Pod koniec AD 2022

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Gdańskim

Felieton Aliny Kietrys


Pod koniec AD 2022

I znowu się kończy rok i znowu przybywa lat, a mnie dodatkowo kolejny raz poczucia sędziwej odpowiedzialności za słowa i za czyny, bo czasy są niezwyczajne. W tym niepokojącym 2022 roku również nam wiele ubyło. Na pewno zmalało poczucie bezpieczeństwa. Tu i teraz. W Europie. Wojna zbudziła chyba wszystkich w naszym kraju. 24 lutego uświadomiła ogrom poczucia bezradności, choćby cywilów wobec szaleństwa rosyjskich wojskowych. Polityczny miecz Putina i jego mocarzy kompletnie przewartościował rozumienie wspólnoty słowiańskiej. Naczytałam się o tej słowiańskości jak wielu humanistów, chciałam zrozumieć i zaakceptować. I nagle okrutne bum. Grom z jasnego nieba uruchomiony nie przez Niebo. Widzę, słyszę i rozmawiam przede wszystkim z Ukrainkami, które znalazły na Pomorzu schronienie. Wszystkie dziękują za nasze serce, za udzielone im wsparcie i za tę pomoc, która może teraz nieco mniejsza niż przed dziesięcioma miesiącami, ale trwa nadal. Patrzę, jak do Centrum Wsparcia Ukrainy w Sopocie ludzie przynoszą przed świętami paczki wypełnione tym, co potrzebne na co dzień i tym, co może sprawić radość. Szklą się oczy darczyńców, a jeszcze bardziej tych, co dary przyjmują. Słyszę, jakie są marzenia, a właściwie jedno: „żeby był koniec tej strasznej dla nas wojny”. Koszmar to słowo brzmi okrutnie we wszystkich językach, którymi mówią: „użas, koszmar, strachittja, widima”. O swoich tam boją się nieustannie. Szukają nadziei w naszej codzienności – zarówno ci, którym kompletnie zawaliło się życie i nie mają do czego wracać, jak i ci, którzy przyjechali tu niby na chwilę. I nie powtarzają za Goethem „trwaj chwilo, jesteś piękna”. Za to powtarzają „djakuju tobi” za każdy gest serca.

Czytam teraz z nieukrywaną radością zbiór pysznych felietonów Wojciecha Kuczoka zatytułowany „Wieczne odpoczywanie”. I polecam je wszystkim, którzy cenią urodę słowa, poczucie humoru, jasną i jednoznaczna ocenę otaczającego nas świata i odwagę. Zabawne, ironiczne, ale i gorzkie to teksty, inteligentne, z dystansem, ale i prawdą o nas. Nie tylko autor „zabawia się” literacko zdarzeniami z ostatnich lat, również je podtyka nam niemal pod nos, by przypomnieć, że drzemie w nas tyle samo dobra, co zła, litości i nienawiści, radości i furii. To są felietony „od kuchni” na miarę naszych czasów.

Od kuchni też dla wspaniałych, mądrych mężczyzn i wrażliwych, urodziwych kobiet jest polski film, który właśnie w grudniu wszedł na ekrany. „Kobieta na dachu” reżyserki i scenarzystki Anny Jadowskiej. Kiniarze narzekają, że spada frekwencja w kinach, bo wszystko albo prawie wszystko trafia na serwisy streamingowe i dostępne jest wkrótce po premierze. Więc oglądający konsumują teraz świat płynący z ekranu na coraz większych, własnych, domowych ekranach. Ale tym razem zachęcam na seans kinowy, bo ten film wymaga skupienia i wejścia w świat głównej bohaterki. Mira jest sześćdziesięcioletnią kobietą, z zawodu położną, której świat się nagle wali, bo wpadła w tarapaty finansowe. Dziecinny gest desperacji – napad na bank sprawi jej wiele kłopotów, których nie spodziewał się obojętny na rodzinne zdarzenia mąż ani egoistyczny, skupiony na sobie syn. Główną rolę gra Dorota Pomykała, świetna aktorka związana z Teatrem Starym w Krakowie. Jest to na pewno jej najwybitniejsza kreacja filmowa. Za tę rolę została obsypana już nagrodami: na tegorocznym festiwalu polskiego kina w Gdyni za najlepsza rolę kobiecą, podobnie w Nowym Jorku na festiwalu Tribeca (którego twórcą jest Robert de Niro) czy na festiwalu Camerimage w Toruniu i niedawno na festiwalu w Hanoi. Wyciszona, oszczędna w gestach, z twarzą niczym mapa, na której odczytać można wszystkie napięcia i odległości od jednego upokorzenia do kolejnego. Mira niewiele mówi, nie krzyczy, choć powinna, ale patrzy tak, że nie sposób uwolnić się od jej wzroku. Analizuje każdą sytuację, decyzje podejmuje powoli, bez żadnych zbędnych oznak zniecierpliwienie, ale z coraz większym rodzącym się bólem, a może za chwilę też i buntem. Kiedy wychodzi na dach, wydaje się, że już wie wszystko. Ale czy na pewno? Jej twarz i pochylona sylwetka niosą ten ciężar, który sprawił, że jej świat się rozchwiał totalnie, a ona w tym świecie zaorała siebie w bezsilności, z której jak z matni nie potrafi się wydobyć. To nie jest kino ani łatwe, ani przyjemne, ale bardzo ważne. Reżyserka tym filmem niczego nie sugeruje, nie poucza, tylko zdaje się mówić do widzów: „Patrzcie, myślcie, analizujcie”. 

Z czułością i najlepszymi życzeniami na Nowy 2023 Rok polecam Państwu ten film. I oby nam się nigdy nie przytrafiły sytuacje, które choć w części mogłyby się kojarzyć z tym obrazem Anny Jadowskiej. I oby rzeczywiście ten nadchodący rok był lepszy w naszej krajowej polityce, którą nie chcę psuć Państwu świąt Bożego Narodzenia i na świecie, który wyraźnie traci wszelkie miary ludzkiej przyzwoitości – od piłki nożnej po wojenną gehennę.

Alina Kietrys