POWRÓT/WSTECZ
Chcę zdobywać sportowe szczyty - Kuba Szymański

Wielkie sukcesy zaczęły się dwa lata temu. Siedemnastoletni Jakub Szymański w hali na szybkiej bieżni toruńskiej uzyskał wynik 7,73 s i ustanowił nowy halowy rekord Polski, a także wysunął się na czołowe miejsce światowych tabel. Dziś młody płotkarz SKLA Sopot świętuje kolejne osiągnięcia. Jest rekordzistą U20 w biegu na 60 m przez płotki. Przebiegł ten dystans w czasie 7,60 s – i był to najlepszy wynik na świecie.


Z rekordzistą Polski U20 w biegu na 60 m przez płotki, zawodnikiem SKLA Sopot Jakubem Szymańskim rozmawiała Liwia Zaborska.

Kiedy zacząłeś biegać?


Mój obecny trener był nauczycielem w szkole, do której chodziłem. Pewnego razu miałem u nas zastępstwo i od razu zauważył moją szybkość, zwinność i skoczność. A dokładnie te cechy utożsamiają się z treningiem lekkoatletyki. Pamiętam, jak trener powiedział, że zrobi ze mnie lekkoatletę, i zaproponował pięć treningów w tygodniu. Zgodziłem się i tak minęło już 7 lat, odkąd trenuję z Bernardem Wernerem, który jest postacią znaną. Był wybitnym oszczepnikiem. I myślę, że nieźle nam wychodzi wspólne trenowanie, patrząc na dotychczasowe wyniki. Na początku nie wiedziałem, co mnie czeka. Powiedziałem sobie: czemu by nie spróbować. I tak po prostu się to potoczyło. Pierwsze satysfakcjonujące wyniki i medale sprawiły, że chciałem więcej, i zmotywowały mnie do dalszej pracy.

 

 

Dlaczego bieg przez płotki? Miałeś wybór?


W lekkoatletyce na początku nigdy nie ma wyboru. Zaczyna się od ćwiczeń, które mają pokazać, w czym jest się dobrym. Miałem warunki fizyczne do skoku wzwyż. To była moja pierwsza dyscyplina. Wiadomo, że w szkole dużo łatwiej trenować skoki niż sprinty. I to faktycznie sprawiało mi przyjemność i owocowało bardzo dobrymi wynikami. Dopiero po jakimś czasie płotki stały się moim sprzymierzeńcem. Prawdę mówiąc, ćwiczenia na płotkach robią wszyscy lekkoatleci – i krótkodystansowcy, i długodystansowcy. To poprawia koordynację ruchową i refleks. Na któryś zawodach nastąpiło przełamanie, zrobiłem bardzo dobry wynik i od tamtej pory wiedzieliśmy z trenerem, że idziemy w tę stronę i że to będą płotki.

 

To sport indywidualny – wiele zależy od Ciebie samego.


Podczas startu jestem zdany sam na siebie. Chociaż wiadomo, że za sukcesem stoi także trener. Grywałem także w piłkę nożną, koszykówkę i siatkówkę, nadal lubię to robić. Ale to nie to samo. Czasem śmieje się sam do siebie, że grając kiedyś w gry zespołowe zupełnie bez rozgrzewki i odpowiednich ćwiczeń, uodporniłem się na kontuzje. Jak do tej pory nie miałem jeszcze poważnego urazu, który wykluczyłby mnie z trenowania na więcej niż dwa tygodnie.
 
 

Sport, tym bardziej bieganie to ogromne wyrzeczenia. Jesteś uczniem klasy maturalnej. Ile czasu poświęcasz na treningi i przygotowania do zawodów? Jak łączysz bycie mistrzem Polski z nauką do matury?


Zacznijmy od tego, że mistrza Polski z nauką do matury nie chcę łączyć w ogóle. Od początku, od momentu, kiedy ze sportem jestem związany na poważnie, starałem się uczyć na bieżąco i trzymałem poziom średnio wyższy. Nie zrezygnowałem z nauki, choć przyznam, że nie aspiruję na 80 procent z matematyki [uśmiech]. Wiadomo, że czasu na treningi poświęca się dużo, trzy godziny dziennie, a jeszcze dojazdy i przygotowanie posiłków, bo niekiedy muszę jeść specjalne dania. Muszę dbać także o suplementy diety. Trochę wyrzeczeń jest.

 

Od kiedy jesteś związany z Sopockim Klubem Lekkoatletycznym*?


Trenuje 7 lat, ale trener oficjalnie zapisał mnie do klubu jakieś 5 lat temu. Przygoda nadal trwa.

 

W 2019 roku zdobyłeś złoty medal podczas Halowych Mistrzostw Polski, a dodatkowo poprawiłeś rekord Polski. A dziś – 2 lata później – masz najlepszy wynik na świecie w kategorii U20 w sezonie halowym 2021 z czasem 7,60 s na 60 metrów przez płotki. Jakie to uczucie?


Trochę już powtarzalne. Wcześniej biłem swoje rekordy. To były czasy jeszcze przy U18, wtedy byłem dzieciakiem. Zmieniłem się bardzo od tamtego czasu. Wyrosłem. Dojrzałem. Na początku biłem rekordy Dawida Żebrowskiego, a potem już swoje. To wspaniałe uczucie. Czuję się wtedy jak Supermen. Widownia wiwatuje, teraz w nieco okrojonym składzie, wiadomo, ale trenerzy dopingują swoich zawodników. 

 

Jak to zwycięstwo wpłynęło na Ciebie?


Umocniłem się na pierwszym miejscu na świecie. To jest najważniejsze. Wcześniej miałem przewagę 0,01 s nad kolejnym najlepszym wynikiem. Miałem wrażenie, że wszyscy depczą mi po piętach i zaraz mnie dogonią. A tu się okazało, że jeszcze dołożyłem i uważam się za bardzo dobrego biegacza na 60 m przez płotki. Jest jednak gorzej na 110 m, mam wiele do nadrobienia w technice biegu i wytrzymałości. Chcę iść ciągle do przodu i zdobywać sportowe szczyty.

 

Największy sukces znamy. A sportowa lekcja życia, którą pamiętasz?


Dostałem wiele takich lekcji. Jedną pamiętam najbardziej. Występowałem wtedy pierwszy raz na mistrzostwach Polski w Białej Podlaskiej. Jechałem tam z piątym czasem w Polsce, a wróciłem z ósmym. Załamałem się. Trener powiedział mi wtedy, że jeżeli ktoś odnosi sukcesy jako młodzik, później znika, nie ma go w kolejnych kategoriach wiekowych. Po prostu, czując się jak mistrz, odpuszcza trenowanie. Dało mi to dużą motywację.

 

Często biegacze mają swoje rytuały przed startem. Jakie są twoje?


To prawda. Wielu sportowców takie ma. Moim rytuałem jest ciągłe myślenie o zawodach i ustalanie biegu w głowie. Prawdę mówiąc, dzień przed startem jestem bardziej zestresowany niż w dniu zawodów. 

 

O czym myślisz, jak biegasz?


Myślę o tym, żeby nie myśleć. Przychodzę, rozgrzewam się, potem nastawiam głowę, startuję i mam ochotę rozwalić te płotki [uśmiech]. Wtedy już nic nie liczy się nic poza linią mety i płotkami po drodze.

 

Jakie masz sportowe plany na kolejny rok? Będziesz doganiał marzenia?


Zdecydowanie. W tym roku podwyższam płotki z 99 na 107 cm i chcę zostać w światowej czołówce, zarówno na hali, jak i w letnich zawodach. 

Życzę sukcesów. Dziękuję za rozmowę.

 

 

***
Sukces Jakuba Szymańskiego budzi spore nadzieje i dodaje energii całej społeczności Sopockiego Klubu Lekkoatletycznemu. Podczas briefingu prasowego utalentowany lekkoatleta odebrał nagrodę prezydenta Sopotu za wspaniałe wyniki sportowe.
„Wspieram sport i uzdolnionych sopockich sportowców, a oni są świetnymi ambasadorami Sopotu w Europie i na świecie. Jako miasto Sopot młode talenty wspomagamy przede wszystkim stypendiami, wspieramy także klub, opłacając trenerów i całą bazę” – powiedział przy tej okazji Jacek Karnowski, prezydent Sopotu.
SKLA Sopot ma długą historię. Jest jednym z nielicznych klubów, który wyszkolił tylu świetnych sportowców i to z takimi sukcesami. Od początku lat pięćdziesiątych mnożyły się sukcesy na arenie krajowej i międzynarodowej. Wśród najlepszych byli Janusz Sidło, Anna Rogowska, Elżbieta Krzesińska – medaliści igrzysk olimpijskich.
„Możemy liczyć na przyszłość polskiej lekkoatletyki – mówił dyrektor SKLA Sopot Jerzy Smolarek. „Wychowaliśmy wielu olimpijczyków zarówno z Trójmiasta, jak i z małych miejscowości województwa pomorskiego. Jeżeli warunki finansowe pozwolą, to będziemy kontynuować tę pracę.” 
 

Jakub Szymański z Jackiem Karnowskim - prezydentem Sopotu, Bernardem Wernerem - trenerem i Magdaleną Czarzyńską–Jachim - wiceprezydentką Sopotu

 

Jakub Szymański (z prawej) z trenerem Bernardem Wernerem

 

 

POWRÓT/WSTECZ