Świąteczny DZBAN

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Gdańskim

I   znowu za chwilę pierwsza gwiazdka rozbłyśnie na niebie! Nieodmiennie czas przedświąteczny mnie wzrusza, mimo tłoku, pośpiechu, zamieszania. To nie jest tylko „magia świąt”, to raczej tęsknota do pamiętanych przez lata niespodzianek prezentowych, kuchni pachnącej wypiekami mojej babci i pysznościami przygotowywanymi przez mamę, tęsknota do pachnącej choinki strojonej robionymi własnoręcznie kolorowymi łańcuchami z błyszczącego papieru. I ten karp w wannie... A potem długi wieczór wigilijny z uroczystą kolacją przy stole pięknie przyozdobionym i nakrytym zawsze białym obrusem. Niepokój trwał tylko do wyciągania prezentów spod choinki. Zawsze robiła to najmłodsza osoba w rodzinie, a potem dość leniwie płynął czas. Świat pachniał piernikiem i pomarańczami, które były rarytasem. Kolędy grane trochę z płyt, trochę podśpiewywane przy stole przy łupaniu „dziadkiem”... orzechów. A potem kilka dni nieśpiesznych, które nigdy mi się nie nudziły. Wspomnienia. Przesuwają się powoli, jak kadry w dopiero co wyświetlanym filmie.

A dzisiaj na atrakcyjnych Jarmarkach Bożonarodzeniowych tłok i pośpiech. Świat się śpieszy i narzeka. Liczba codziennych wydarzeń robi człowiekowi wodę z  mózgu nawet w  przedświątecznej aurze. Właśnie ogłoszono, kto kogo zwyciężył, kto kogo pokonał, kto kogo „załatwił”, kto kogo przekupił, kto kogo obraził, kto zachorował, a kto nagle wyzdrowiał, kto się ożenił, kto rozwiódł, a kogo zabili... Uf!!! Zastanawiam się, kiedy nas te informacje przytłoczą do reszty. Czy będziemy wówczas uciekać, czy też kurczyć się w tym świecie zdominowanym przez fakty, wydarzenia, wiadomości? Jesteśmy zarzucani gigabajtami, przyswajamy grubo ponad sto tysięcy słów dziennie, konsumujemy w ciągu doby więcej informacji niż nasi przodkowie przez całe życie. Otacza nas trudna do określenia liczba memów i maili, na który musimy natychmiast odpowiedzieć, bo inaczej...? Świat się zawali? Nie, ale my i tak musimy... Choć może nie do końca. Bo czasami wybuchamy i krzyczymy... dość! Jak donoszą wnikliwi badacze naszej codzienności w  okolicach drugiej połowy grudnia każdego roku pękamy, „ziejąc ogniem” i  rzucając tzw. językowym mięsem. Dlatego też 17 grudnia ogłoszono Dniem bez przekleństw. Chodzi o to, by w tym dniu zwrócić uwagę na czystość i piękno mowy polskiej, a „brzydkie słowa”... wyautować. Bez wulgaryzmów możemy mówić pięknie o naszych emocjach – uważają apologeci ojczystej mowy. I co w tej sytuacji zrobić z tezą naukowców angielskich z Keele University, którzy twierdzą, że brzydkie wyrazy wygłaszane spontanicznie redukują fizyczne odczuwanie bólu. Ano nic, trzeba cierpieć. Albo znaleźć słowa zastępcze. I oto stało. Najbardziej popularnym słowem wśród młodzieży Anno Domini 2018 okazało się słowo DZBAN. To klasyczne słowo zastępcze, bo oznacza – nie używając brzydkich słów – patafiana, głupka, frajera, ale też takiego, co ma pusto w głowie, czyli tępaka. Na ten „dzban” głosowało trzy tysiące młodych ludzi nie tylko lajkując, ale tworząc wskazanie z definicją. Wyraz dzban ma ponad dwa tysiące lat i funkcjonował w języku prasłowiańskim. Dzban to naczynie z jednym uchem albo kubeł na nieczystości w języku więziennym, albo po prostu muszla klozetowa. Konkurs na Młodzieżowe Słowo Roku rozstrzygnięto po raz trzeci, a  decydujący głos miał youtuber Klocuch. On rozpętał akcję wokół „dzbana”. No i  proszę, teraz będziemy mieli dobre, spokojne święta i  nie musimy się martwić, że przekleństwa są objawem prymitywizmu czy braku kultury. Nie musimy się też martwić, że w niektórych krajach za przekleństwa można zapłacić wysoki mandat czy nawet ekstremalnie trafić do aresztu. Mamy swój „dzban”. I nawet możemy w nim ustawić kwiatki – świeże i pachnące właśnie na święta. Drugim zwycięskim słowem wśród młodzieży było słowo „masno”, rodem ze Śląska, co znaczy „fest dobrze” albo zaj..., tłusto, dostatnio. A trzecim zwycięskim słowem było słowo „prestiż” – i to może znaczyć zarówno obciach, jak i super sytuację. Skoro tak, to zwracam się do dyrekcji Lotniska im. Lecha Wałęsy – zadbajcie o swój „prestiż” i otwórzcie wreszcie choćby tylko jedną toaletę, bo inaczej oczekujący na swoich gości przylatujących do Trójmiasta, będą zmuszeni chodzić w zimne, okołolotniskowe krzaki. I niech to nie będzie jedyny „prestiż” lotniska w Gdańsku. Najlepszego na wszystkie dni Bożego Narodzenia i mnóstwo dobrej energii na Nowy 2019 Rok.