fot. Elena Utivaleeva
Budowanie relacji w spedycji międzynarodowej
Sławomir Rogowski, prezes Universum-BLC, ambasador Międzynarodowej Komisji Praw Człowieka IHRC w Szwajcarii
Spedycja międzynarodowa, czyli branża powszechnie nazywana logistyką, stanowi kręgosłup globalnej gospodarki, umożliwiając wymianę handlową i ekonomiczną między krajami na niespotykaną skalę. Dzięki niej produkty z odległych zakątków świata mogą trafić do naszych domów w ciągu kilku dni. To dynamicznie rozwijający się sektor, który nie tylko łączy rynki, ale również ludzi, kultury i gospodarki, sprzyjając wzrostowi globalnej integracji ekonomicznej. Jego rola w utrzymaniu płynności handlu międzynarodowego i wspieraniu globalnego rozwoju jest nie do przecenienia, choć niesie ze sobą również wyzwania.
Pomorze ze względu na swoje unikalne położenie może poszczycić się obecnością liderów tego sektora na gospodarczej mapie. Tu 25 lat temu powstała firma Universum, która realizuje bezpieczny transport przesyłek nawet z najbardziej odległych miejsc na świecie. Ten niezwykły jubileusz firmy, to okazja do przybliżenia kulis powstania firmy oraz przedstawienia jej najciekawszych projektów. A unikalne projekty tworzą zawsze niezwykli ludzie. Nie inaczej jest w tym przypadku. Wyjątkowa odwaga, determinacja w dążeniu do celów a także niezwykła wrażliwość na ludzki los – to tylko niektóre z cech Sławomira Rogowskiego, gospodarczego wizjonera, twórcy i prezesa grupy firm Universum, które przyczyniły się do sukcesu i rozwoju firmy, mimo ciągłych zmian tej branży. Zapraszamy do rozmowy Moniki Bogdanowicz.
Praca tutaj brzmi, jakbym była w ulu! Słyszę jednocześnie wiele języków. To niesłychana mieszanina, ale jednocześnie czuję też olbrzymi spokój i pewność, że każdy wie, co robi. Słyszę: polski, angielski, niemiecki, ukraiński, rosyjski, arabski, turecki, chiński. I dokładnie te osiem języków od dwudziestu pięciu lat pisze nowe historie, które budują relacje i potencjał biznesowy wymiany handlowej na Wschodzie.
Tak, od samego początku Wschód był najważniejszym kierunkiem naszej działalności. Kiedy zakładaliśmy firmę, wiedzieliśmy, że wszyscy są zainteresowani tworzeniem projektów na Zachodzie. My myśleliśmy inaczej, chcieliśmy działać na Wchodzie. Zaczęliśmy operować na tym kierunku, potem stając się liderem tego połączenia. To wtedy staliśmy się rozpoznawalni na tych połączeniach. Wtedy armatorzy wiedzieli, że jeśli ładunek idzie do Rosji, na Białoruś czy na Ukrainę – to znaczy, że realizuje go firma Universum. Dzisiaj oferujemy przede wszystkim własne doświadczenie w zakresie spedycji lądowej, morskiej i lotniczej. Dzięki nam importowany oraz eksportowany towar kontrahentów dociera bezproblemowo i na czas do wyznaczonego kraju.
Chciałabym zapytać, czy od początku miał Pan wizję, marzył Pan, żeby stworzyć taką firmę, która będzie łączyć ludzi oraz dostarczać rzeczy mniej i bardziej niezwykłe?
Myślę, że w tym momencie nie można nie wspomnieć początków tej historii. Jestem absolwentem Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni i często na długo wypływałem w morze. Pamiętam sytuację, kiedy nasza najstarsza córka, która miała wtedy może dwa lata, nie poznała mnie na lotnisku. Przeszła obok mnie i wtedy łzy mi się zakręciły. Powiedziałem wtedy: „Dość tego pływania! Wystarczy”.
Trzeba było wymyśleć coś innego, stacjonarnego?
Tak. Wybrałem współpracę z Tatą, który miał stację benzynową w Gdańsku. To właśnie wtedy poznałem wielu ciekawych ludzi i tam chyba tam właśnie zaczęła się moja świadomość w kierunku najwyższej jakości obsługi klienta. Mój dziadek, kiedy nas uczył savoir vivre’u, to zawsze mówił: „Najważniejsze, aby Cię dobrze pamiętali i o Tobie dobrze mówili, a żeby o Tobie dobrze mówili, to musisz się dobrze odnosić do ludzi”.
W ten sposób powstała myśl, o tym co powinno odróżnić nas na rynku. Mieliśmy zaprzyjaźnione ciastkarnie, piekarnie i inne tego typu firmy. W ten sposób u nas zawsze każdy mógł dostać pączka, mógłby wziąć sobie bułkę. To było według mnie ludzkie podejście do człowieka. Bo najpierw jest człowiek, a potem dopiero klient. I zawsze taka powinna być kolejność. Teraz robimy także podobnie w firmie. Jeśli zaczynamy współpracę z jakimś klientem, najpierw próbujemy go dobrze poznać.
Z jakiego powodu?
Myślę, że takie podejście pozwala w późniejszym czasie uniknąć na przykład problemów międzyludzkich, a także tych prozaicznych. Nie mówimy o jednorazowym kliencie, ale takim, który dłużej z nami współpracuje. Staramy się zapraszać i odwiedzać klientów. Nawiązujemy relację międzyludzką, wtedy jest łatwiej. I to bardzo dobrze działa, przez dwadzieścia pięć lat!
A co było kolejnym krokiem historii powstania firmy?
Następnym etapem była praca w firmie importującej zieloną kawę do Polski.
Miłość do kawy Polek i Polaków była impulsem do dalszego rozwoju?
Dokładnie. To w pewien sposób pokazywało, jak nasze społeczeństwo odpowiadało na takie wyzwolenie spod zamknięcia. To pokazywało nasze otwarcie na świat i to co smaczne.
Każde z tych doświadczeń: praca na stacji benzynowej, praca na statku i jeszcze wcześniej praca w porcie, dały mi możliwość powiązania wszystkiego razem. No i potem naprawdę to się udało. W 1998 roku zostałem wiceprezesem, a później prezesem Pomorskiej Izby Przemysłowo-Handlowej w Gdyni. Tam poznałem także jasną i ciemną stronę przedsiębiorczości. Wszystkie wizyty gospodarcze międzynarodowe, krajowe, połączone są z przedsiębiorcami, którzy są zainteresowani danym rynkiem. I tak jest na całym na całym świecie.
Ale pracował Pan jednocześnie nad własnym projektem?
Jak najbardziej! Wszystko zaczęło się 9 stycznia w 1990 roku! Firma zajmowała się spedycją, transportem i sprawami celnymi.
Jeśli jesteśmy w tym miejscu, chciałabym zapytać o użycie słowa „uniwersum” w nazwie firmy. Uniwersum to inaczej wszechświat, wszystko to, co współistnieje ze sobą w czasie i przestrzeni. Można też powiedzieć w znaczeniu przenośnym, to po prostu środowisko, w którym żyje i działa i myśli człowiek. Co udało się stworzyć dzięki waszej firmie przez te dwadzieścia pięć lat istnienia?
To bardzo proste! Realne relacje międzyludzkie na całym świecie! Każdy, kto do nas przyjdzie, wie, że nasza firma potrafi połączyć wszystko. I to nie są tylko takie czcze rozmowy. Tylko faktycznie, jeśli ktoś mi mówi: „Jest temat do zrobienia. Trzeba coś przewieźć coś, trzeba zabrać to i to. Poradzisz sobie?”. Temat jest zawsze do zrobienia, bo opiera się na relacjach międzyludzkich na świecie.
A do tego dodać trzeba specyfikę budowania relacji na Wschodzie…
Dokładnie, bo praca na Wschodzie polega również na tym, że zawsze wszyscy są tam nieufni, trzeba to dopiero zbudować.
Co jest według Pana największą wartością?
Myślę, że jest to zbudowanie tej firmy na podstawie ludzkich relacji. To także zbudowanie uniwersum, czyli sieci połączeń w siatce kosmosu, która nas wszystkich tutaj bardzo mocno łączy ze sobą. Wszystko i wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. Dla mnie to olbrzymia radość, że mogę być pomocny w tych połączeniach.
A jak odczytywać logotyp Universum?
To jest mój pomysł. Siedziałem nad nim kiedyś nocą z agencją reklamową w Sopocie. Na początku w znaku było mniej gwiazdek. Były to tylko kraje Europy, które wchodziły do Unii Europejskiej, tylko wtedy nie było jeszcze Polski.
Każdy mówi, że znak budzi skojarzenia z Ukrainą, ale to właśnie bardzo dobry dla nas efekt. Dlaczego to świetnie odbierane? Bardzo dużo pracujemy z Ukrainą. W tej chwili jest to około 70–80 procent naszej aktywności. Zawsze pracowaliśmy dużo na tym kierunku, ale teraz z wiadomych względów jest to priorytet. Myślę, że znak z logotypem pokazuje nasze kontakty i współpracę oraz to że naszym celem i misją jest to, że łączymy cały świat.
A jak Pan mógłby określić wartość tego, co robicie dla Pomorza?
Na długo jeszcze przed rozpoczęciem wojny była realizowana pierwsza pomoc przy budowie portu na Ukrainie – w Iliczewsku. Opierała się na portach w województwie pomorskim. Oni przyjeżdżali do nas, aby poznać doświadczenie dużych spedytorów, którzy wysyłają bardzo dużo ładunków na Wschód. Mogli też w ten sposób bardziej dokładnie wskazać, jaka pomoc jest im potrzebna. W ten sposób ukraińskiej stronie udawało się powiązać to wszystko. Myślę, że ważną wartością jest ściągnięcie na nasz rynek, ludzi ze Wschodu, którzy poznali tutaj firmę, która im pomoże. Byliśmy prekursorem połączenia Pomorza Gdańskiego z Morzem Czarnym.
A co się nie udawało?
Mieliśmy takie duże projekty, które się też nie udały, z wielu przyczyn. Byliśmy jednymi z pierwszych, którzy chcieli zrobić pociąg towarowy z Gdańska do Odessy. W ten sposób powstałaby linia łącząca dwa morza. Niestety, na jednym pociągu się skończyło. Przeważyły względy polityczne i własnościowe w tamtym regionie. Kolej w Polsce ma szyny i wagony, a po stronie ukraińskiej wagony były własnością prywatną. Dodajmy do tego korupcję plus skomplikowaną legislację, która ponadto w każdej chwili mogła się zmienić. Nie były to warunki, aby w tamtym czasie taki projekt mógł być zrealizowany z sukcesem.
Wraz z rozwojem firmy skala oddziaływania na rzeczywistość stała się coraz większa. Czy czuł się Pan wtedy wizjonerem, który rozwija po kolei swój plan i nowe zależności? Jaka część tych działań wynikała ze świadomych kolejnych połączeń spraw ze sobą, a jaka następowała sama z siebie?
Myślę, że trzeba wierzyć w to daje nam wszechświat. Jedni nazywają to najwyższą energią, inni powiedzą, że to Bóg. Ale żeby to jeszcze bardziej wzmocnić, aby mieć jeszcze większy wpływ na pomoc ludziom, konkretnym region, trzeba myśleć i nade wszystko działać bardzo szeroko. W ten sposób powstała nasza współpraca z Międzynarodową Komisją Praw Człowieka w Szwajcarii.
Na czym konkretnie polega ta współpraca?
Cały Wschód to wiele kierunków zapalnych. Pomoc Ukrainie to ostatnie lata, ale przed tą wojną bardzo pomagaliśmy Abchazji. W tym czasie była wojna w Gruzji, a także była wojna w Karabachu. Wojna w Gruzji była zajęciem bardzo wartościowego regionu dla Gruzji rejonu. Tereny te może mniej znaczące gospodarczo, ale bardzo urokliwe pod względem turystycznym, czyli Abchazji. Dzisiaj Republika Abchazji jest częścią Federacji Rosyjskiej. Nasza działalność w tym rejonie to przede wszystkim pomoc konkretnym ludziom przy działaniach logistycznych w trudnych terenach. Pomagamy też w inny sposób.
Towary niewykorzystane na rynku europejskim przekazujemy bezpłatnie do tych, którym mogą pomóc. W ten sposób działamy jako Universum Group na całym świecie jako główny logistyk Międzynarodowej Komisji Praw Człowieka w Szwajcarii. Największą pomoc w tym zakresie ofiarowaliśmy właśnie dzieciom z Abchazji. Nagle ktoś przyjeżdża samochodem, otwiera bagażnik i przekazuje zabawki. Nie ma chyba nic piękniejszego, niż patrzeć na radość dziecka. Zobaczyć ich emocje, tego nie da się z niczym porównać. To najpiękniejsze co może nas spotkać w życiu. Takie emocje i radość z pomagania.
Wiele krajów potrzebuje takiej pomocy?
Tak, była Abchazja, teraz jest Afryka. Przygotowujemy w tej chwili duży transport zabawek do Konga. Myślę, że wiele mamy doświadczeń, ale jeszcze wiele jest przed nami.
A patrząc na tak niezwykłe miejsca, do jakich docieracie jako firma, czy pamięta pan jakieś nietypowe zlecenia?
Jednym z pierwszych takich oryginalnych zleceń, które pamiętam, to był przewóz wiertła diamentowego do ropy naftowej. Przewóz był ze Stanów Zjednoczonych do Azerbejdżanu. Kwota ubezpieczenia wiertła była kosmiczna. Wszystkie działania musiały być przygotowane specjalnie pod taką realizację, co możemy określić, że robimy „szycie na miarę”, czyli dostosowujemy nasze działania do tego, co jest potrzebne.
Słyszałam też o przewozie fortepianu z Madagaskaru…
Tak. To ciekawa historia. Madagaskar i Galapagos to trzony Ziemi, miejsca które się nie ruszają... No i dzwoni do mnie z Madagaskaru człowiek, które chce przewieźć fortepian z dżungli do Gdańska. Trzeba było jednak przenieść kilka kilometrów ten fortepian, bo nie było tam żadnej drogi. Tak też się stało. Fortepian był transportowany najpierw właśnie wprost na plecach ludzi i zwierząt, dopiero potem po kilku kilometrach doszli do jakiejś ubitej drogi, gdzie mogli go przełożyć na normalny samochód. Potem zawieźli go do portu, a potem w kontenerze trafił już do nas na Pomorze.
Niezwykła historia!
Takich historii jest więcej, ale pamiętam jeszcze jedną, która jest w ogóle dla mnie ewenementem. Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych do zrealizowania, wszystko można zrobić. Innym razem transportowaliśmy całe wyposażenie domu w stylu marokańskim. Trudnością było jednak odebranie tych przedmiotów z centrum, w którym nasza klientka zrobiła zakupy. W tym wyposażeniu było wiele ciężkich rzeczy, a nie można było tam do bazaru dojechać samochodem, aby to wszystko zabrać. Kolejne utrudnienie było takie, że co trzy godziny muzułmanie się modlą i klęczą na całej ulicy – cała ulica leży pokotem i nie można tam dojechać. Wymyśliliśmy sposób: postawiliśmy trzy samochody i o czwartej rano między modlitwami jednego a drugiego muezina ludzie nieśli te materace, lampy, szklanki, etc., całe to zamówione wyposażenie poza ścisłe centrum Starego Miasta. A dalej donieśli to wszystko do przygotowanego transportu.
Były jakieś straty?
W dwóch krzesłach połamały się nogi, więc to raczej żadna strata. Kiedy przywieźliśmy to tu do Gdyni, klientka nie mogła uwierzyć, że to się naprawdę udało.
A co najczęściej jest importowane i eksportowane?
Ogólnie wysyłamy bardzo dużo warzyw i owoców. Od nas jadą już przerobione, a od nich świeże. Ponadto przesyłamy duże ilości mięsa, także do Iranu, Iraku i Turcji. Obsługujemy kontrakty rządowe, co roku mamy zakontraktowane ponad sześćset aut z Turcji.
Jednym z trendów w gospodarce w Europie jest samoograniczanie się. Zbudował Pan firmę na bardzo dużą skalę, co dalej?
Chciałbym jeszcze iść do przodu, czytałem jednak ostatnio, że Arabia Saudyjska hamuje wydobycie ropy naftowej i chce bardziej przychodzić na energię słoneczną. To mnie bardzo zastanawia. Wyhamowanie trendów konsumpcyjnych zmniejsza liczbę dostępnych rzeczy z przełożeniem akcentu na ich jakość. Wyścig to zatem już nie kwestia ilości, ale stawiania na jakość rzeczy.
Dwadzieścia pięć lat istnienia firmy skłania także do refleksji o ważnych wartościach. Co stało się Waszą przewagą konkurencyjną?
Mało było wtedy podobnych firm. Nie było zaufania do partnerów ze Wschodu. Kiedy mówiłem dwadzieścia pięć lat temu, że jadę do Rosji, to każdy miał takie wielkie oczy. Czego będziesz tam szukał, tam nic nie ma?! Jako Słowianie mówiliśmy jednym językiem i myśleliśmy podobnie. A zakładając firmę w Hamburgu w 2007 roku, spotkaliśmy się z barierą ludzką. Niemcy nie byli otwarci, tylko pytali: co chcesz? Kiedy zaczęliśmy razem pracować, nie musiałem w pewnym momencie już tam jeździć, bo oni nawet nie chcieli się spotykać. Tam nie ma takiej potrzeby, wystarczy wszystko załatwić przez telefon. A w Rosji, Ukrainie, Białorusi czy nawet w Kazachstanie czy Uzbekistanie jest odwrotnie. Najpierw musisz przyjść, porozmawiać, musimy się poznać. A później 20 minut na końcu porozmawiamy o biznesie.
Na Wschodzie najważniejsza jest umiejętność rozmowy dyplomatycznej! Sztuką biznesu jest opanowanie jej na najwyższym poziomie. Ludzie, którzy teoretycznie wiedzą, jak zrobić biznes, a nie umieją rozmawiać, nie zrobią tego biznesu. Mogą mieć niewiarygodnie duże pieniądze, ale one same nie załatwią żadnej sprawy.
A jak wygląda robienie biznesu na Dalekim Wschodzie, czyli co słychać w Chinach?
Chiny oferują niezwykłe możliwości, a Chińczycy obecnie są bardzo otwarci i chcą pokazać, że tak nie do końca oni są przeciwni pokazywaniu światu ich relacji z ludźmi. W Chinach powstał taki system: dobry i zły człowiek – to monitoring wszystkich publicznych nieakceptowanych zachowań. My mamy inny system standardów zachowania i sfery prywatności, ale oni twierdzą, że oni bardzo szybko oduczyli ludzi np. wulgarnego odnoszenia się czy plucia, etc. Dla naszego pokolenia jest to ograniczanie wolności, ale pozostaje pytanie, jak utrzymać półtorej miliarda ludzi w jakimś standardzie życia.
Gospodarka chińska wśród ostatnich trzydziestu lat poszła bardzo do przodu, jednak cały czas jest to bardzo zróżnicowany wewnętrznie kraj, w którym często nawet jeden Chińczyk z drugim, z innego regionu, ma trudności w komunikacji.
Czy zbudujemy z Polski do Chin stały, nowy szlak jedwabny?
Nowa linia kolejowa z Chin do Europy to nie jest coś stałego. To jest projekt na ileś lat. Bardzo lubię praktykować zasady z książki „Sztuka wojny”, bo ona inspiruje mnie, aby analizować nowe relacje w biznesie. Każda relacja ludzka to jest sztuka wojny, bo nie wiesz, kogo masz przed sobą: wroga czy przyjaciela? Nie wiemy tego, prawda?
Odnajduje Pan w tej książce prawdę o ludziach?
Tak, czerpię z tej książki nauki o drugim człowieku. O tym, czy i komu mam ufać, o tym, czy każda napotkana osoba to wróg czy przyjaciel. Bardzo polecam każdemu lekturę, kto pracuje z ludźmi i musi rozpoznawać ludzkie emocje.
Wiele miejsca w Pana zainteresowaniach zajmują także patriotyzm i zamiłowanie do historii i Polski współczesnej.
Tak, wynika to z historii mojej rodziny i nawiązań do wychowania w starej kulturze słowiańskiej. Ważne jest dla mnie to, że nie wybieramy swoich genów, nie możemy odpowiadać za wszystko, co się w naszej historii wydarzyło. Warto, abyśmy jednak mieli świadomość, że umiejętności działalności mamy także po naszych przodkach.
Ostatnie lata to duże perturbacje dla biznesu, zwłaszcza globalnego, ale tak naprawdę każdy z nas myśli o tym, co czeka nas w przyszłości. Czy ma Pan często chwile refleksji na ten temat: co będzie?
Dzieci, a czasami pracownicy, mówią często o mnie: „Prezes nie jest realistą, prezes jest budującym przyszłość”. I ja tak właśnie myślę. Patrzę w przyszłość, ale liczę też na to uniwersum z góry. Pokładam nadzieję we Wszechświat, który pozwala nam patrzeć z wiarą i optymizmem w przyszłość, a nie zatrzymywać się w miejscu.
Takie myślenie pozwala mi ze spokojem patrzeć w przyszłość i cieszyć się tym, co będzie, a nie zatrzymywać i stale rozpatrywać trudności i porażek, bo nie ukrywam, że takie też były. Początek naszej firmy był piękny, bo każdego roku mogliśmy mieliśmy dywidendy. Później kilka lat zdecydowanie trudnych, gdzie właściwie mieliśmy stale sytuację góra – dół. Najczęściej jednak cieszy mnie to, że ludzie, którzy do nas przychodzą, potrafią z takim optymizmem żyć i pracować.
Dzięki zaangażowaniu w działalność dyplomatyczną poznaję wiele nowych, różnych osób i dzięki rozmowom z nimi wiem, że czekają nas jeszcze ciekawe czasy. Wierzę, że przyszłość będzie optymistyczna, bo wojna się skończy i trzeba będzie szykować się do odbudowy tej części Europy Wschodniej.
Duże projekty, podróże, idee, mnóstwo ważnych spraw na co dzień. Znajduje Pan czas na oddech i inne zajęcia poza głównym nurtem zdarzeń?
Jako były piłkarz gram dalej, czyli mam w kalendarzu czas na mecz w każdą środę. Oprócz tego sponsorujemy dwie drużyny futsalu w ekstraklasie. Jedną w Przemyślu, drugą w Sierakowicach. Uważam, że każdy powinien mieć pasję, zwłaszcza sportową, to daje inne spojrzenie. Na przykład, kiedy przyjmuje do pracy nową osobę, pytam, czy lubi grać w zespole, np. w piłkę nożną. Chodzi o wyczucie, że jesteśmy odpowiedzialni za wszystkich, nie tylko za siebie.
Kiedy gram w szachy, to jestem odpowiedzialny tylko za siebie i nie tworzę z nikim drużyny. Tutaj w Universum jest drużyna, oni muszą grać jeden z drugim. Nasza praca to jest gra drużynowa. Aby ze sobą grać w jednej drużynie, trzeba umieć się dogadać. Tego cały czas się uczymy, to ważne zwłaszcza w tak wielokulturowym środowisku.
Pana historia i historia rozwoju firmy Universum pokazują, jak ważna jest rola świadomego lidera, który przeprowadzi swój zespół przez korki, rafy i mielizny, używając nazewnictwa związanego z transportem lądowym czy morskim. Łączy Pan ludzi pod każdym względem i stara się grać zespołowo, nawet na bardzo skomplikowanym gruncie relacji społecznych i politycznych, które na co dzień obecne są w Pańskiej aktywności biznesowej i publicznej. Bez czego nie mógłby Pan realizować swoich nowych, kolejnych pomysłów?
Chciałbym podkreślić, że jako przedsiębiorca z blisko trzydziestoletnim stażem uważam za najważniejszą cechę w biznesie, to może banalnie zabrzmi, umiejętność rozmowy i dyplomacji. Najpierw warto rozmawiać się ze samym sobą, potem dopiero w większej grupie czy zespole. Ale to jest najważniejsza cecha i umiejętność. W każdym biznesie, na małą czy większą skalę.
Mnóstwo pasjonujących tematów z historii Universum na pewno czeka jeszcze na opowiedzenie.
Nazywają mnie czasami „chodzącą historią polskiej logistyki”, a dzieci mówią mi, że powinien kiedyś napisać książkę. Kto wie, może będzie na to jeszcze czas w przyszłości?
Ale cele strategiczne w branży logistycznej dla Pomorza czy Polski same się nie zrealizują.
Mam jeszcze mnóstwo pomysłów na kolejne ogniwa w tym łańcuchu. Naszym celem strategicznym jest teraz branża lotnicza, choć to dopiero początek tych działań. Tam jest przyszłość całej logistyki.
fot. Elena Utivaleeva