„Ignorantia iuris nocet”, czyli słów kilka o językach obcych, prawie klimatycznym i śniadaniu

Tomasz Bojar-Fijałkowski
Tomasz Bojar-Fijałkowski
dr hab. prawa, profesor Uniwersytetu
Kazimierza Wielkiego

Tomasz Bojar-Fijałkowski dr hab. prawa, profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego 

Tomasz Bojar-Fijałkowski
dr hab. prawa, profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego 

„Ignorantia iuris nocet”,
czyli słów kilka o językach obcych, prawie klimatycznym i śniadaniu

Z dużą niepewnością oczekiwałem na Państwa – Drodzy Czytelnicy – opinie po moim debiucie na łamach „Magazynu Pomorskiego”. Wszakże wiadomo, że kto jak kto, ale belfer akademicki może zanudzić swoim wywodem nie tylko studenta, szczególnie jak mówi bez przerwy przez 90 minut. Ku mojemu zaskoczeniu „feedback”, jak mawiają w korporacjach (to wstawka językiem nie prawniczym, a biznesowym, co czynię ze względu na profil czasopisma i zainteresowania jego odbiorców), był dość pozytywny. Stąd też idę za ciosem i pozwalam sobie wrócić do Państwa z kolejnym tekstem. 

Aby odejść już od języka wielkiego kapitału i transakcji giełdowych, który jest mi obcy i mógłbym jakieś słowa pomylić, kogoś obrazić jakiś „asapem” czy „forwardem”, przejdę na znaną i lubianą łacinę. I to nie łacinę tzw. podwórkową, a klasyczną. Od razu wywód będzie bardziej egzaltowany, mniej emocjonalny i sugerujący pośpiech, tempo, ryzyko i wykresy statystyczne. Tekst ten zacznę więc od „ignorantia iuris nocet”, jednej z najbardziej znanych paremii prawniczych, której tłumaczyć Państwu nie trzeba, ale dla porządku i tak to zrobię: nieznajomość prawa szkodzi. 

Nie da się ukryć, że po ostatnich podwyżkach stawek mandatów drogowych powyższa ignorancja może okazać się dość kosztowna oraz bolesna dla budżetu domowego i tak nadwyrężonego inflacją oraz podwyżkami cen większości towarów i usług. Ale nieznajomość prawa szkodzi nie tylko kierowcom. Każdy przebywający w danym kraju ma obowiązek zastosować się do obowiązujących w nim przepisów, choćby w jego ocenie dziwnych jak singapurski zakaz wwozu i żucia gumy. Bywają też turyści, którzy właśnie z powodu możliwości zastosowania się do miejscowego prawa odwiedzają Amsterdam czy Pragę – tak przynajmniej opowiadali koledzy.

Nieznajomość prawa szkodzi, a znajomość prawa utrudnia życie, przynajmniej otoczenia i najbliższych. Którejś niedzieli, przy śniadaniu opowiedziałem dzieciom, że każdy świadek w każdej sprawie ma prawo odmówić odpowiedzi na konkretne zadane pytanie sędziego, organu administracji czy prokuratora, jeśli mogłaby ona narazić jego lub jego bliskich na hańbę, odpowiedzialność karną czy też szkodę majątkową wielkich rozmiarów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy parę dni później, zapytawszy dziewięciolatka, czy umył już zęby, usłyszałem, że „odmawia odpowiedzi na pytanie, bo mogłaby go narazić na coś złego”. Przynajmniej wiem, że przekaz zrozumiał i zapamiętał. Choć sam stałem się ofiarą wiedzy prawniczej syna. Może należało przy śniadaniu pomówić z dziećmi o czymś innym? 
Wzrost wiedzy prawniczej w społeczeństwie wywołuje reakcję podobną do tej u mojego Leonarda, czyli asertywność, umiejętność obrony własnych interesów i argumentacji. W schyłkowym okresie Polski Ludowej powstały, jakże nieprzystające do ówczesnej ideologii i doktryny, instytucje ochrony prawnej jak Trybunał Konstytucyjny, urząd Rzecznika Praw Obywatelskich czy Naczelny Sąd Administracyjny. Był to wyraźny znak nie tylko, że obywatele mają prawa, ale także że władza jest omylna i popełnia błędy. W przeciągu kilku lat ówczesny ustrój przestał istnieć. Jak to mówi młodzież: „Przypadek? Nie sądzę”.

Witając się z Państwem na łamach poprzedniego numeru czasopisma, deklarowałem, że pisał będę o zielonych, czym może niektórych zainteresowałem. Umów zawartych należy dotrzymywać (łac. „pacta sunt servanda” – tak tylko dla przypomnienia), stąd pora przejść do prawa środowiskowego. Ponieważ nieznajomość prawa szkodzi, a wiedza przynosi oświecenie, warto dziś edukować w zakresie klimatu. Prawo klimatyczne, mające na celu mitygację, czyli zapobieganie a bardziej ograniczanie negatywnych efektów zmian klimatu na ziemi, powinno stać się przedmiotem dyskusji przy śniadaniu nie tylko w mojej, ale i w Państwa kuchni. Mówiąc już na poważnie, prawo klimatyczne powinno stać się elementem programów nauczania na wszystkich szczeblach edukacji. Dla przykładu, paręnaście lat temu los taki spotkał ochronę własności intelektualnej, która stała się obowiązkowym przedmiotem na każdym kierunku studiów wyższych. Nie umniejszając zagadnieniom prawa autorskiego i ochrony znaków towarowych, stawiam tezę, że świadomość zmian klimatycznych, wyzwań, jakie z tego wynikają, konsekwencji społecznych i ekonomicznych jest dziś istotniejsza.  

Stąd, proszę, pamiętajcie Państwo o sprawach klimatu i środowiska przy niedzielnym śniadaniu, a najlepiej przy każdym posiłku bez względu na dzień tygodnia. 
Do zobaczenia, smacznego!