POWRÓT/WSTECZ
Doktorat, habilitacja i profesura Skracam dystans

Doktorat, habilitacja i profesura
Skracam dystans

Z Dorotą Kolak, honorowym gościem Gali Pracodawców Pomorza, rozmawiała Alina Kietrys

 

 

Na Gali Pracodawców Pomorza podpisywałaś wszystkim gościom drugą książkę o sobie, która nosi tytuł „Skąd ja Panią znam”. Jest to jest wywiad- rzeka. Niedawno odbyła się oficjalna promocja tej książki w Gdańsku. W Ratuszu Staromiejskim były tłumy.
Jest to druga publikacja o mojej pracy i aktorskich dokonaniach. Pierwszą napisała Barbara Kanold, a drugą, która jest długą rozmową ze mną w „Skąd ja Panią znam”, przeprowadziła Katarzyna Ostrowska. Kiedy Basia Kanold pisała pierwszą książkę, to siedziałyśmy w tej samej garderobie teatralnej, w której jesteśmy teraz. Tutaj wybierałyśmy wszystkie zdjęcia, to dość żmudna praca. Wymagała cierpliwości i były to głównie wspomnienia z mojej pracy w Teatrze Wybrzeże. A ta druga książka dotyczy już całej mojej pracy artystycznej teatralnej, filmowej, również mego rodzinnego domu w Krakowie i różnych innych działań, np. pedagogicznych. 

Pierwsze pytanie w tej nowej książce dotyczy krzesła na planie filmowym. To rzeczywiście takie ważne?
Oj tak. Na planie filmowy jest zawsze bardzo dużo ludzi i bardzo długo się czeka, w słońcu i deszczu. Różnie bywa. To są często bardzo, ale to bardzo długie minuty czekania na swoje ujęcie. I rzeczywiście posiadanie własnego krzesła jest rodzajem luksusu. To też czysta opieka nad samym sobą, żeby jednak nie tracić sił na stanie czy chodzenie bez sensu.

Wróciłaś właśnie z Zakopanego z kolejnego planu filmowego.
Tak. Kręcimy teraz drugą część filmu, który powstawał w ubiegłym roku i trafił na festiwal w Gdyni, do kin, a także na platformy cyfrowe, zdobył kilka nagród i cieszył się naprawdę dużym zainteresowaniem i popularnością. „Za duży na bajki” jest miłą opowieścią o niespodziewanych relacjach rodzinnych. To historia chłopca, który nie ma taty, a mama ma właśnie zdrowotne kłopoty i do domu zjeżdża ciotka, która przewraca życie młodego człowieka do góry nogami.

I Ty jesteś tą ciotką…trochę ciotką heterą.
No tak. Rzeczywiście przeorganizowuję wszystko w życiu Waldka i w jego dotychczasowych nawykach i zainteresowaniach.

Jeśli ktoś z Państwa jeszcze nie widział tej zabawnej i mądrej komedii, to polecam film „Za duży na bajki”. Szczególnie warto, by obejrzeli go rodzice nastolatków. Najlepiej razem ze swoimi dziećmi.
Też tak uważam. Naprawdę film ma dobry scenariusz, taki życiowy i jest ciekawie zrobiony. Warto mu poświęcić uwagę. Obsada drugiej części filmu, którą teraz kręcimy, jest właściwie taka sama, szczególnie jeśli chodzi o młodych wykonawców. Nie o wszystkim mogę powiedzieć, bo takie mam zobowiązania wobec twórców i producenta, żeby nie zdradzać szczegółów, ale mogę zdradzić, że producent pomyślała, żeby akcję filmu przenieść do Zakopanego. Ten film, jak się okazało, również na świecie miał bardzo szeroki odbiór i uznano, że dobrze będzie pokazać piękne, polskie krajobrazy. Zdjęcia – na szczęście – nie są kręcone w samym Zakopanym, wyjeżdżamy trochę wyżej, więc widoki są oszałamiające. Hale z owcami, ośnieżone Tatry, słońce, błękitne niebo. Pejzaże marzenie, więc jeśli chodzi o widoki, będzie wspaniale.

Szukanie autorytetów przez dorastającą młodzież, potrzeba wsparcia dorosłych, a nie tylko kasa na kolejny gadżet, który ma zastąpić rodzicielską miłość, to naprawdę ważny temat.
Oczywiście. Czasami mam wrażenie, że dorosłym wydaje się, że to się samo robi, że ten proces dojrzewania młodych ludzi dzieje się sam. Dziecko samo się wychowuje obok nas, być może wspierają go media, szczególnie te społecznościowe. I to one za nas robią robotę. Wiele problemów zrzuca się też na szkołę. A tak naprawdę najważniejszy jest dom i miejsce młodego człowiek w nim. I im większa jest ta rodzinna wioska, może to być ciotka, babcia, wujenka, stryjenka, dziadek i cała reszta, tym lepsze działanie. Mam nadzieję, że ta druga część filmu też wzbudzi takie zainteresowanie jak pierwsza.
Oby. Ale teraz zmiana tematu. Serdeczne gratulacje z okazji tytułu profesora belwederskiego. Wspaniałe osiągniecie, dość rzadkie w zawodzie aktorskim.
To moje dochodzenie do profesury ma dwa korzenie. I o nich muszę opowiedzieć. Pierwszy korzeń jest dla mnie bardziej przykry, choć w sytuacji nominacji może to zabrzmieć dziwnie. Otóż mój tata, który był kierownikiem technicznym w Teatrze Starym w Krakowie i w Teatrze Bagatela, też w Krakowie, kiedy wracałam z pracy, bardzo często w domu w niewybrednych słowach mówił o tym, jak aktorzy się zachowują, co mówią, co jest z ich logiką i sposobem myślenia. Zawsze podawał przykłady. Ja tego się nasłuchałam. Potem w szkole teatralnej taka była też metoda, choć oczywiście nie wszyscy ją kultywowali, że powtarzano: nie myśl tyle, tylko graj, nie gadaj tyle, tylko graj! Proces intelektualny w tym zawodzie był traktowany pogardliwie. Początkowo na to nie zwracałam uwagi, ale im byłam starsza, im tych ról było więcej, im bardziej sobie uświadamiałam, ile ja muszę przeczytać, obejrzeć, zrozumieć, żeby sobie wszystko ustawić, stworzyć postać i ile też. A więc muszę zebrać doświadczeń, inspiracji, które czasami otwierają jakąś klamkę, żeby dobrze trafić w swoją rolę, tym bardziej zaczęłam zwracać uwagę właśnie na te działania intelektualne. Zaczęłam rozumieć, że nazywając ten zawód od czasu do czasu zawodem artystycznym, można też go nazwać zawodem twórczym, a nie tylko odtwórczym. A więc to musi być opisywanie, baza, kryteria. To jest również rzemiosło, które należy analizować. Książek o aktorstwie w Polsce nie jest wiele. Na świecie jest lepiej. Musiałam sama otwierać wiele „drzwi”. Postanowiłam sobie też udowodnić, że nie jestem tylko jakimś podwykonawcą, że to reżyser ma tylko głowę i myśli za mnie. Stąd się wziął najpierw mój doktorat, który dotyczył teatru operowego, bo zajmowałam się tą formą, potem była habilitacja na temat, który mnie bardzo w teatrze interesuje: ciało aktora w przestrzeni, a do profesury to był kolejny esej dotyczący procesu twórczego.

Ciało aktora w teatralnej przestrzeni budzi ciągle wiele pytań. Często pojawia się zarzut, że nadużywa się w teatrze szczególnie nagiego ciała aktorów i „rozbieranki” służą teatralnej kasie, a nie wartościom artystycznym. Czy tak?
To jest bardzo indywidualny proces i działanie. Krystian Lupa bardzo dosadnie mówi o tym w swojej książce. Jeśli ktoś całe życie był „ogaciowany” i bał się własnej cielesności, no to potem z tym ma problem. Zawsze jest takie pytanie: jak ta cielesność zostaje użyta. Czy to jest rozbieranie aktorów jak leci, czy to pełni jakąś funkcję w spektaklu. Jeśli jest uzasadnione artystycznie, nie mam wątpliwości, że służy sztuce. A kolejna sprawa, to jest zgoda aktora na to rozebranie. Dziś na szczęście przyszły czasy, kiedy aktor może powiedzieć nie!

I traci wówczas rolę.
No może tak być, ale nie przypuszczam, żeby w każdym przypadku. Historia nagości w sztuce jest bardzo długa. Jakoś nikt nie kwestionował owej nagości w sztukach plastycznych: malarstwie, rzeźbie. Przez chwilę, co prawda, zasłaniano listkami figowymi penisy, ale potem zaniechano. A nagość w literackich opisach czy w filmach nie są czymś nadzwyczajnym. Do teatru nagość weszła najpóźniej. Pierwszy ładny akt na polskiej scenie był w Teatrze Stu w Krakowie, w sztuce „Spadanie”.

Tę sztukę Różewicza wystawiono ponad pięćdziesiąt lat temu. Twój repertuar w Teatrze Wybrzeże to wielorakość i różnorodność, można go określić jako swoistą twórczą amplitudę. To zapewne ważne.
Tak, taka różnorodność dobrze mi robi po prostu. Zawsze też na to namawiam studentów, żeby mogli dotknąć różnych gatunków i stylów. A jak dokonuje wyborów? Różnie. Czasami uwiedzie mnie scenariusz, czasami inspirują mnie pozaartystyczne doświadczenia, po prostu życie, ale czasami wybieram lżejszy repertuar dla własnej psychicznej higieny. Były już takie miesiące, że grałam główne role w „Trojankach” Eurypidesa, w „Placu bohaterów” Berharda, w „Resztkach Murawskiego” i w „Niepokoju” Wyrypajewa. Jak mówi młodzież, miałam „zrytą banię”. Więc musiałam się ratować, bo emocjonalnie taki trudny, gęsty repertuar jest wyczerpujący. Więc kiedy na planie filmowym w siwej peruce latam jako zwariowana ciotka, to też mi dobrze robi. Podobnie było z „Seksem dla opornych”, który przez lata grałam z Mirkiem Baką.

W zespole Teatru Wybrzeże jesteś topową aktorką, jak koleżanki i koledzy traktują gwiazdę, obchodzą Cię wielkim łukiem, boją się Ciebie?
To ciekawe pytanie. Naprawdę. Mam poczucie, że powinnam być dla młodszych w zespole wzorem, że to jest jakiś mój obowiązek. I nie mówię tutaj tylko o czysto aktorskich moich reakcjach, choć czasami stwierdzam: „nie słychać”. Staram się być słyszalna, staram się być zrozumiała, mieć porządną dykcję, bo to mój pierwotny obowiązek wobec widza. Staram się też upowszechniać wzorce podstawowe: nie spóźniam się, przychodzę na próbę przygotowana, to znaczy nie dukam tekstu, tylko go umiem. Nie chciałabym jednak, żeby mnie obchodzili wielkim łukiem. Jeżeli gram z młodymi ludźmi, to skracam dystans, przechodzę na ty, pytam, czy im pasuje, to co ja proponuję w mojej roli. Przecież nie jestem w teatrze na wyspie. Zależy mi na bliskim, żywym kontakcie z koleżankami i kolegami, i na dobrych relacjach w zespole.

Czy pomaga to, że Kasia Michalska – Twoja córka, jest też w zespole?
Mnie to jak mnie, ale wiem, że mojej córce nie jest z tym łatwo. Posiadanie matki w zespole to nie jest komfortowa sytuacja.

A w domu dyrektor teatru i dwie aktorki. Mijacie się…?
Trochę się mijamy też. Ale to nie jest zły trójkąt. Punkt widzenia dyrektora teatru i młodej aktorki bywa różny i ja mam też swoje zdanie. Dyskusje czasami są choleryczne, bo to naturalne w tym zawodzie, ale nigdy nie zostawiamy spraw niewyjaśnionych, zawsz wracamy do rozmowy, żeby sobie dopowiedzieć resztę. Oglądamy różne sprawy z trzech różnych punktów widzenia. To jest niezłe.

A jak odpoczywasz, jak się resetujesz?
To zabrzmi banalnie, ale zawsze w kontakcie z naturą. Jeździmy do siebie na Kaszuby, idę do lasu, kąpię się w zimny jeziorze, siedzę i patrzę na zielone. To mnie uspakaja. A jeśli nie mogę wyjechać, to idę do parku i wędruje. Ja jestem chodziarzem, piechurem. Nie uprawiam żadnych sportów, bo mnie nudzą. Natomiast długie wędrówki w spokojnym, moim rytmie są moim żywiołem.

Chodzisz więc po swojemu. A co Cię dzisiaj drażni w tym naszym świecie, poza polityką?
Gdyby to tak zapakować do jednej paczki, to drażni mnie wszystko, co idzie na skróty, wszystko co jest skompensowane: trzy tygodnie prób bez przerwy, szybkie jedzenie w McDonald’sie, wymaganie, żebym w dwa dni przeczytała scenariusz i od razu podjęła decyzję – słowem wszystko, co zmusza mnie do przyspieszenia. Nie lubię też latać samolotem, bo to nie jest podróżowanie. Świata się nie widzi i wszystko zgniecione jest do dwóch, trzech, godzin. No nie lubię tego. A radość mi sprawia wszystko, co trwa, co pozwala wyciekać czasowi, a ja nie muszę pędzić. I idąc od tramwaju do siebie do domu, mogę podziwiać, jak świat się zmienia. Mogę też czytać w swoim rytmie, jeśli dwie kartki dziennie, to dwie. A jak jestem na Kaszubach, to stoję przy kuchence i mieszam zupę w garnku i gapię się przez okno. I mieszam sobie, a obiad będzie później, bo teraz mieszam. Lubię taki slow.

Uczysz tego studentów?
Niestety nie. Ten zawód wymaga dyspozycyjności i stałej gotowości. Zapotrzebowanie na różnorodność zmusza ich do szybkości. Oni często muszą być gotowi na pstryk.

Co jest najtrudniejsze w procesie dydaktycznym w tym zawodzie?
Powiedzieć komuś, że źle wybrał, kiedy widzę, podejrzewam, że mimo ciężkiej pracy nie będzie sukcesu. Trudno to powiedzieć, a moje doświadczenia wskazują, że też się myliłam i w jedną, i w drugą stronę. Wieściłam sukces, a przepadło. Zdarzało się, choć nie często. Nie umiem powiedzieć młodemu człowiekowi: zajmij się czymś innym.

A próbowałaś?
Nie, bo uważam, że nie mam do tego prawa. Dopóki człowiek żyje, wszystko się może zdarzyć. Nie odważyłabym się zabierać nadziei. Nie mam takiego prawa.

A wobec siebie jaka jesteś?
Musiałam sobie kilka razy powiedzieć: zaryzykuj, żeby dokonać wyboru. Zawodowego. I to zaryzykuj, dobrze mi zrobiło i ciągle siedzi mi za kołnierzem.

Dziękuję za rozmowę, gratuluję profesury i do zobaczenia. 
 

 

 

Fot. żródło, www.wikipedia.org

POWRÓT/WSTECZ