POWRÓT/WSTECZ
27. Festiwal Szekspirowski w Gdańsku 

Romeo i Julia 

 

27. Festiwal Szekspirowski w Gdańsku 
Z dystansem…

Opadły emocje i najważniejszy, a zarazem w tym roku najdłuższy, bo trwający dwanaście dni, międzynarodowy festiwal teatralny w Gdańsku przeszedł do historii. Obfitował on w wiele zdarzeń i atrakcji okołoteatralnych, które czasami wydawały się ważniejsze niż to, co działo się z tekstami Szekspira na kilku scenach. Był on również pierwszym samodzielnym doświadczeniem i wyzwaniem dyrektorki Agaty Grendy, która objęła Gdański Teatr Szekspirowski po śmierci prof. Jerzego Limona. Współorganizatorem festiwalu była tak jak w poprzednich latach Fundacja Theatrum Gedanense.

27. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski zmienił formułę. Było jedno jury oceniającym spektakle w trzech konkursach: Złotym Yoricku, konkursie SzekspirOFF i Nowym Yoricku, który wystartował w tym roku z powodzeniem po raz pierwszy. Nowością był również zbiorowy kurator festiwalu. Dominantą natomiast większości zaprezentowanych spektakli były działania artystyczne „na kanwie dzieł Szekspira”. Używano więc artystycznie Szekspira jako pretekstu twórczego. Generalnie 27. festiwal był organizacyjnym wyzwaniem dla Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego i Fundacji Theatrum Gedanense. Niemal wszyscy dali sobie bardzo dobrze radę z mnogością zdarzeń. Dopisała frekwencja, choć liczba miejsc festiwalowych jak na najważniejszy festiwal teatralny w Trójmieście nie była niestety imponująca, bo trwał remont Teatru Wybrzeże.

Program tegorocznego festiwalu układało trzynaście osób i miał to być przejaw demokratyzacji pracy w Teatrze Szekspirowskim. Niestety, dokonano wyborów ze sporą dozą mało uzasadnionej tolerancji artystycznej.

Od kilku lat zmniejsza się wyraźnie zainteresowanie dziełami Szekspira wśród polskich reżyserów. Pojawiła się opinia, że to nie jest czas na granie Szekspira, bo dzisiaj dominuje charakter postdramatyczny teatru, a więc Szekspir może być zaledwie kanwą do konstruowania teatralnych wizji. Ten nurt ma sporo wyznawców, co było widać na festiwalu. Ponadto teatr stał się w większym stopniu inkluzywnym, zatem i dramaty stratfordczyka stały się mniej ważne. 

Do nagrody Złotego Yoricka, konkursu na najlepszą polską inscenizację dzieł Williama Szekspira oraz utworów inspirowanych dziełami Szekspira, wybrano pięć spektakli z dwunastu szekspirowskich przedstawień obecnych w minionym sezonie we wszystkich polskich teatrach. Łukasz Drewniak, od lat selekcjoner Złotego Yoricka, konfrontował swoje wybory ze zbiorowym kuratorem festiwalowym. I niestety, trudno mi uznać wytypowane w tym roku spektakle za znakomite zdarzenia artystyczne. Dla mnie ten festiwal i jego tradycja to prezentowanie przedstawień konkursowych głęboko osadzonych w tekstach Szekspira bądź wyraźnie sprowokowanych artystycznie jego utworami. 

Podobał się i słusznie publiczności spektakl „How Beauteous Mankind is!” w reżyserii Sławka Krawczyńskiego i Anny Godowskiej z Fundacji Teatru Realistycznego / Święto Snów z dobrym pomysłem formalnym, którego atutem było przede wszystkim aktorstwo. Wystąpili Borys Jaźnicki i Wojciech Jaworski – sprawni, sugestywni i cieleśni. Dwuosobowa szekspirowska „Burza” była w tej wersji opowieścią niewolników Prospera – Ariela i Kalibana. 

Natomiast rozczarował mnie „Sen nocy letniej” w reżyserii duetu Krofta/Wojtyszko, przywieziony na festiwal przez Wrocławski Teatr Lalek. Dwugodzinne przedstawienie zrealizowano tradycyjnie, z teatralną łopatologią, co przytłoczyło fantastykę Szekspira. Bogate, błyszczące, bardzo kolorowe kostiumy stanowiły główny rys spektaklu. Przerysowane charaktery bohaterów odebrały finezję tej komedii. Przepych inscenizacyjny i trud w odgrywaniu niektórych ról przykrył Szekspirowską niejednoznaczność „Snu nocy letniej”. Szkoda.

Trzy pozostałe spektakle w konkursie o nagrodę Złotego Yoricka miały wspólny mianownik kreacyjny – udział artystów z niepełnosprawnościami. Jury konkursu nagrodziło przedstawienie „Romeo i Julia” z Teatru im. Słowackiego z Krakowa, który wyreżyserowały Dominika Feiglewicz i Zdenka Pszczołowska. Feiglewicz od kilku lat realizuje spektakle z osobami wykluczonymi, np. bezdomnymi lub z niepełnosprawnościami – niesłyszącymi czy z afazją. Tym razem spektakl „Romeo i Julia” był opowieścią o miłości w dwóch językach: migowym i polskim. Były dwie Julie i dwóch aktorów grających Romea. Jedna para kochanków była słysząca, a druga głucha. Ich emocje przeplatały paralelnie w bliskości miłosnych uniesień. Opowieść o uczuciach stanowiła kwintesencję przedstawienia. Reżyserki zrezygnowały z wielu wątków szekspirowskiego dramatu. Nie poruszył mnie ten spektakl, tak jak dostojnych jurorów. 

Dwa pozostałe widowiska niosły ważne treści, choć w obu realizacjach utwory Szekspira posłużyły jako pretekst do opowiedzenia o dramatach osób z niepełnosprawnościami, o wykluczonych i ograniczeniach w przeżywaniu ważnych doznań. 

Gdański spektakl Teatru Razem (działającego w siedzibie Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego) zakwalifikowany do Złotego Yoricka nosi tytuł „Podchodzisz moją samotność”. Wyreżyserowała to przedstawienie Dorota Bielska, która razem z założycielem tego teatru Jarosławem Rebelińskim realizuje z tym zespołem projekty artystyczne jako YouArt. Spektakl powstał w ramach grantu „Szekspir dla każdego” w projekcie „Kultura bez granic”. Występują w tym zespole na żywo tylko aktorzy z niepełnosprawnościami. Tytuł widowiska jest cytatem z „Romea i Julii”. Opowieść o miłości rozpisano na kilka par, które szukają swego szczęścia. Nie jest to łatwe, bowiem świat, który ich otacza nie pozwala na miłość ludziom niepełnosprawnym. Ten spektakl mniej porusza tekstem Szekspira, bardziej autentycznością zachowań wykonawców na scenie.

Teatr Współczesny ze Szczecina zaprezentował „Sen nocy letniej” w reżyserii Justyny Sobczyk – założycielki Teatru 21, i Jakuba Skrzywanka – dyrektora artystycznego szczecińskiej sceny. Ta opowieść toczyła się w dwóch światach – szekspirowskim z udziałem m.in. Tezeusza, Hipolity i Oberona, oraz wątku współczesnego – reportersko-publicystycznego, który opowiadał o autentycznym zdarzeniu z życia Kuby Sulewskiego dotkniętego porażeniem mózgowym. Pojechał on do Brukseli, by skorzystać ze wsparcia asystentki seksualnej, zwanej w spektaklu sex workerką. Szczególne miejsce w przedstawieniu miał Klub Adoratorów Miłości Prawdziwej, który walczy o czystą miłość zgodną z przykazaniami Kościoła Katolickiego. To spektakl drażniący, przerażający, oskarżycielski i bolesny. Najmniej w nim Szekspira, najwięcej sprzeciwu wobec polskiego prawa, politycznych poprawności i naszej obojętności.

Nowa inicjatywa festiwalu konkurs Nowy Yorick miał zainteresować Szekspirem młodych twórców: studentów szkół teatralnych i startujących w zawodzie reżyserów. Z 27 zgłoszonych propozycji dyrektorzy teatrów wybrali trzy: „Zimową opowieść”, „Ryszarda III” i „Lover’s Complaint”. Nagroda trafiła do Pameli Leończyk i Doroty Sobik za spektakl „Zimowa opowieść” przygotowany w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hübnera w Warszawie. To zaledwie szkic, pokaz „work in progres”. Aktorzy korzystali z tekstu wyświetlanego na ścianach. To był ciekawy wstęp, ale jeszcze nie gotowy spektakl. Zwróciłam również uwagę na „Ryszarda III” w reżyserii Jana Marka Kamińskiego, freudowskie widowisko interesujące dzięki odtwórcy głównej roli. Dominik Rubaj gra Ryszarda III wyraziście, a wszystkie żądze w świecie władcy są tak samo ważne. Ciekawa była scenografia Eweliny Węgiel. Ten projekt powstał w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. 

Miał ten festiwal swoje perełki inscenizacyjne, choć nie było ich zbyt wiele. Od lat jestem fanką dorobku Grupy Artystycznej Łódź Kaliska. Oglądałam ich cudownie absurdalne i gorzkie spektakle w czasach słusznie minionych. A na gdańskim Festiwalu Szekspirowskim Łódź Kaliska zaprezentowała piętnastominutową operę syntetyczną „Makbet ŁK’A”, „Szepty i podszepty”. Była to performerska prowokacja artystyczna. W tym „operowym” syntetycznym Makbecie, który łka artyści przekrzykiwali się nie tylko tekstem z Szekspira. A kogo usłyszy widz, decydował realizator dźwięku obsługujący mikroporty aktorów. Na szczęście był improwizujący Michał Urbaniak, śpiewała Karolina Szymańska-Madziarz i wystąpiły – jak w „Makbecie” – trzy wiedźmy (nagie nimfy?). Połączenie widowiska z bankietem też miało urok. 

Natomiast na pewno warto było obejrzeć i zapamiętać „Hamleta” w rytmie flamenco. Do Gdańska trafił wyborny „Hamlet. The dance of the melancholic” zaprezentowany przez Shakespeare Flamenco. Znakomity Jesús Herrera, choreograf i tancerz, laureat prestiżowych konkursów, stworzył spektakl, w którym każda z szekspirowskich postaci ma swój interpretacyjny, taneczny, rytmiczny styl i charakter. Herrera w roli Hamleta był przejmujący, ale też perfekcyjnie żywiołowy, zmysłowy i sugestywny. Fantastyczna była wokaliza Mariany Fernandez. Znakomicie brzmiał Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego. To było wykonanie podnoszące estetyczne przeżycia. Było to widowisko ważne i warte zapamiętania z tego festiwalu
Również Kijowski Narodowy Teatr Akademicki Mołodyj z Ukrainy zaprezentował naprawdę urodziwy „Sen nocy letniej” w reżyserii Andrija Bilousa. Spektakl zrealizowany prostymi środkami, właściwie bez scenografii. Szóstka aktorów gra na pustej scenie w jednakowych lnianych uniformach, które łatwo skojarzyć z ludyczną zabawą. Reżyser zrezygnował z niektórych wątków w dramacie Szekspira, ale nie zubożyło to inscenizacji. Najważniejszymi tożsamościowymi identyfikatorami spektaklu były ukraińskie wątki ludowe pięknie wpisane w fabułę widowiska. Noc Iwana Kupała jest najkrótszą nocą w rocznym kalendarzu ukraińskim, nic więc dziwnego, że została wykorzystana w spektaklu, wszak „Sen nocy letniej” też „rozgrywa się” w jedną noc. Ukraińskie kupałowe dumki wzbogaciły nastrój spektaklu, a Lizander z opaską Hucułów czy wykorzystanie motanek – tradycyjnych słowiańskich (i ukraińskich) lalek-talizmanów – to były świetne pomysły inscenizacyjne. Niezwykłe w tym spektaklu były też role młodych aktorów, które wymagały ogromnej dyscypliny scenicznej, spójności, werwy i akrobatycznych umiejętności. Ten spektakl osadzony w szekspirowskim tekście był pięknym estetycznie i literacko zdarzeniem artystycznym na tym festiwalu.

Ponad rok festiwal szekspirowski czekał na „Projekt Burza” – ostatnią produkcję legendarnego Petera Brooka, z która przyjechał Teatr Bouffes du Nord z Francji. To było doświadczenie teatralnej w prostoty i jasności przekazu. Tekst artyści mówili wprost do widowni, bez żadnych udziwnień i dodatkowych treści. Tak jak chciał Brook razem z Marie-Hélene Estienne, wszystko było „czyste, bez skomplikowanej i rozbudowanej inscenizacji”. Dla mnie był to spektakl, w którym aktorzy byli perfekcyjni i nad którym unosił się ascetyczny duch Petera Brooka w jego piątej realizacji „Burzy” Szekspira. Wzruszającym momentem była recytacja ulubionego przez Brooka „Sonetu” Szekspira. Wtedy to powoli i majestatycznie otworzył się potężny dach Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Hołd Brookowi i jego „żywej tajemnicy” został złożony w Gdańsku. 

Pod koniec festiwalu spore zamieszenie nie tylko artystyczne spowodowała belgijska grupa Needcompany widowiskiem „Billy’s Joy”. Był to spektakl wyprodukowany m.in. wspólnie z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim. 

Needcompany jest grupą artystyczną założoną w roku 1986 przez Jana Lauwersa i Grace Ellen Barkey. Należy też do tego kolektywu od ponad dwudziestu lat również Maarten Seghers. Czekano na ten spektakl z ożywieniem, bo pamiętano, co przed dwoma laty zaprezentował Victor Afung Lauwers w spektaklu „Billy’s Violence”. Z dziesięciu tragedii Szekspira wybrał bohaterów i zbudował intymne, pełne okrucieństwa i gwałtu dialogi między kobietą a mężczyzną. W tym roku inspiracji poszukał w komediach Szekspira i stworzył spektakl „Billy’s Joy”. To było brawurowe, energetyczne, ostro zagrane i zatańczone widowisko. Prowokujące teksty (nie Szekspira), odwołujące się do współczesności łamały schematy, ironiczne erotyczne manifesty nawoływały do godnego traktowania różnorodności płciowej. Nagość w finałowej scenie miała pozbawić widzów kompleksów i uprzedzeń. Mnie rozśmieszyła. Ciekawa zespołowa robota aktorska była największym atutem tego spektaklu.

Oczywiście nie opisałam wszystkich spektakli 27. festiwalu, bo samych premier na tym festiwalu było dziesięć. Każdy więc mógł szukać swoich przedstawień. Moich nie było na tym festiwalu zbyt wiele.

Alina Kietrys


Fot. Dawid Linkowski

 

 


Łódź Kaliska

Lear 

Billy's Joy

Very funny 

Sen Nocy Letniej 

 

 

POWRÓT/WSTECZ