„Planowanie tak, gospodarka centralnie planowana nie – o marzeniach i żandarmie z Saint Tropez”

Tomasz Bojar-Fijałkowski
Tomasz Bojar-Fijałkowski
dr hab. Tomasz Bojar-Fijałkowski
prof. ucz. Prorektor ds. Nauki i Jakości Kształcenia
Powiślańskiej Szkoły Wyższej

Tomasz Bojar-Fijałkowski dr hab. prawa, profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego

„Planowanie tak, gospodarka centralnie planowana nie – o marzeniach i żandarmie z Saint Tropez”

Od dziecka byłem bardzo poukładany i uporządkowany. Moja żona nazywa to nerwicą natręctw, bo i ile nie układam już resoraków kolorami, to krawaty w szafie wciąż tak. W dzieciństwie zabawki miałem uszeregowane, a zbieranym z pewnym trudem finansowym samochodzikom firmy Matchbox nie robiłem testów zderzeniowych. Może dlatego wciąż mam ich setkę, skrupulatnie zabezpieczonych i zapakowanych w kartony. Elementem mojej pedanterii jest też duża skłonność do planowania wszystkiego i wszędzie. Lubię wiedzieć, co i po co robię, gdzie i jakie są alternatywy, staram się wybierać świadomie. Jestem wszakże spod znaku koziorożca.  
Na obronę mojego zachowania, szczególnie przed krytyką ze strony małżonki, muszę przytoczyć elementarną wiedzę z zakresu zarządzania. Planowanie jest jednym z jego elementów, często chronologicznie pierwszą i podstawą funkcją. Dobry plan, jeśli później skutecznie realizowany, jest kluczem do sukcesu. Myślę, że w tak zwanym biznesie, który jako prawnik administratywista muszę zgodnie z ustawą nazwać „działalnością gospodarczą”, planowanie jest podstawą. Nie żebym wychwalał planowaną centralnie gospodarkę, bo tą cennie nazywamy dziś „słusznie minioną”, ale bez zaplanowania działań, bez badania rynku, bez wyznaczenia celów nie odnosi się sukcesów w gospodarce. Tak przynajmniej twierdzą nagrodzeniu na niedawnej Gali Evening Pracodawców Pomorza przedsiębiorcy. Dla nich wielkie barwa!

Planowanie to także wyznaczanie celów, a bez tych jak bez mapy i kompasu możemy zabłądzić niczym łódka na wielkim oceanie. Oczywiście może przytrafić nam się coś niespodziewanego i wspaniałego, ale jest ryzyko, że nie trafimy na rajską wysepkę. Nie o wyspach marzyłem w dzieciństwie, bawiąc się tymi samochodami, ale o wakacjach w Saint-Tropez tak. W latach mojego dzieciństwa telewizja emitowała serię francuskich komedii z lat 60-tych i 70-tych o przygodach niewysokiego i nerwowego żandarma. Po dziś dzień, a minęło kilka dekad, moje pierwsze głęboko zakodowane wyobrażenie o Francji jest związane z obrazem kolorowych domków wokół mariny jachtowej i paradujących w rytm piosenki stróżów porządku. Choć od tego czasu udało mi się odwiedzić wiele miejsc nad Loarą, Zatoką Biskajską czy w Alzacji, obraz Saint-Tropez ma miejscu numer jeden. Skoro więc tak lubię planować, to czemu by nie zaplanować w końcu realizacji tego dziecięcego marzenia? 

Długi majowy weekend był do wyjazdu na Lazurowe Wybrzeże idealny. Dobre planowanie, godziny weryfikacji tras, hoteli, restauracji też się opłaciły. Udało się nie tylko dojechać do Saint-Tropez z miłymi postojami w Szwajcarii i Liechtensteinie, odwiedzić muzeum żandarmerii i filmu, w budynku filmowego komisariatu, ale nawet plażować na słynnej „Pampelonne”. To na tej plaży na nudystów polował żandarm Ludovic Cruchot, a dekadę wcześniej spacerowała Brigitte Bardot w słynnym filmie „Bóg stworzył kobietę” Rogera Vadima. Część dla nudystów wciąż na plaży jest, a Bardot mieszka w okolicy. Bez planowania, sprawdzania trasy, dogodnych parkingów i miejsc oferujących najlepsze ciastka, wyjazd nie byłby tak udany, a przecież chodziło o realizację dziecięcego marzenia. 

Planowanie prywatne czasem niektórym wychodzi. Przynajmniej chciałbym wierzyć, że mi tak. Planowanie gospodarcze też. Planowania prawa nie ma natomiast w Polsce w ogóle. Nie ma też poważnych analiz, rzetelnych ocen skutków planowanych regulacji. Niestety, nie ma też cyklicznych przeglądów regulacji, które jest w prawie unijnym celem wyeliminowania treści przestarzałych, czy nieżyciowych. Formalnie określa się to dostosowaniem regulacji do najlepszych dostępnych technologii – BAT. Tymczasem nasz krajowy przepis artykułu 8 § 2 ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji, choć z dnia 17 czerwca 1966 roku to wielokrotnie nowelizowanej wciąż stanowi, że „Za przedmioty niezbędne zobowiązanemu i członkom jego rodziny, w rozumieniu § 1 pkt 1, nie uważa się w szczególności: … 2) telewizorów do odbioru programu w kolorze, chyba że zobowiązany wykaże, że od roku produkcji telewizora upłynęło więcej niż 5 lat; … 3) stereofonicznych radioodbiorników”. Innymi słowy w postępowaniu egzekucyjnym należności administracyjnych nie zostanie Państwu zabrany telewizor czarno-biały, bo taki się standardowo Polakowi w XXI wieku należy, ale kolorowy jako luksusowy już tak. Podobnie stracicie radioodbiornik stereofoniczny, a bezpieczny będzie tylko ten mono. Brzmienie przepisu według tekstu ujednoliconego w roku 2023, czyli niestety aktualne. W pewnych sferach – jak widać – planować nie lubimy. Podobnie jest w zakresie planowania i zagospodarowania przestrzennego, gdzie wciąż są duże zaległości przekładające się na niepewność, uznaniowość i chaos przestrzenny. 

Okres rozpoczynających się letnich wakacji jest okazją do sprawdzenia się w roli planisty. Podobnie jak nadchodzący okres wyborczy. Polityka także pozbawiona jest dziś wielkich celów, które mogłyby jednoczyć społeczeństwo. Brakuje tej wizji strategicznej, którą mniej górnolotnie moglibyśmy określić marzeniem. Szczęście mieli politycy przełomu wieku realizujący wielkie, wspólne cele: przyjęcie Konstytucji RP, wejście do NATO i wstąpienie do Unia Europejska. Dziś jest pustka, a szkoda. 

Może by więc chociaż otworzyć atlas geograficzny i spojrzeć którędy najszybciej, a którędy najciekawiej dojadę do miejsca letniego wypoczynku? Ja trasę mam już ułożoną, atrakcje wybrane, bilety wejściowe do muzeów kupione. Pozostaje wybrać ciekawe restauracje i kawiarnie, żeby było tak smacznie jak w słynnej sieci „La Tarte Tropézienne”, założonej przez naszego rodaka Aleksandra Micka, którego drożdżówka z kremem karpatka zachwyciła Brigitte Bardot.