POWRÓT/WSTECZ
Benefis Doroty Stalińskiej Brawa, kwiaty i wzruszeniav

 

Czterdzieści lat mija od prapremiery monodramu „Żmija” według Aleksego Tołstoja w wykonaniu Doroty Stalińskiej, z jej scenografią i kostiumami. Prapremiera odbyła się w 1978 roku na Festiwalu Teatrów Jednego Aktora w Toruniu, Stalińską uhonorowano wówczas Grand Prix. Słusznie pisano, że to niezwykle gęste, świetne aktorsko i inscenizacyjnie przedstawienie. Opowieść panienki z dobrej rodziny, którą przeczołgały po błocie i żołnierskich koszarach wojna i Rewolucja Październikowa, pełna jest najmroczniejszych zdarzeń. Jej buta, ale i uległość, niespełniona miłość i narastająca nienawiść, przełykane z bezsilności łzy i zdeptana godność – to wszystko buduje tę opowieść. Stalińska przytłacza i porywa, przeraża i wbija widza w fotel. Jest wyrazista, dosadna i przejmująca. Czterdzieści lat nie zaszkodziło temu spektaklowi. Stalińska inaczej tylko rozgrywa dramat swej bohaterki. Z większą uwagą. To swoisty fenomen.

 

„Żmija” była pierwszą częścią benefisu aktorki urodzonej w Gdańsku i grającej kiedyś na deskach Teatru Wybrzeże. Stalińska zagrała w ponad trzydziestu filmach i serialach, była ulubioną odtwórczynią głównych ról w filmach Barbary Sass-Zdort. Z rolę w filmie „Bez miłości” zdobyła nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w 1980 roku, jeszcze wówczas w Gdańsku, a za rolę w filmie „Krzyk” nagrodę na festiwalu filmowym w San Sebastian. Uhonorowano ją również nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego za debiut.

 

Uroczysty wieczór w Gdańsku składał się z dwóch części. Po monodramie przyszedł czas na recital i promocję wierszy aktorki, a wydała trzy tomiki, z których do gustu gdańskiej publiczności przypadł szczególnie „Agape”. Stalińska ma świetny kontakt z widownią. Jest aktorką dramatyczną i kabaretową, dobrze brzmi, śpiewając nawet z półplaybacku. To piosenka aktorska z ciekawą interpretacją, pomysłową inscenizacją. Stalińska z wyczuciem recytującą liryczne teksty. Słowem mieni się na scenie różnymi barwami. Bawi do łez i czasami zasmuca i wie, że dobrze zbudowane show to przede wszystkim ona – w świetnej kondycji, otwarta, szczera i bezpośrednia.

 

To był bardzo udany wieczór. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz wręczył zaprzyjaźnionej gdańszczance bukiet herbacianych róż i nagrodę za bezgraniczną miłość do miasta nad Motławą. A Dorota Stalińska przed niespełna rokiem w wywiadzie udzielonym specjalnie dla „Magazynu Pomorskiego” mówiła: „Gdańsk ciągle jest we mnie, jest moim miastem i ciągle jest to moje miejsce... Przyjeżdżam, choć ostatnio udaje mi się to coraz rzadziej. Kiedyś częściej grałam w Gdańsku, teraz niestety już nie. Więc coraz trudniej wyrwać mi się od moich obowiązków, ot tak, żeby tylko wpaść do Trójmiasta, przejść się brzegiem morza i spotkać się z przyjaciółmi, by zaspokoić swoje duchowe tęsknoty i potrzeby. (…) Szum morza działa na mnie znakomicie. Lubię zapatrzeć się w wodę i powspominać dawne czasy, i pomyśleć spokojnie co dalej. Od czterdziestu lat jeżdżę po Polsce ze swoimi spektaklami i koncertami... i to daje mi siłę i pewność, że jestem ludziom potrzebna. Od osiemnastu lat działa też Fundacja Doroty Stalińskiej Nadzieja zajmująca się bezpieczeństwem na drogach. Jestem też radną województwa mazowieckiego. (…) Jestem z takiego domu, który był otwarty na świat, i bardzo ważne było dla nas to, co dzieje się dookoła. Nie wyłączam się z rzeczywistości, bo tak jestem skonstruowana”.


Alina Kietrys

POWRÓT/WSTECZ