Efekty popandemiczne

dr Zbigniew Canowiecki
dr Zbigniew Canowiecki
prezydent Pracodawców Pomorza, przewodniczący Konwentu Gospodarczego
Uczelni Fahrenheita Przewodniczący, Rady Programowej Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego,
przewodniczący Rady Fundacji Terytoria Książki, wiceprzewodniczący Wojewódzkiej Rady
Dialogu Społecznego w Gdańsku, członek Rady Głównej Konfederacji Lewiatan w Warszawie,
członek Rady Fundacji Rozwoju Uniwersytetu Gdańskiego.

Felieton dr Zbigniewa Canowieckiego


Efekty popandemiczne


Po 1989 roku wielu menedżerów dostało szansę i możliwość przebudowy posocjalistycznych firm i przestawienia ich na tory gospodarki wolnorynkowej. Wielu z nich skorzystało z rad emerytowanych prezesów amerykańskich firm, którzy przybywali wówczas do Polski z nieodpłatną pomocą oferowaną przez fundacje z USA. W przedsiębiorstwach usługowych i handlowych pierwszą ich wskazówką było zbliżenie pracownika firmy do klienta. W epoce gospodarki nakazowo-rozdzielczej, w której panowały przydziały, limity i kontyngenty, pracownik firmy dystrybucyjnej mógł bowiem po prostu odmówić sprzedaży. Stąd też to poczucie wyższości i sprawczości upoważniało te firmy, oczywiście w ich mniemaniu, do budowania systemowego oddzielania się od klienta. Często były to skomplikowane procedury lub wysokie lady, gdzie stojący przed nimi petent obserwował z pokorą siedzącego po drugiej stronie wszechwładnego pracownika. Dlatego też w okresie transformacji ustrojowej często fizycznej likwidacji tych mitycznych lad towarzyszyło wprowadzanie uproszczonych zasad sprzedaży oraz przyjaznego otoczenia. Wszystkie te działania miały z założenia budować wzajemne zaufanie i szacunek dla klienta.

Niestety, przyszła pandemia, która radykalnie zmieniła relacje i zasady komunikacji z klientem, pacjentem i petentem oraz pomiędzy pracownikami i współpracownikami spoza firmy. Zastanawiamy się, co z tych nowych zasad zostanie zaakceptowane i będzie stanowiło nową normę zachowań, a co ulegnie zmianie lub powrotowi do sytuacji przedpandemicznej. Ta nowa dla świata sytuacja wymogła bowiem na pracodawcach wprowadzenie pracy zdalnej oraz spotkań, narad i konferencji w systemie on-line. Wielu grupom zawodowym, głównie niezatrudnianych przy bezpośredniej produkcji, ten sposób pracy się spodobał i nie dali już sobie zabrać takiej możliwości. Pracodawcy zaakceptowali tę sytuację, wprowadzając zasady rozliczania zadaniowego lub opartego na mierzalnych wynikach, nie wykluczając jednak okresowych spotkań. O ile te rozwiązania nie budzą większych wątpliwości, to pozostawienie fizycznych barier i ograniczeń w kontaktach z klientami lub petentami wprowadzone ze względów epidemicznych już tak. Niezależnie od wyczerpujących informacji zawartych na stronach internetowych w wielu urzędach państwowych i samorządowych kontakt z urzędnikiem jest bardzo utrudniony, a czasami nawet praktycznie niemożliwy. Skutecznie działają służby ochrony urzędów, punkty odbioru wniosków, podań i deklaracji oraz zasady umawiania się. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy przykładowo przychodzą ludzie starsi, często wykluczeni informatycznie, ze złym wnioskiem wydrukowanym z Internetu przez wnuczka. Jedyna rada osoby z biura podawczego jest taka, aby pozostawić taki wniosek i czekać na telefon urzędnika, który powie, jaki druk będzie właściwy. Wówczas taka osoba będzie miała szansę ponownie przyjść i złożyć już prawidłowy dokument. Wydaje się zasadne rozszczelnienie tego popandemicznego systemu i wprowadzenie większych możliwości kontaktu i rozmowy wyjaśniającej.

Z pewnością na długo (oby na zawsze!) pozostaną pewne nawyki społeczne nabyte w okresie pandemii. Przede wszystkim częste mycie rąk, prawidłowe zasłanianie ust przy kasłaniu oraz pozostawanie w domu w przypadku objawów przeziębieniowych. Mam wrażenie, że częściej Polacy korzystają z badań profilaktycznych i diagnostycznych. Wiele osób ma przecież świadomość, że Covid-19 mógł pozostawić ślady w ich organizmie. Niestety w gospodarce pozostały także w większości negatywne ślady. Wiele firm do dzisiaj „leczy rany i zasypuje doły” powstałe w okresie pandemii. Utraciły bowiem w tamtym okresie dochody i zyski, nastąpiło przerwanie łańcuchów dostaw, sprzedaży i dystrybucji oraz boleśnie odczuły odejścia pracowników i kooperantów. Odbudowanie pozycji firmy i jej powrót na rynek wymaga przeważnie czasu i pieniędzy. Często również kojarzymy z pandemią zmienione zasady funkcjonowania handlu, w tym głównie wielkopowierzchniowych sklepów, chociaż zakaz handlu w niedziele wprowadzono już w 2018 roku. Przyzwyczailiśmy się jednak do większości niedziel wolnych od handlu w centrach handlowych, galeriach i marketach. Dlatego też obietnice wyborcze dotyczące pracy handlu we wszystkie niedziele uważam za chybione i w złym momencie. Zwolenników do powrotu systemu pracy handlu sprzed lat trudno znaleźć wśród pracowników oraz pracodawców, którzy zgodnie z obietnicą polityków mieliby płacić podwójną stawkę wynagrodzeń za pracę w niedzielę. Obecną sytuację handlu pogarsza problem braku pracowników oraz spadająca wydajność. Obserwowany obecnie stan pewnej równowagi może być zmieniony, ale wyłącznie tylko wtedy, kiedy nastąpią ku temu odpowiednie warunki.
Każdy kataklizm niesie ze sobą zniszczenia. Ważne, aby po każdym takim zdarzeniu możliwie szybko się podnieść, odbudować i wyciągnąć właściwe wnioski umożliwiające dokonanie zmian niezbędnych do dalszego bezpiecznego życia.