Lato, lato, lato czeka, a razem z latem czeka co?

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Gdańskim

Wiele lat temu o czekającym na nas lecie śpiewała Halina Kunicka. Moje lato zaczęło się na początku czerwca, więc nie czekało na mnie ani jednego dnia. I to wcale nie znaczy, że zapomniałam o realiach, a szczególnie o tym, co dzieje się na Ukrainie, albo że wyzwoliłam z codziennej niepewności. Rzeczywistość skrzeczy, a ja często razem z nią. 

Lato, lato, lato czeka, a razem z latem czeka co?

Wiele lat temu o czekającym na nas lecie śpiewała Halina Kunicka. Moje lato zaczęło się na początku czerwca, więc nie czekało na mnie ani jednego dnia. I to wcale nie znaczy, że zapomniałam o realiach, a szczególnie o tym, co dzieje się na Ukrainie, albo że wyzwoliłam z codziennej niepewności. Rzeczywistość skrzeczy, a ja często razem z nią. 
Moi goście z Ukrainy poruszają się już coraz lepiej w polskich realiach, ale ciągle jeszcze nie brakuje zaskakujących ich sytuacji. Zupełnie nie mogą zrozumieć, dlaczego co innego mówi się w Gdańskim Urzędzie Pracy niż w tym miejscu, do którego urząd ich skierował. Próbuję im tłumaczyć problem dychotomii. Nie zawsze mi to zgrabnie wychodzi. Ale wspieram Natalię, Olenę, Oksanę, Wasyla i Darika najlepiej jak potrafię. Są wspaniałą rodziną – odważną i bardzo pracowitą. 

Na progu lata zdarzył mi się wyjazd do miasta, które naprawdę lubię i już trochę znam. Pojechałam do Wiednia na dłużej. Wędrowałam z radością po miejscach oczywistych i odkrywałam ciągle nowe zakątki. Spotykałam ludzi życzliwych, acz z dystansem, ale też złoszczących się bez powodu. Czytałam sporo, w tym teksty pozbawione taktu i umiaru. Oglądałam znakomite reportaże z podróży, wcale nie egzotycznych. Rozmawiałam z autorami poczytnych książek, zachwycałam się Salą Paradną Biblioteki Narodowej, stałam w długiej kolejce po pyszne lody na jednym z deptaków, obserwowałam rozbawioną i pełną nietuzinkowych pomysłów paradę równości i wielokolorowe flagi Gilberta Bakera na wielu urzędowych budynkach. Balkon prezydenta Austrii ozdobiony jest kwiatami i rozciągniętą na całej długości tęczową flagą. W parkach trwają sąsiedzkie i towarzyskie spotkania, chętnie po zajęciach rezydują na trawie studenci. Park otaczający Hofburg to ich ulubione miejsce. Również gromadne wypady na różne jarmarki cieszą się wzięciem. Tam spotkania ubarwia wino albo piwo i obowiązkowo lokalna przekąska. Nie ominął mnie oczywiście ogromny, sunący tłum turystów, ale mogłam też uciec w zielone przestrzenie zdumiewającego spokoju choćby w 80 ha parku Oberlaa, który jest i dziki, i równocześnie cudownie zadbany. I nikomu nie przeszkadzają w tym zielonym raju koncerty rockowe na letniej scenie. Nawet kumaki przyzwyczaiły się do ostrego brzmienia i „wydają” własny koncert, niezależenie od jakości kapeli na scenie. Różnorodność ulicy ujmuje i zastanawia, na co dzień nie odczuwa się agresji, ani presji otaczającego tłumu.

Trwa letni wiedeńskiego miesiąc promocji kultury: sceny ustawione są niemal wszędzie: na ulicach, w parkach, na skwerach, na deptakach. Wielki Koncert Nocy Letniej Filharmoników Wiedeńskich w Schonbrunnie ściągnął tłumy. Ci którzy się dostali, a nie było to takie proste, bo chętnych było co najmniej dwa razy tyle, co miejsc wyznaczonych dla słuchających. Koncert był niebiletowany, miejsca siedzące przeznaczone były dla zaproszonych osób, podobnie jak tego wieczoru główne wejście do zamku. Napierający tłum musiał zadowolić się wejściami bocznymi i podporządkować do przestrzenni zaaranżowanej do telewizyjnej transmisji emitowanej również przez Eurowizję. Ekstaza muzyczna trwała niemal do północy.

Słynna Galeria Albertina – moje ulubione miejsce w każdy weekend tego lata intryguje kolorowymi schodami, na których reklamuje się kolejne wystawy. A jest tu co oglądać, to wie każdy. Język polski na ulicach słychać często, ale zbyt często w wydaniu polszczyzny kolokwialnej. Czy nasz prymitywizm musimy demonstrować wszędzie? Nie ukrywam, to deprymuje. Wolę się w takich okolicznościach nie odzywać w moim ukochanym rodzimym języku. 

Jak tu dochodzą polskie echa? W telewizji dzięki działaniom polskich oficjeli, przede wszystkim z kontekście wojny w Ukrainie, ale także działań związanych z Unią Europejską. Jak widać, nie udało mi się odłączyć od polityki. Ale ta nasza ciągle pełna dziwnych „niespodzianek” polityczna krzątanina z dystansu jest jak dreptanie w miejscu. Wydawałoby się, że powinnam się już przyzwyczaić do różnych aktualnych zagrywek, ale ciągły krzyk i szukanie winnych dobija mnie mentalnie i niepotrzebnie podnosi ciśnienie. Nawet z odległości.  

Alina Kietrys