Felieton Marysi Kiedrowicz
Rozkminy o (zanie)dbaniu
Jako osoba, którą najbliżsi określają mianem „rozkminiaczki”, nieraz słyszałam, że za dużo myślę, analizuję i właśnie – rozkminiam. Moja rodzina, kierowana wyjątkową troską i opiekuńczością, twierdzi, że czasami „zadręczam się” tym moim nadmiernym filozofowaniem. Jednak nie traktuję mojej zdolności do (auto)refleksji jak czegoś, co uprzykrza mi życie. Sądzę raczej, że znacznie je ułatwia. Jestem czujną obserwatorką rzeczywistości i dobrze mi w tej pozycji, choć bywa niewygodnie dochodzić do pewnych wniosków. Refleksyjność prowadzi mnie od pytań do odpowiedzi (lub do ich braku) i uzależniająco przyjemnego uczucia satysfakcji z samorozwoju emocjonalno-intelektualnego. Dowiadując się więcej o sobie, dowiaduję się więcej o innych i na odwrót.
Jakiś czas temu poczułam się zaintrygowała hasłem znalezionym w pewnym czasopismie. Brzmiało ono: „Pokonaj skutki zaniedbania emocjonalnego i odbuduj relacje z najbliższymi”. Z początku nie byłam pewna, czego ten slogan ma być reklamą, ale po chwili zorientowałam się, że promował on książkę, której nazwiska autorki bądź autora już nie pamiętam. To hasło skłoniło mnie do „rozkminy” nad tym, czym jest zaniedbanie emocjonalne i czy paradoksalnie nasi najbliżsi się do niego w dużej mierze niekiedy wręcz nie przyczyniają…
Zaniedbanie emocjonalne jawi się jako forma zaniedbania, jakiego doświadcza ze strony rodziców dziecko. Najczęściej może wynikać z przemocy na tle fizycznym lub psychicznym i wiązać się z odczuwalnym brakiem ciepła i niedosytem uwagi. W efekcie wpływa na to, czy będziemy zdolni do autoregulacji naszych własnych emocji w dorosłym życiu. Jeśli nie otrzymaliśmy od rodziców wystarczającej, niezbędnej nam do prawidłowego rozwoju czułości, bliskości i wsparcia, odbije się to znacząco na wszystkich relacjach naszego życia, w tym przede wszystkim na naszej relacji z samymi sobą.
Czyli (nie) zadbamy o siebie tak jak (nie) zadbano o nas?
Oczywiście nie chodzi o obarczanie winą naszych rodziców czy opiekunów za to, kim jesteśmy dzisiaj. Wierzę, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za siebie i swoje szczęście. Żyjemy w wyjątkowych czasach, w których zachęca się nas do przepracowywania naszych traum i pisania swojej historii na nowo, jednocześnie mając pełną świadomość, że po pewnych ranach zadanych nam w dzieciństwie pozostają trudne do zagojenia blizny i że ten proces wymaga czasu.
Zajmijmy się jednak samym w sobie hasłem wymienionym wyżej. Pierwsza jego część stanowi negatywnie umotywowaną afirmację. Słowo „pokonaj” sugeruje walkę, brzmi agresywnie, nie podoba mi się. Lecimy dalej. Autorzy hasła wskazują na walkę ze „skutkami zaniedbania emocjonalnego”, czyli z wewnętrznymi demonami uwarunkowanymi przeżyciami z dzieciństwa. Zastanawia mnie, dlaczego mamy skupiać się na „pokonaniu” czegoś, a nie na zaobserwowaniu, otuleniu, zaakceptowaniu i przebaczeniu? W tym mającym pozornie pozytywne intencje haśle kryje się dużo cierpienia i żalu, co mnie nie przekonuje. Nie jestem zwolenniczką żadnych form walki. A gdyby te same chęci ująć w inny sposób, na przykład: „Przyjrzyj się swoim emocjom” albo „Przytul swoje emocje”? Przecież przytulanie to pierwsze, co robi matka, gdy dostaje nowonarodzone dziecko na ręce. Może tego właśnie nam trzeba? Otulenia, ciepła. Nie ma w tym większej filozofii. Przytulajmy się do samych siebie, do bliskich. Taka moja rozkmina.
Gdy przechodzę do drugiej części tego zdania dotyczącej odbudowywania relacji z najbliższymi, pojawia się w mojej głowie kolejne pytanie. Dlaczego ktoś, kto wymyślił ten slogan promujący książkę, uznał, że osoby dotknięte tym właśnie zaniedbaniem emocjonalnym będą chciały naprawić wszelkie relacje rodzinne? Przecież rodziny się nie wybiera, prawda? Nie zapominajmy też, że żyjemy w Polsce, a to hasło z czasopisma jest kierowane do naszych rodaków, którzy niestety w dużej mierze reprezentują nurt malkontenctwa i nieugiętości. W obliczu pokoleniowej frustracji, wycofania w wyrażaniu uczuć i tendencji do zrzucania winy na innych bardzo trudno jest o przebaczenie i pojednanie. Więc jak możemy mówić o odbudowie relacji, skoro ogromna część naszego społeczeństwa nie jest w stanie zadbać o samych siebie, a co dopiero zadbać o relacje rodzinne poprzez wyciągnięcie ręki na zgodę w kierunku rodziców, którzy zadali nam cierpienie? Dlatego tutaj też naniosłabym poprawkę: „odbuduj relację z samym sobą”. Dopiero gdy odbudujemy siebie, będziemy otwarci i gotowi naprawiać relacje z innymi. Może być też tak, że ta otwartość i gotowość nie nadejdą wcale. Kolejna rozkmina.
Mogłabym tak w nieskończoność. Wystarczy jedno zdanie, żeby w głowie pootwierało się tyle szufladek. Ale nie wszystkie warto otwierać, bo przecież jak mówi mój tata: „Ty się wykończysz tymi rozkminami”. Dba o mnie. Nie czuję się zaniedbana. Umiem regulować emocje, a przynajmniej nadal się tego uczę. Wychodzi raz lepiej, raz gorzej. Ale co najważniejsze, nikogo ani niczego nie mam zamiaru pokonywać. Przytulam emocje, ludzi i siebie. Ciepło nas uratuje.