W upale na rydwanie...

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Gdańskim

Nie tylko upał jest tematem dnia. Zmiany klimatyczne każdy, kto ma więcej niż kilkanaście lat, widzi gołym okiem, a ściślej odczuwa je gołym, własnym ciałem. Niektórzy nawet głową, jeśli jej w porę nie osłonią.

W  odróżnieniu od wszystkich gorliwie pracujących, ostatnio zrobiłam sobie urlop. By uspokoić zazdrośników, od razu wyznam, że za chwilę znowu wracam i będę tyrać. Taki los w zawodach niby wolnych. Człowiek sam wyznacza sobie rytm. Ad rem, czyli do wyjazdów, które kształcą ustawicznie. Zacznę od ulubionej PKP i pendolino. Lubię strefę ciszy, w której donośnym głosem pytają: „Kawa, herbata czy woda?”, a  chwilę potem z głośników ryczy komunikat zachęcający do spożycia posiłku. Nota bene od kilku miesięcy witająca z głośnika pani ciągle zacina się na początku. Zacina się też sprzątanie przez PKP terenów wjazdowych do Gdańska. Przy torach istny chlew: rozerwane siatki, worki, walające się plastiki i wszelkie paskudztwa – tak w dumnym mieście witają przyjezdnych. Piękna wizytówka! Z daleka od Gdańska usłyszałam o „aferze” z „Rydwanem” Joanny Rajkowskiej, dziełem składającym się z wielu elementów. Rajkowska jest dojrzałą artystką, dobrze znaną i cenioną na światowym rynku sztuki współczesnej. Prace Rajkowskiej są unikatowe i bardzo rzadko trafiają do galerii, bo artystka – jak mówią znawcy – nie produkuje niczego na sprzedaż, zajmuje się sztuką publiczną, ważną społecznie. To naprawdę wielka sprawa, że Gdańsk stał się mądrym mecenasem sztuki współczesnej. I kupił „Rydwan” – rzeźbę razem ze szkicami, fotografiami (35 sztuk) i prezentacją multimedialną. Z tego co wiem, koszt wytworzenia dzieła przewyższa cenę zapłaconą przez miasto. Ale i tak rozpętano nagonkę. Politycy samorządowi wespół z niektórymi lokalnymi mediami stali się ekspertami od sztuki współczesnej. Włączyły się media społecznościowe, w których każdy jest znawcą, i przetoczyła się dyskusja o  fatalnym wydawaniu środków publicznych z  miejskiej kasy na sztukę. Rzeczywistość populistycznego Gdańska zaskrzeczała nad „Rydwanem” Rajkowskiej, choć jej „Palma” na Rondzie de Gaulle’a w Warszawie jest już ulukrowanym i  zaakceptowanym przez mieszkańców stolicy obiektem. Gdyby choć pokrzykujący i karcący panią prezydent Aleksandrę Dulkiewicz (bo na to dzieło wydano z kasy miasta prawie 147 tysięcy złotych) obejrzeli i przeanalizowali dostępne w Internecie filmy Joanny Rajkowskiej, np. „Basię”, albo jej projekty – węgierski czy warszawski „Dotleniacze”. Może nie byłoby tej niepotrzebnej burzy w szklance wody, a zamiast zapiekłości pojawiłby się powód do dumy, bo w przyszłym roku w Gdańsku ma odbyć się prestiżowy międzynarodowy zjazd znawców sztuki współczesnej zrzeszonych przy UNESCO. Mają oni przyjechać na zaproszenie miasta i Anety Szyłak, pełnomocniczki ds. powstającego Nowego Muzeum Sztuki NOMUS. Wychodząc z lokalnego ogródka, namawiam na podróże – nawet w ten upał. Byłam w  świecie, blisko Bellinzony, gdzie czystość i  porządne autostrady, bezpieczne tunele wyznaczają rytm dnia, a uśmiechający się na ulicy ludzie są po prostu życzliwi. Byłam też w Warszawie i Krakowie. Wieczory spędzałam w teatrach, bo to lubię najbardziej. W Powszechnym im. Zygmunta Hübnera (reżysera ongiś związanego z Gdańskiem) obejrzałam głośny spektakl „Mein Kampf”. To wstrząsające, publicystyczne widowisko dla dorosłych, którzy na teatr patrzą z  dystansem i  przekonaniem, że spektakl ma poruszyć, może nawet zirytować widza. Teatr Powszechny drażni i  prowokuje świadomie. Reżyser tego spektaklu, Jakub Skrzywanek, razem z dramaturgiem Grzegorzem Niziołkiem drażnią widzów tekstem Hitlera. Tony publicystyczne nazistowskie wpisują się w świat, który nas otacza. Druga część spektaklu w  robocie reżyserskiej jest dość prymitywna, jednak muzyka Karola Nepelskiego – kompozytora rodem z Wejherowa, absolwenta Politechniki Gdańskiej i Akademii Muzycznej w Krakowie, który doktorat zrobił w klasie Krzysztofa Pendereckiego i jest teraz wykładowcą krakowskiej uczelni – to prawdziwe objawienie. Jedno jest pewne, aktorzy w tym spektaklu śpiewają świetnie, na czele z Arkadiuszem Brykalskim – ongiś aktorem Teatru Muzycznego w Gdyni i Teatru Wybrzeże w Gdańsku. W Krakowie obejrzałam mądry, spokojny i piękny plastycznie spektakl według prozy Jarosława Iwaszkiewicza „Panny z Wilka”. Reżyserowała go Anna Augustynowicz, która jako reżyser też lubi Teatr Wybrzeże. Tutaj zrobiła przed dwoma laty „Wiśniowy sad”. „Panny z Wilka” uspakajają, dają poczucie wartości i piękna Iwaszkiewiczowskiego języka. Jeśli będziecie Państwo w  Krakowie, obejrzyjcie w  Starym Teatrze to przedstawienie ze świetną Dorotą Segdą, panią rektor Akademii Teatralnej. Świat – mimo że pełen niespodzianek – okazuje się piękny.