W co gramy?

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka,
wykładowczyni i mentorka.

Felieton Aliny Kietrys


W co gramy?

Przeczytałam na FB tekst Katarzyny Żmudy-Bryl pod znamiennym tytułem „Czy ktoś mnie zna?” i zapamiętałam następujący akapit: „Tworzą się salony, które dają prawo do wyrażania opinii. Nie pytamy, czy ktoś ma rację, tylko z kim się trzyma (…). Nie oceniamy tekstu po treści tylko po uważaniu”. No właśnie: trzeba być w układzie i wiedzieć, w co gramy i z kim? Myślę sobie, że to formatowanie w grupach doprowadza do zacierania autentycznych sądów i prowadzi do ograniczania wolności wypowiedzi. Godzenie się na „bycie w salonie” służy konformizmowi. Smutne, ale prawdziwe.

Dopiero co minęły listopadowe dni przerwanych w biegu marzeń i niezrealizowanych, choć zaplanowanych zdarzeń. Tyle mi bliskich osób ze świata dziennikarskiego i kultury odeszło w mijającym roku. Coraz większe dziury wokół. Do kogo mam teraz zadzwonić, z kim mam rozmawiać, komu mogę zaufać? Ukojenia szukam w muzyce, trochę w literaturze i w teatrze. W jakimś sensie pozbierał mnie tej jesieni XIX Międzynarodowy Konkurs Chopinowski. Bo był i ciągle jest tegorocznym fenomenem kulturowym. Od wczesnych godzin rannych ustawiały się kolejki po miejscówki pod Filharmonią Narodową w Warszawie. Bilety osiągały niebotyczne ceny. Na dwa koncerty laureatów wszystkie miejsca wyprzedano kilka miesięcy przed konkursem. Zaangażowanie w mediach społecznościowych miłośników Chopinowskiej muzyki trwa nadal, choć konkurs się skończył 23 października. Dyskutują melomani, miłośnicy muzyki Chopina i przypadkowi, ale zaangażowani odbiorcy. Jan Popis – guru muzycznego świata, recenzent bezkompromisowy wygłosił w mediach społecznościowych słynne zdanie: „Ktoś nam niszczy konkurs!” i dodał, że „gdyby Chopin przyjechał teraz na konkurs i nikt by nie wiedział, że to jest sam Chopin, to pewnie nie usłyszelibyśmy go w kolejnym etapie konkursu”. Poważne analizy mieszały się z atmosferą rodem z Big Brothera. Kwestionowano np. wiek jurorów, twierdząc, że oceniający należą do innego pokolenia niż pianiści grający w tym konkursie. Ta konkluzja nie była specjalnie oddalona od prawdy, ale sugestia określenia jurorów słowem „dziadersi” była już zdecydowanie z innej bajki. Dostało się nawet Chopinowi, bo zdaniem „wybrednych” te jego utwory „jakieś takie nie takie”. XIX Konkurs Chopinowski trafił „pod strzechy”. 

Dyskusja odżyła na nowo w ostatnich dniach października, kiedy upubliczniono punktacje jurorów. I okazało się, że polskich pianistów, a było ich trzynaścioro, najniżej oceniali polscy jurorzy, m.in. Krzysztof Jabłoński i Ewa Pobłocka. A są to świetni, koncertujący pianiści i laureaci tego konkursu. Ewa Pobłocka pochodzi z Gdańska. Z naszego miasta jest również Piotr Pawlak, który dotarł do III etapu konkursu, ale do finału się nie zakwalifikował. Jest absolwentem Akademii Muzycznej w Gdańsku i doktorantem na Uniwersytecie Gdańskim na Wydziale Matematyki, Fizyki i Informatyki. Matematyka to jego drugi żywioł, po konkursie zmierza intensywnie pracować nad doktoratem. I pewnie niebawem usłyszymy też Piotra Pawlaka w Filharmonii Bałtyckiej. 

W Gdańsku triumfy święci literatura, ostatnio UNESCO uznało Gdańsk za Miasto Literatury. Jest to trzecia nominacja po Krakowie i Wrocławiu. Rodzi się więc nadzieja na szeroką promocję wielu autorów: poetów, prozaików, dramaturgów, tłumaczy, krytyków literackich i ilustratorów książek. Gdańsk kojarzy się głównie z kilkoma pisarzami: noblistą Günterem Grassem, z Pawłem Huellem, Stefanem Chwinem i dla niektórych ze Stanisławą Przybyszewską. Dom Literatury w Gdańsku, którym zarządza Elżbieta Foltyniak (autorka aplikacji do programu UNESCO, która wcześniej przygotowała też aplikację dla Krakowa), ma tworzyć nowe szanse dla całego literackiego środowiska, a nie tylko dla tych na aktualnym bądź chwilowym topie. Wartość szczególną mają lokalne archiwa, w tym zbiory Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej tworzonej przez ponad czterdzieści instytucji. W tych zbiorach znajdują się dzieła wielu gdańskich twórców, także tych niesłusznie zapomnianych. Przywracanie ich do krwioobiegu kulturowego może wspierać dyskusję o tożsamości Gdańska. A pytanie „w co gramy?”, czyli co przeniesiemy z tradycji w nowy świat kolejnych generacji, jest ciągle aktualne. 

Alina Kietrys