Czas przesilenia

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Gdańskim

Felieton Aliny Kietrys

Czas przesilenia

Trwa napięcie. I myślę, że kiedy patrzymy na nasz najbliższy świat z pewną uwagą, odczuwamy narastające zawirowanie. Pojawia się lęk, zwątpienie, a czasami nawet zagubienie – określane jako przykre stany emocjonalne towarzyszące niepewności.  „Gdy brak busoli” – mawiał kapitan Karol Olgierd Borchardt, niezapomniany twórca mądrej i pełnej humoru opowieści morskiej Znaczy kapitan – „robią się kłopoty”.  Powtarzał mi to kilka razy, również w wywiadach, które nagrywałam w Radiu Gdańsk dawno, dawno temu. Starałam się wtedy chwytać kierunek, który pozwalał mi na nadzieję. Oczywiście, była ona – jak się czasami okazywało – matką naiwnych (głupich?), czyli też „moją matką”. Dzisiaj doświadczenia każe mi z rezerwą patrzeć na to, co wokół. I dlatego teraz właśnie zastanawiam się intensywnie, gdzie szukać tej nadziei, jak wskrzesić w sobie tę naiwność na miarę aktualnych czasów, by znowu obudzić swój optymizm. Takie poszukiwania, można rzec, że to nic specjalnie nowego.  Ale kiedy następuje nasilenie niepewności, mogą ulec przewartościowaniu nawet te kryteria, które dotąd wydawały się oczywistą oczywistością. Kropla drąży skałę, a szczególnie taka, która spada na głowę przez kilkadziesiąt lat.

Zajmuję się sprawami kultury zawodowo od zawsze, kiedy wybrałam sobie moją profesję i kiedy zrozumiałam, że nie potrafię żyć bez świata stymulowanego wartościami. Towarzyszę jako miłośniczka dobrej literatury według moich kryteriów, które sobie skwapliwie układałam przez lata, ważnym zjawiskom pisarskim. Jestem krytyczką filmową, teatralną, opisuję również zjawiska tworzone przez różne grupy artystyczne – te lokalne, środowiskowe istotne dla określonego gremium i chwytam z pewną zachłannością te większe, które przyciągają uwagę szerszych gron obserwatorów. To moja pasja, która potrafi sprawiać radość i satysfakcję, a w rożnych trudnych czasach takie właśnie nastawienie było dobrą karmą – na co dzień i od święta. A teraz świat mi się chwieje, są oczywiście ku temu przyczyny natury ogólniejszej. Zdarzenia wielkie i okrutne, na które nie mamy wpływu. Trwa wojna. Beznadziejna dla mnie jako pacyfistki. Wojna bliska i niebezpiecznie oswajana. Wojna, rozgrywana przy pomocy różnych „frontów”. Narasta poczucie bezsilności wobec tych zdarzeń, które wdzierają się do naszego życia niczym tsunami. Polityka przekłada się na codzienność. Jest dręcząca. Wracam także przez nią do przeszłości, z której miałam nadzieję, już się wydobyłam. Przeżyłam taki czas, że wszystko było polityką, nawet ceny kiełbasy w mięsnym czy pietruszki na straganie. Drożała żywność, a taniały tory kolejowe. I teraz znowu wikłanie niemal wszystkiego dookoła w politykę rozbraja umysły, odbiera jasność kryteriów i racjonalnego myślenia.

Szukam ucieczek. Najlepsze w tej sytuacji są wyjazdy – w obcą przestrzeń, inny język, obyczaje, krajobraz. Dobrze, że mogę, że jest to możliwe, że jest mi to „dane”. Patrzę gdzieś na spokój i opanowanie, nawet jeśli jest ono pozorne, ale dla mnie w codziennych zachowaniach i czynnościach konieczne. Nikt tam nikogo na ulicy niepotrzebnie nie popycha, nie krzyczy, nie pogania, nie poucza i nie strofuje. A „gadające głowy” w telewizji nie wymyślają partnerom rozmów od kłamców, oszustów, szubrawców, choć często różnią się poglądami. Pytanie niebezpieczne, które sobie zadają brzmi: jak długo jeszcze będę mogła tak bezkarnie jeździć i porównywać? Zadaję je sobie z narastającą częstotliwością, a może nawet i ze strachem, szczególnie gdy wracam po kilkunastu dniach znowu w tę naszą walkę, nieuczciwe zagrania, ale i w ten zaduch. Najgorszy, który mnie dosłownie powala, jest zaduch chamstwa zwanego dzisiaj w mediach społecznościowych hejtem. To przyzwolenie na pozorną wolność, w której również wolno być chamem. Mogliby się dzisiaj naprawdę zdziwić i zacząć na nowo ironizować i Gombrowicz, i Mrożek, i nawet Kruczkowski (pisarz wykreślony), bo schamiał także aktualny świat kultury. Nie tylko w języku, którym się posługuje w sztuce literackiej, filmowej, teatralnej, by być bliżej realnego życia i rzeczywistości, ale i w kryteriach, które uznał za swoje. Patrzę na tzw. prominentnych różnej maści, patrzę na tych, którzy na co dzień zajmują się edukacją, kulturą, sprawami społecznymi (dla dobra wspólnego) i z trudem, niestety często, przyswajam sobie ich postawy i zachowania. Myślę… śnię, na pewno się za chwilę obudzę i wszystko okaże się koszmarem po zbyt obfitej i późnej kolacji, bo znowu wróciłam w środku nocy z jakiegoś festiwalu. Ale się nie budzę, a ściślej nie mogę zasnąć. 

Czy to, co piszę, jest tylko marudzenie naiwnej obserwatorki, która żyje nierealnymi mrzonkami o lepszym świecie?  Nie. To jest mój optymizm! Po dość przyzwoitym okresie ekonomicznym w wielu grupach społecznych, również w tych, które ciągle narzekają (jeżdżę, rozmawiam z ludźmi) nastąpi, mam nadzieję, otrzeźwienie kulturowe i społeczne. Nie tylko ważne będzie to, że „ci mi dają, a tamci nie dawali”, albo że „co z tego, że coś tam kradną, ale dzielą się tym, co ukradli” – to powtarzane opinie – nastąpi wzrost dojrzałości społecznej wsparty edukacją kulturową, w której będzie miejsce dla różnorodności, ale nie dla chamstwa. A kiedy minie połowa października, przestaną mnie dręczyć niepotrzebne złe sny. Tego też Państwu życzę na progu jesieni.

Alina Kietrys