowych, zbiornikowych zajęć, jak się wyraził: „za bardzo symboliczną opłatą”. Oczywiście nie mówiliśmy tu o kwotach związanych z tymi działaniami, nie muszą być wielkie – ważne, że od serca. Nawet, z zatroskaną miną, powiedział: – Wie pan, moja żona będzie ten artykuł czytać... Potem powiedział: – kiedy wstaję do pracy o 4.20, to już czeka na mnie kawa i śniadanie, bo moja żona o to dba. Pytam więc, czy można się tej Pani bać? Bez wahania: –Taką KOBIETĘ można tylko kochać, i to bezgranicznie!
Mariusz Grzęda z żoną Bogumiłą.
Zejdźmy jeszcze na chwilę na twardy grunt stoczniowy. Mój rozmówca ze swoją firmą funkcjonuje na terenie Gdańskiej Stoczni Remontowej SA. Jak wiele firm mających tu swoje siedziby, stanowi element całego systemu kooperacyjnego tej stoczni. I jako taki musi szanować panujące tu zasady, jak wieść niesie – bardzo rygorystycznie przestrzegane. Na stronie internetowej widnieje, wśród certyfikatów Safety Certificate, wydany przez stoczniowy dział BiHP.
Kończąc nasze spotkanie odwiedziliśmy jeszcze Jarosława Chodnickiego, kierownika stoczniowej Zakładowej Służby Ratowniczej. – Firma Mario i jej właściciel uznawany jest u nas za lidera wdrażania wszelkich nowych rozwiązań. Znamy tę firmę od wielu lat, od założenia jest w naszej stoczni. Stawiamy Pana Mariusza zawsze jako wzorzec, nie ma sobie równych w szybkości wprowadzania nowych rozwiązań w dziedzinie bezpieczeństwa i ochrony środowiska, oczywiście w zakresie prowadzonej przez siebie działalności. Ja sam prowadzę szkolenia. Często jest tak, że zaczynam organizować jakieś szkolenie, a tu się okazuje, że on już to u siebie przeprowadził. Naprawdę niewiele jest małych firm, które tak szybko reagują. Część z nich po uzyskaniu potrzebnego certyfikatu, jakby spoczywa na laurach. Obserwuję nie tylko przestrzeganie zaleceń prawnych w zakresie ochrony środowiska, ale też własne kreowanie rozwiązań i inicjowanie działań, zmierzające do doskonalenia posiadanych certyfikatów. W tej firmie na każdym szczeblu jej funkcjonowania wszyscy przywiązują do tego dużą wagę – to jest bardzo rzadkie zachowanie. W stoczni też to widzimy – należy do najczęściej wybieranych podwykonawców. Jak przypatruję się rozwojowi samej stoczni w dziedzinie bezpieczeństwa i ochrony środowiska, widzę, że ta firma idzie z nami krok w krok. Jednocześnie w zachowaniu pana Mariusza Grzędy widać, że sprawia mu to ogromną frajdę.
Odniosłem wrażenie, że Mariusz Grzęda jest człowiekiem sukcesu, ma dobrą firmę i zgrany zespół, co też potwierdził: – Ten sukces to ja i moi ludzie, ja ich wszystkich szanuję.
Podczas naszej rozmowy zapytałem o ten tytułowy pseudonim. Okazało się, że Kapitan Foka – to jeszcze z czasów młodości, tak po prostu: kiedy wchodził do wody, to mógł w niej przesiadywać i pływać godzinami. Powiedział mi, że kiedy dzwoniąc przedstawia się w ten sposób, wszyscy od razu wiedzą, o kogo chodzi. Powiedział mi też, że ze swoimi klientami nie musi podpisywać umów – wystarczy, że da słowo. Słowo, którego zawsze dotrzymuje...
Tekst i zdjęcia: Cezary Spigarski
Jarosław Chodnicki, kierownik stoczniowej Zakładowej Służby Ratowniczej. W firmie Mario połowa pracowników ma przeszkolenie ratownicze.