Zabawa na całego

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka,
wykładowczyni i mentorka.

Felieton Aliny Kietrys  


Zabawa na całego

Czas letniej kanikuły powinien napawać optymizmem. Należy nam się urlop po wstrząsach i tąpnięciach ostatni gęstych tygodni. Emocje opadają wolno. Dewiza – „róbmy swoje” powoli się upowszechnia. Trudno zapomnieć o faktach, które dopadły znienacka normalnych zjadaczy chleba. Zdumienie przeplatało się z niedowierzaniem, śmiech niemal gasł w zarodku. Wynik demokratyczny i koniec. Przypomniał mi się Stanisław Tym i jego, bywało, stoicki spokój, choć nastrojów cholerycznych też mu nie brakowało. Mawiał czasami: „Nie martw się tak mocno, oni cię tylko poturbowali, a mogli zabić. Widzisz, jacy szlachetni!”

Więc na chwilę uwierzę w szlachetność. I zajmę się światem, który mi mniej dokucza i jest mi nieobojętny. W moim ukochanym regionie trójmiejskim trwają różne perturbacje. W Gdyni zmiany, zmiany, zmiany – w samorządzie. Czy na lepsze, tego nikt nie wie. Będzie dyskusja obywatelska nad rocznym podsumowaniem działań nowej ekipy. Niestety, jedno widać na pewno, Gdynia wyraźnie się zaśmieciła. Ostatnio nawet w okolicach Świętojańskiej fruwają plastiki, papiery, które wypadają choćby z pełnych kamiennych pojemników. Wieść o odwołaniu zlotu żaglowców na 100-lecie miasta zasmuciła nie tylko gdynian. Żaglowce w Gdyni to była tradycja i okazja do podziwiania tego, co najpiękniejsze na morzu. Natomiast zapowiedziany został właśnie najbliższy program letnich imprez. Zdarzeń nie zabraknie. Wśród najbliższych Festiwal Non Fiction, czyli spotkania z reportażem. Czytać nadal warto, choć nie jest to popularny „sport”. Zachęcam do poznania historii szkutnika z miasta przyszłości, czyli historii Mieczysława Plucińskiego w książce Aleksandry Boćkowskiej „Gdynia. Pierwsza w Polsce”. Zapowiada się też kilka spotkań o fenomenie telewizji Sky Orunia. To czasy początków transformacji, także medialnej w Trójmieście. Ciekawie przygotowano set związany z prywatnością dzieci w dobie social mediów i AI. Wątków politycznych i obyczajowych nie zabraknie również na gdyńskim Non Fiction, który potrwa od 20 do 22 czerwca. Wstęp na spotkania w Muzeum Miasta Gdyni jest bezpłatny. Organizatorzy zapowiadają też transmisję na żywo na FB na kanale festiwalu. Nie zniknie z horyzontu, co mnie naprawdę cieszy, Gdyńska Nagroda Literacka i Gdyńska Nagroda Dramaturgiczna. A poza tym oczywiście festyny, spotkania w instytucja kultury i w miejskich przestrzeniach. Warto sprawdzać na bieżąco.

Podobnie w Sopocie. Miasto aż pręży się przed sezonem. Czerwiec nabiera rumieńców w ilości propozycji. Polecam Festiwal Dwa Teatry, który wrócił od ubiegłego roku do kurortu. Startuje 27 czerwca. W Sopocie zostaną zaprezentowane najlepsze spektakle Teatru Telewizji i słuchowiska Teatru Polskiego Radia. Pokazy, spotkania z aktorami, dyskusje i warsztaty odbywać się będą w Multikinie, Państwowej Galerii Sztuki i na Scenie kameralnej Teatru Wybrzeże. W ciągu czterech dni bezpłatnie i bez rezerwacji będzie można obejrzeć 17 spektakli telewizyjnych i posłuchać 16 słuchowisk. Teatr TVP wyraźnie się ożywił i prezentuje coraz ciekawsze spektakle. Po dość długiej przerwie od kultury wysokiej i wymagającej widzowie na pewno muszą wykazać się aktywnością, bo będą spektakle takich reżyserów jak Jan Holoubek, Paweł Demirski, Anna Augustynowicz czy Jakub Skrzywanek. Każdy z twórców inny, ale razem to petarda. Także w czerwcu startuje 25. Sopot Film Festival – międzynarodowe spotkanie z najlepszym kinem. Ta impreza potrwa do 8 lipca – zachęcam do udziału, bo wiem, że filmy będą z najwyższej festiwalowej, światowej półki. A poza tym w PGS warto obejrzeć poruszającą wystawę zatytułowaną „Odłamki rzeczywistości. Berlin–Trójmiasto”. To kolejna prezentacja sztuki współczesnej artystek tworzących w tych dwóch przestrzeniach geograficznych.

W Gdańsku też kolorowo. Słuchać głośne dyskusje wokół łączenia instytucji kultury i tworzenia nowych. Ruch w interesie ma być dowodem, że dzieje się dobrze, bo się rusza. Trudno mi się z tym utożsamić. W mieście blisko półmilionowym miejskich, zawodowych instytucji kultury nie za wiele. Każda likwidacja wydaje się dość niebezpiecznym ruchem. Tym razem powstał pomysł połączenia Galerii Łaźnia i Gdańskiej Galerii Miejskiej, bo obie pokazują sztukę współczesną, to niech działają w kupie. Będzie taniej – jedna dyrekcja i administracja, ustawi się jakoś program i poleci. Artyście protestują, rozmowy trwają, ale administracja od kultury w naszym samorządzie jest dość nieprzemakalna i lubi wymyślone przez siebie koncepcje. Mamy już za sobą jedno scalenie wszystkich osiedlowych klubów, które połączono w GAK, czyli Gdański Archipelag Kultury. Nazwa piękna i dumna, i jeden wielki moloch, który zatracił (i to piszę na podstawie tzw. własnego oglądu) indywidualne, dzielnicowe działania poszczególnych klubów. We wszystkich dzielnicach programy niemal taki same. A w mieście worek pełen festynów, jarmarków, kolorowych korowodów przemarszów, pseudo festiwali, koncertów lepszych i gorszych, wystaw, spektakli. Trzeba przyznać, że nasze miasto kocha gęstość i mnogość. I zapewne uważa, że czym więcej tym lepiej. GAK ostatnio dostał też we władanie Festiwal Gdańsk–Wilno. Jak było w Wilnie w ramach przyjaźni dwóch miast, niewiele wiadomo. Będzie też jesienią Wilno w Gdańsku, Wtedy zapewne doświadczymy więcej. Idea homo ludens zapanowała w Gdańsku, więc letni wysyp imprez gwarantowany, a szczegóły w piśmie „Teraz” dostępnym w instytucjach kultury. Proszę sprawdzać. Na pewno wiadomo, że na stronach firm oferujących „bileciki” na wydarzenia kulturalne codziennie po kilka możliwości do wykorzystania. Zatem życzę wszystkim dobrej zabawy w Gdańsku.
Alina Kietrys