„Bycie zielonym” nabiera nowego znaczenia

Tomasz Bojar-Fijałkowski
Tomasz Bojar-Fijałkowski
dr hab. Tomasz Bojar-Fijałkowski
prof. ucz. Prorektor ds. Nauki i Jakości Kształcenia
Powiślańskiej Szkoły Wyższej

Tomasz Bojar-Fijałkowski dr hab. prawa, profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego

Tomasz Bojar-Fijałkowski
dr hab. prawa, profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego 

„Bycie zielonym” nabiera nowego znaczenia

Coraz częściej i głośniej, ale z pewną nutą niepewności, słychać w sferach biznesowych o raportowaniu niefinansowym. Dzieje się tak za sprawa unijnej dyrektywy w sprawie sprawozdawczości przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju, która nakłada na spółki giełdowe obowiązek poinformowania społeczeństwa o ich działaniach w zakresie zrównoważonego rozwoju za rok 2024, co ma nastąpić w roku 2025. W kolejnych latach obowiązek obejmie pozostałe duże jednostki za rok obrotowy 2025, a giełdowi przedsiębiorcy sektora MŚP złożą pierwsze raporty za rok obrotowy 2026 według standardów uproszczonych. Szacuje się, że te nowe obowiązki obejmą tysiące polskich przedsiębiorców. 

Brzmi to poważnie i wymagać będzie dodatkowych aktywności zarówno przy samym raportowaniu, jak i w sferze raportowanych działań. Dyrektywa wymaga podania informacji w obszarze środowiskowym, społecznym oraz ładu korporacyjnego, czyli wewnętrznej organizacji danej jednostki. Ten ostatni jest zapewne już najlepiej uregulowany i udokumentowany. Aspekt społeczny od lat ujmowany jest w politykach i działaniach społecznej odpowiedzialności biznesu, czyli CSR. Środowiskowy będzie największym wyzwaniem.

Dotychczasowe działania przedsiębiorców w sferze społecznej i środowiskowej wypadały różnie. Niektórzy stosowne raport tworzą dla samej statystyki – taka sztuka dla sztuki. Zdarzało mi się w życiu zawodowym oglądać i oceniać systemy i polityki zarządzania jakością czy zarządzania środowiskowego, z których co roku tworzono raport metodą „kopiuj-wklej”. Dobry przykład dają w tej sferze zaangażowane uczelnie wyższe wcielające społeczną odpowiedzialność organizacji. Jest nawet stosowny poradnik zatytułowany „Inspirownik dla uczelni” opracowany m.in. przez Szkołę Główną Handlową. Parę dni temu uczestniczyłem w jego premierze. 

Kto nie wsiądzie do tego „zielonego” pociągu, zostanie na peronie, a rynek sam go wykluczy jako nieekologicznego. Świadomi, często jednocześnie zamożni konsumenci, czyli ci najbardziej pożądani, już dziś wybierają produkty oznaczone jako „fair trade” czy „eko”. Co więcej, prywatne instytucje finansowe, szczególnie te o zasięgu globalnym i szerokich horyzontach, mniej przychylnie patrzą na kontrahentów obarczonych łatką niszczących środowisko. Dla tych mniej zielonych nie będzie niebawem linii kredytowych, dotacji czy innych instrumentów finansowych, albo będą, ale dużo droższe. 
Przykład powinni dać tu najwięksi. W Polsce są to często spółki z udziałem Skarbu Państwa, nie zawsze większościowym, ale dominującym. To one wyznaczają trendy, wskazują kierunki rozwoju. W kwestii zrównoważonego rozwoju i społecznej odpowiedzialności, w mojej ocenie, wykonują obowiązkowe minimum, traktując te zagadnienia wciąż jako poboczne, mało istotne. Pora, aby kwestie klimatyczne i środowiskowe, w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu, zajęły właściwe sobie miejsce wraz z zagadnieniami równego traktowania i eliminacji różnic płacowych. 

Ta zielona zmiana nie dokona się sama. Warto, aby w kierownictwach spółek, koncernów, uczelni, jednostek samorządu terytorialnego i innych organizacji, pojawiły się osoby wyznaczone i odpowiedzialne za przeprowadzenie tej „zielonej” rewolucji. Ja zaczynam od 1 października, nieprzypadkowo, bo jest to data rozpoczęcia nowego roku akademickiego. O szczegółach opowiem Państwu następnym razem, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca. 
W praktyce od dawna staram się zachowywać ekologicznie, sumiennie segregować odpady i zmniejszać swój ślad węglowy. Ekologia idzie w parze z ekonomią, a czasem i dobrą zabawą. Tak było podczas mojej letniej eskapady, kiedy przejechaliśmy osiem i pół tysiąca kilometrów przez Polskę, Niemcy, Francję, Hiszpanię i Portugalię. Choć była nas w sumie ósemka to w miejsce dwóch aut jechaliśmy jednym, za to większym. Było gwarnie i wesoło. Pierwszy rząd pasażerów odpowiadał za powożenie i nawigowanie, drugi za gry komputerowe i szeroko rozumianą rozrywkę, trzeci za sięganie do czeluści przestrzeni bagażowej oraz przygotowywanie posiłków podczas jazdy. Całości dopełniał jaskrowo zielony kolor busa, nazwanego przez nas „Turbo żabką”. Pojazd był zielony i my staraliśmy się też tacy być. 

Dotąd określenie kogoś, że „jest zielony” mogło być odebrane negatywnie i znaczyło, że ktoś nie ma w czymś doświadczenia. Tymczasem „bycie zielonym” staje się nie tylko modne, korzystne i zyskowne, ale też konieczne, a nawet obligatoryjne. Oby nasi przedsiębiorcy w tych działaniach jak najkrócej pozostawali „zieloni”, a jak najszybciej stawiali się społecznie i środowiskowo odpowiedzialni.

Kończąc chciałem podzielić się z Państwem pewną obserwacją. Mija właśnie rok, od kiedy zostałem zaproszony na łamy „Magazynu Pomorskiego”. Pierwszy felieton pisałem pod koniec września, podobnie jak teraz, ale roku 2022. Ten tekst jest już szósty. Może to jest powód zaobserwowanych trudności z natchnieniem i wyborem tematu, jakie ostatnio mnie ogarnęły wraz z wątpliwościami czy i co pisać. Jednak, jeśli Państwo pozwolicie, trochę Was jeszcze pomęczę, najchętniej na zielono.