Felieton - Tomasz Bojar-Fijałkowski dr hab. prawa, profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego
Słów kilka o poszukiwaniu natchnienia, Italo-disco i równouprawnieniu kobiet w świąteczno-noworocznej atmosferze
Już przy okazji poprzedniego felietonu narzekałem na brak natchnienia. Nie wiedziałem, o czym i co pisać. Bałem się nawet, czy w ogóle coś wyskrobię. Chyba jest już ze mnie nie lada artysta, skoro narzekam na takie problemy? Ciekawe jak z podobnymi trudnościami radzi sobie jedyny z żyjących moich wzorców felietonistów – Marcin Meller? Jeśli ktoś z Państwa czytelników Szanownego Pana Marcina zna, proszę podpytać. Napisałem „żyjących”, bo niedoścignionym w tej kategorii jest dla mnie i zawsze pozostanie Daniel Passent. Kiedy w okresie jeszcze szkoły podstawowej za namową stryja Czesława sięgnąłem po tygodnik „Polityka”, z marszu pokochałem felietony Passenta. Z czasem ta słabość tylko się pogłębiała, przechodząc na jego fascynujące książki i wspomnienia. Finalnie doszła nawet do kolegi Pana Daniela z redakcji – Jerzego Urbana. Przy okazji polecić mogę biografię tego ostatniego, pod jakże odkrywczym tytułem „Urban. Biografia”, autorstwa duetu Dorota Karaś i Marek Sterlingow.
Podjąłem próbę, trudno mi na razie odgadnąć czy udaną, wywołania natchnienia czynnikami zewnętrznymi. Na pierwszy rzut poszły włoskie piosenki: Al Bano i Romina Power, Tiziano Ferro, szlagiery Italo-disco. Jutro ruszamy wszakże do słonecznej Italii, stąd też próbuję jeszcze przed wyjazdem wywiązać się ze wszystkich zobowiązań, w tym wobec redakcji i Czytelników „Magazynu Pomorskiego”. Wyjazd ten, a jakże, związany jest z karierą córki Patrycji, o której sukcesach już pisałem. Z Łotwy wróciła z dwoma medalami, stąd za parę dni podejmie próbę podbicia Rzymu, gdzie odbywa się międzynarodowy konkurs baletowy. Sukcesy dzieci cieszą zawsze, ale możliwość podróżowania jako ich towarzystwo na międzynarodowe wydarzenia artystyczne to już przyjemność na poziomie wyższym.
Dzięki i przez udział Pati w konkursie w „wiecznym mieście”, proszę nie mylić z „wietrznym miastem”, czyli amerykańskim Chicago (ang. windy city), wymowa podobna, szczególnie gdy ktoś mówi niewyraźnie, przedświąteczny weekend rodzinnie spędzimy we Włoszech. Na większości Szanowny Czytelników nie robi to może wrażenia, bo zapewne byli już w tym roku na stokach włoskich Alp. Mnie jednak cieszy nie tylko ze względu na widoki, klimat, ale i wspaniałą kuchnię, którą można wszakże odnaleźć i w Trójmieście na równie wysokim poziomie (ponieważ felieton nie zawiera klauzuli o lokowaniu produktu, podać nazwy restauracji kolegi Maurycego w Sopocie nie mogę, ale o nim i o jego mamie Klaudii właśnie myślę). Rzym i jego zabytki, Watykan, słońce i wino jako dodatek do, oby udanego, konkursu baletowego. Czegoś chcieć więcej?
No właśnie, czego Państwo sobie życzycie? Okres świąteczny, nie tylko w Italii, obfituje w życzenia. Najczęściej mówimy „zdrowych i spokojnych świąt”, albo „bogatego Mikołaja”. Zapewne tyle życzeń, ile Was, Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki. Kiedy piszę „czytelniczki” myślę o coraz powszechniejszych feminatywach, czyli żeńskich formach gramatycznych nazw zawodów i funkcji. Nie dalej jak dziś rano nowo powołane ministry czy też ministerki złożyły przysięgi obejmując najwyższe urzędy. Uważam, że udział w nowej radzie ministrów progresywnych polityczek na zawsze odmieni oblicze polskiej polityki. Cieszy mnie to tym bardziej, że aż cztery nowe ministry są posłankami z Pomorza: Agnieszka Dziemianowicz-Bąk oraz Barbara Nowacka z okręgu gdyńskiego, Katarzyna Kotula i Agnieszka Buczyńska gdańskiego.
Udział pomorskich polityczek i polityków w rządzie ma znaczenie dla realizacji kluczowych interesów naszego regionu. O potrzebie ustanowienia trójmiejskiej metropolii przekonywał Państwa w poprzednim numerze czasopisma mój czcigodny kolega z łam „Magazynu Pomorskiego” dr Zbigniew Canowiecki, którego winienem wymienić na początku tekstu pośród niedoścignionych wzorców Passent i Mellera. Tych celów i potrzeb jest jeszcze trochę, a wrażliwe, mądre i obdarzone intuicją polityczki, nie mniej niż premier z Sopotu, mogą pomóc w ich realizacji.
Kobiety w polityce, gospodarce, administracji są nie tylko potrzebne, co wręcz niezbędne. Wyjdę w obecnej sytuacji politycznej na koniunkturalistę, ale zawsze uważałem siebie za feministę traktującego równouprawnienie za coś zupełnie naturalnego. Jak mogłoby być inaczej w przypadku kogoś wychowanego pośród kobiet: mamy, babci, ciotek. W mojej rodzinie, w pokoleniu ojca i starszym, wszyscy mężczyźni pracowali na morzu. W okresie mojego dzieciństwa, szczególnie latach 80. minionego tysiąclecia, było to niezwykle korzystne z finansowego punktu widzenia, ale też otwierało niedostępne dla większości społeczeństwa możliwości podróżowania i poznania świata. Dlatego pływał Ojciec, z resztą nadal pływa. Pływał wspomniany już stryj Czesław, wujkowie, dziadek. Domy prowadziły kobiety, mężczyźni czasem się w tym świecie pojawiali, najczęściej na chwilę. Jednocześnie znakiem czasów jest fakt, że z pokolenia mojego nikt już nie pracuje na morzu, bo realia oraz możliwości się zmieniają. Czasy tak, ale wartości, wzorce, obserwacje już nie. Stąd moja ocena roli i potrzeby kobiet w społeczeństwie.
Felieton zatoczył więc koło, od kobiet obserwowanych i podziwianych na ekranie telewizora – polityczek, wracamy do nie mniej podziwianej za swoją pasję i determinację Patrycji oraz jej oddanej i kochającej mamy Moniki. Im, nie mniej niż Państwu, drogim czytelnikom i czytelniczkom – mieszkankom i mieszkańcom Pomorza, życzę radosnych świąt w rodzinnej atmosferze pełnej szacunku i miłości. Niech święta pachną dla Was choinką i barszczem, chyba że ktoś woli przy tej okazji grzybową albo zupę rybną! Niech pod ozdobionym drzewkiem znajdą się wymarzone prezenty, ale przede wszystkim życzę Wam, Drogie i Drodzy, radości oraz natchnienia do tego, co robicie na co dzień i od święta! Jeśli natchnienia zabraknie, sięgnijcie po włoskie szlagiery.