Wyobraźmy sobie przykładową rodzinę Kowalskich lecącą na długo wyczekiwane wakacje do Włoch. W związku ze zbyt dużą liczbą pasażerów odmówiono im wejścia na pokład samolotu. Ponieważ jest to lot do 1500 km, każdy z Państwa Kowalskich powinien otrzymać odszkodowanie w wysokości 250 euro. Gdyby lecieli dalej, do 3500 km, powiedzmy – na Maderę, przysługiwałoby im odszkodowanie już w wysokości 400 euro na osobę; w przypadku lotu powyżej 3500 km to aż 600 euro na osobę! Oczywiście przewoźnik musi im zaproponować zwrot kosztów lub zmianę planu podróży, jak również potrzebną pomoc w postaci napojów, posiłków, zakwaterowania wraz z transportem oraz do dwóch rozmów telefonicznych. Podobna pomoc przysługiwałaby Państwu Kowalskim w sytuacji, gdyby ich lot został odwołany.
A co jeśli samolot państwa Kowalskich doleciał do Włoch z opóźnieniem? Jeśli to opóźnienie jest większe niż 3 godziny i nie wynika z nadzwyczajnych okoliczności, których nie można było uniknąć, również przynależy im wspomniane powyżej odszkodowanie. Mają też prawo do uzyskania wymienionej powyżej pomocy i zwrotu kosztów.
Feralna podróż państwa Kowalskich dobiega końca, jednak na jej ostatnim etapie znowu pojawił się problem – bagaż został uszkodzony. Jeżeli uszkodzenie, zgubienie lub dostarczenie z opóźnieniem wynikało z winy linii lotniczych, państwu Kowalskim przysługuje kolejne odszkodowanie w wysokości maksymalnie 1220 euro. Muszą jednak pamiętać, że skargę w tej sprawie muszą złożyć pisemnie do linii lotniczych w ciągu 7 dni od daty lotu.
Cóż, podróż Państwa Kowalskich nie należała zapewne do najłatwiejszych. Dzięki prawu unijnemu udało się jednak te utrudnienia ograniczyć oraz wynagrodzić odszkodowaniem. Pamiętajmy jednak, że ponieważ regulacje te są naszym wewnętrznym prawodawstwem unijnym, nie będą one miały zastosowania do lotów obsługiwanych przez linie lotnicze z kraju spoza UE.
Ja jednak mam nadzieję, że z powyższych informacji nie będą musieli Państwo korzystać w praktyce i Wasze podróże będą piękne, relaksujące i bez żadnych opóźnień!
Dłuższe życie każdej pralki
Zapewne wielu z Państwa pamięta „nieśmiertelne” pralki czy lodówki naszych babć, które potrafiły działać prawie bez zarzutu przez ponad 30 lat. Czy zastanawiali się Państwo czasem, dlaczego teraz takich pralek już nie ma? Przecież, na logikę, wraz z postępem techniki trwałość i niezawodność urządzeń powinna się zwiększać. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Powodem jest tzw. planowana awaryjność produktów, czyli celowe działanie producentów mające na celu skrócenie żywotności urządzenia i uniemożliwienie jego naprawy po to, byśmy my, konsumenci, częściej musieli sięgać po nowe produkty. Co gorsza, niemieccy eksperci dowiedli, że zjawisko to ulega pogorszeniu i w ostatnich latach odsetek urządzeń domowych, które zepsuły się w ciągu 5 lat od zakupu, wzrósł ponad dwukrotnie! Dodatkowo, aż 44% uszkodzonych urządzeń elektrycznych i elektronicznych nie nadaje się do naprawy – albo jest ona nieopłacalna, albo niemożliwa z uwagi na celowe zaprojektowanie urządzenia. W efekcie tracimy nie tylko pieniądze, ale także miejsca pracy, bo coraz więcej serwisów jest zamykanych, szkodzimy też środowisku, niepotrzebnie wyrzucając urządzenia, którym można by dać drugie życie.
W skrócie można więc rzec, że poza producentami na tego typu praktykach tracą wszyscy, dlatego Unia powiedziała: dość! Jeszcze w grudniu 2015 r. Komisja Europejska zaproponowała kompleksowy pakiet działań dotyczący tzw. gospodarki o obiegu zamkniętym. W odniesieniu do sprzętów domowych polega on na odejściu od podejścia „wykorzystaj i wyrzuć” na rzecz „użyj–napraw–użyj ponownie”, zakładając między innymi walkę z awaryjnością produktów oraz eliminację z rynku tych urządzeń, których nie można naprawić ani ponownie wykorzystać. Ponadto w Parlamencie Europejskim finalizujemy właśnie prace nad dodatkową ochroną konsumentów, między innymi poprzez przedłużenie okresu gwarancji, zagwarantowanie dostępności części zamiennych czy wspieranie możliwości naprawy produktów. Wierzę, że takie działania będą miały nie tylko pozytywne skutki dla obywateli i środowiska, ale też i dla producentów, gdyż oznaczenie „wyprodukowano w UE” stanie się w jeszcze większym stopniu synonimem wysokiej jakości i trwałości produktów. Zadowolony klient, czyste środowisko, solidne firmy – jednym słowem: Unia Europejska!
Halo? Tu Unia
Niemal dokładnie rok temu otwieraliśmy szampany, świętując sukces Unii Europejskiej dla konsumentów, jakim było zniesienie znienawidzonego i często bolesnego roamingu. Mam nadzieję, że od tego czasu wielu z Państwa na własnej skórze doświadczyło tego realnego wpływu Unii na nasze życie, korzystając z telefonu bez martwienia się o wysokość rachunku podczas wakacji czy też pobytów służbowych za granicą. Niestety, niektórzy co „sprytniejsi” operatorzy postanowili odrobić straty związane ze zniesieniem opłat roamingowych poprzez podniesienie kosztów połączeń z kraju zamieszkania za granicę. Nie da się ukryć, że zupełnie nie o taki efekt Brukseli chodziło, dlatego też prace nad realnym, znacznym ograniczeniem kosztów połączeń zagranicznych trwały dalej. I tak oto w czerwcu tego roku przedstawicielom Parlamentu Europejskiego i państw członkowskich udało się osiągnąć porozumienie polityczne w sprawie aktualizacji unijnych przepisów dotyczących telekomunikacji. Tak zwany Europejski Kodeks Łączności Elektronicznej powinien wejść w życie 15 maja przyszłego roku, gdy powyższe ustalenia polityczne zatwierdzą Parlament Europejski i Rada Unii Europejskiej.
Dobrze, ale co to będzie oznaczało dla nas? Przyznam szczerze, że czytając listę zmian, które ta dyrektywa wprowadza, ma się poczucie, że mamy przed sobą spis wymarzonych prezentów pod choinkę. Tak oto od 15 maja wszystkie połączenia na numery zagraniczne nie mogą być droższe niż 0,19 euro, zaś smsy na te numery mogą kosztować maksymalnie 0,06 euro, czyli odpowiednio około 80 i 25 groszy. To jednak nie koniec pozytywnych zmian. Reforma ma wspierać dodatkowo inwestycje w infrastrukturę sieci 5G, która ma być szeroko dostępna w Unii Europejskiej już pod koniec roku 2020. W praktyce oznacza to znacznie szybszy internet. Jak znacznie szybszy? Przykładowo wysokiej rozdzielczości film będziemy w stanie pobrać nie w 11 godzin, a 33 minuty! Ponadto dyrektywa przewiduje równy dostęp do łączności elektronicznej dla osób z niepełnosprawnościami, większą przejrzystość cenową i łatwiejsze porównywanie ofert czy też ułatwienia zmiany operatora przy zachowaniu numeru telefonu.
Myślę, że wszystkim nam przyda się taki „pakiet prezentów”, gdyż komunikacja elektroniczna stanowi ważną część naszego życia – zarówno zawodowego, jak i prywatnego. Zawarte porozumienie polityczne, poprzedzone kilkoma miesiącami trudnych negocjacji, stanowi silne przesłanie do tego, by wierzyć, że zatwierdzenie dyrektywy przez Parlament i Radę będzie już raczej formalnością. Zapewniam, że do tego posłowie PSL, w tym ja, będą z pełną determinacją dążyć!
Gdy Twój samochód troszczy się o Ciebie
Łatwo wyobrazić sobie kierowcę, który jedzie samotnie samochodem po mało uczęszczanej, wiejskiej drodze. W pewnym momencie przed maskę wyskakuje dzik, zaś kierowca, chcąc uniknąć zderzenia, gwałtownie skręca w prawo, uderzając w drzewo. Jest nieprzytomny, potrzebuje pomocy i dla uratowania jego życia liczy się każda minuta. Tymczasem pomoc nie nadejdzie do momentu, gdy tą samą drogą nie przejedzie inny kierowca, który wezwie pogotowie. Niestety, takie sytuacje zdarzają się na europejskich drogach regularnie – co roku w wypadkach samochodowych umiera około 25 tys. Europejczyków, zaś do 55 proc. z nich dochodzi na terenach wiejskich, gdzie potrzeba więcej czasu na dotarcie z pomocą. Szybkość reakcji i udzielenia pomocy jest często kluczowa dla uratowania życia, dlatego też dzięki rozporządzeniu Unii Europejskiej od kwietnia każdy nowy samochód osobowy i lekki pojazd dostawczy sprzedawany w UE musi być wyposażony w system eCall.
Na czym on polega? W momencie wypadku system automatycznie połączy się z najbliższym centrum ratownictwa, przekazując najważniejsze dane, czyli dokładną lokalizację i czas wypadku, numer rejestracyjny samochodu oraz kierunek jazdy. Dzięki temu służby ratunkowe będą mogły szybko dotrzeć do poszkodowanego, nawet jeśli ten jest nieprzytomny i nie było żadnego świadka zdarzenia. Ocenia się, że dzięki eCall czas reakcji na wypadek zmniejszy się o 50 proc. na terenach wiejskich oraz o 40 proc. w miastach, tym samym ratując życie nawet 2,5 tys. osób rocznie!
Być może nasuwa się Państwu pytanie: dobrze, a ile to będzie kosztować? Zamontowanie systemu nie będzie się wiązało ze wzrostem ceny samochodów, gdyż dzięki efektowi skali koszt zamontowania takiego urządzenia wyniesie mniej niż 100 euro. Bardziej dociekliwych i przewrażliwionych na punkcie ochrony danych uspokajam, że poprzez ten system nie będzie można śledzić położenia samochodu czy też sprawdzać jego prędkości. eCall uruchomi się wyłącznie przy poważnym wypadku poprzez czujniki umieszczone w poduszkach powietrznych. W innych sytuacjach pozostaje on nieaktywny.
Myślę, że każdy kierowca, bez względu na to, czy przejeżdża kilka czy kilkadziesiąt tys. kilometrów rocznie tak jak ja, uważa, że obowiązek wyposażania każdego samochodu w system eCall jest niezwykle potrzebny. Dlatego nie miałem żadnych wątpliwości, głosując na tak nad tym rozporządzeniem. Życzę jednak Państwu, aby w Waszych samochodach system eCall nie miał potrzeby się uruchomić. Szerokiej i bezpiecznej drogi!