POWRÓT/WSTECZ
Boże Narodzenie w Betlejem

 

Rozmowę z siostrą Szczepaną Hrehorowicz, elżbietanką, zaczynam od świąt Bożego Narodzenia.

 

„Może to panią zdziwi, ale w Betlejem Boże Narodzenie nie jest obchodzone szczególnie uroczyście” – mówi siostra. „Zdecydowanie bardziej świętuje się tutaj moment zapalania choinki.

 

Odbywa się to w drugą, a jeśli Adwent jest krótszy, to w pierwszą niedzielę Adwentu. Wtedy przychodzą na plac też muzułmanie, bo to jest czas wspólnej radości, zabawy. Natomiast na Boże Narodzenie są głównie dekoracje na ulicach i w sklepach. Sprzedaje się wiele bożonarodzeniowych gadżetów, podobnych do tych w Polsce. Zresztą chętnie je kupują tutaj Polacy. Na mszę św. w Bazylice Narodzenia Pańskiego o północy mogą wejść tylko osoby ze specjalnymi biletami. Normalny Palestyńczyk właściwie nie ma takiej szansy. Nie ma też wigilii Bożego Narodzenia. Nie ukrywam, że to mnie na początku zaskakiwało. Bo sobie myślałam, gdzie jak gdzie, ale w Betlejem powinny być wielkie święta.

 

Betlejem-27-e1480413888418

 

Natomiast w Home of Peace, czyli w naszym Domu Pokoju, przygotowujemy te święta według polskiego obyczaju i tradycji. Dzieci bardzo się temu dziwią, ale cieszą się z nami naprawdę. Poza Eucharystią, która jest zawsze, przygotowujemy niespodzianki świąteczne. Dzielimy się opłatkiem i to jest pierwsze zdziwienie, szczególnie nowych dzieci, które do nas przychodzą. Robimy czapki Mikołaja, mówimy o pokoju, pojednaniu i miłości. I jest też kolacja wigilijna, na którą zapraszamy rodziny naszych dzieci. Są jasełka, śpiewamy kolędy i oczywiście są prezenty. Cudowną rzeczą jest obserwowanie tej prawdziwej dziecięcej radości nawet z każdego drobiazgu, który dostaną. Muszę też podkreślić, że od czasu do czasu naszym dzieciom prezenty robią także muzułmanie – nasi sąsiedzi. W ciągu tych pięciu lat, jak tutaj, w Betlejem, jestem, było tak już dwa razy. Dla nas to ważne.”

 

Idea Domu Pokoju powstała w 1967 roku po wojnie sześciodniowej izraelsko-palestyńskiej. Stworzyła go siostra Rafaela wbrew różnym przeciwnościom. Biedne, głodne, doświadczone wojną dzieci dosłownie zbierała z ulicy. A potem stworzyła im dom – dom dla sierot na Górze Oliwnej w Jerozolimie.

 

Nowy dom w Betlejem otworzył podwoje w roku 2010.

 

Betlejem-4

 

„W tej chwili w naszym domu jest czworo dzieci, których rodzice już nie żyją” – mówi siostra Szczepana Hrehorowicz. „Pozostałe dzieci – a jest ich aktualnie dwadzieścia dziewięć – to są sieroty społeczne. Najmłodsze dziecko ma pięć lat, a najstarsze szesnaście. Dzieci są z rodzin chrześcijańskich. Są też z nami cztery dorosłe dziewczyny, które pomagają w opiece nad młodszymi i w prowadzeniu domu. Trzy studiują na uniwersytecie, a jedna pracuje w sklepie z dewocjonaliami. We wspólnocie są także trzy siostry i wolontariusze, którzy nas wspierają w codziennych pracach. Przyjeżdżają z Polski, ale też z Niemiec, i była jedna wolontariuszka ze Stanów Zjednoczonych”.

 

„Jak trafiają dzieci do Domu Pokoju w Betlejem?” – pytam siostrę Szczepanę.

 

„Zazwyczaj rodziny proszą o pomoc, czasami taką rodzinę potrzebującą pomocy i wsparcia wskazuje ksiądz proboszcz, czasem siostry Misjonarki Miłości, które chodzą po domach i znają naprawdę biedne rodziny. Kiedy sytuacja jest już bardzo trudna, nam o tym mówią. Dzieci są z Betlejem i okolic, mamy też dwie dziewczynki z Gazy i jedną z Nazaretu.”

 

„My tutaj nie tylko staramy się te dzieci nakarmić, ale także przygotować je do dobrego życia” – dodaje. „Dajemy i wiedzę, i Słowo Boże, czyli wychowanie w duchu chrześcijańskim i edukację. Często przychodzą do nas dzieci niespokojne i zagubione, zbuntowane, z traumą, z brakami emocjonalnymi z dzieciństwa. Mają problemy z koncentracją. Wojna zostawia ślady w ich psychice. Staramy się tłumaczyć im, że wypowiadane w złości zdanie-pogróżka »bo cię zabiję« jest po prostu złe. Na początku jest im zazwyczaj trudno przyzwyczaić się do naszego domu i do nas. My wnikliwie obserwujemy ich zachowania. Jesteśmy z nimi cały czas i staramy się wspierać dzieci w pokonywaniu tych pierwszych oporów i wspólnie rozwiązujemy ich problemy. Czasami, niestety, kontakt z rodziną nie sprzyja zmianie zachowania dzieci. Wtedy musimy długo rozmawiać i z rodzicami, i z dziećmi. Nie jest to łatwe. Z czasem jednak dzieci adaptują się.

 

Nasze dzieci tutaj mieszkają, jest to ich dom i dostosowują się do rytmu dnia, który tutaj panuje. Dzień zaczynamy od porannej modlitwy w naszej kaplicy. Pan Jezus jest dla wszystkich wyzwań chrześcijańskich ten sam i nie mamy problemu, jeśli dziecko nie jest katolikiem.Dzieci chodzą do szkół prowadzonych przez zakony. Lekcje odrabiają w domu, staramy się, by miały też możliwość rozwijania swoich zdolności, np. muzycznych czy plastycznych.”

 

dom pokoju

 

Głównym językiem porozumiewania się w Domu Pokoju w Betlejem jest język arabski, ale dzieci uczą się także języka angielskiego.

 

„Nasze dzieci, kiedy opuszczają nasz dom, są wyedukowane i potrafią dobrze komunikować się po angielsku” – mów siostra Szczepana. „Trochę też nauczą się polskiego. A w szkołach chłopcy uczą się włoskiego, a dziewczynki języka francuskiego.”

 

„Czy wiedzą coś o Polsce? O tak, pokazujemy im, gdzie w Europie leży nasz kraj i tłumaczymy, że dom funkcjonuje dzięki pomocy i wsparciu Polaków” – z radością dodaje siostra Szczepana. „Naprawdę rodacy o nas myślą, mamy darowizny finansowe i celowe.”

 

Wyjeżdżam z Betlejem po raz kolejny przez przejazd ogrodzony drutami, z budką strażniczą i wojskowymi z bronią, i przypominam sobie słowa siostry Szczepany: „W Betlejem mieszkają ludzie, którzy nigdy nie mogli stąd wyjechać i nie widzieli nawet Jerozolimy. To też tragiczna specyfika tego miejsca”.

 

siostra szczepana z dziewczynkami

 

Alina Kietrys

POWRÓT/WSTECZ