Kabarety

Magazyn Pomorski
Magazyn Pomorski

Jaka jest dzisiaj ulubiona masowa rozrywka rodaków? Nie jest nią np. kino ani teatr, nie dostarcza jej muzyka, nie stanowi również książka (to już żart, oczywiście, w kraju, w którym większość oby - wateli w całym swoim życiu nie przeczytała od początku do koń - ca ani jednej). Nie jest nią powszechne grillowanie, bo trudno za dominującą rozrywkę uznać zajadanie niezdrowego żarcia popija - nego piwem. Także wielogodzinne przesiadywanie przed komputerem nie mieści się w formule rozrywki; to już raczej nieszczęsny tryb życia.

Jaką rozrywkę wybierają więc dzisiaj Polacy? Otóż: kabaret, a  raczej to, co obecnie zwykło się uważać za kabaret. Świadczą o  tym wypełnione do ostatniego miejsca wielotysięczne widownie amfiteatrów serwujących ka - baretowe składanki oraz miliony telewidzów oglądających programy o tym charakterze. A tych, tzn. programów, nie brakuje. Dzisiaj propozycje kabaretowe zagościły na dobre niemal we wszystkich programach telewizyjnych. Z  dynamicznym rozwojem tego wątku progra - mowego mogłyby konkurować chyba tylko audycje o  gotowaniu. Oprócz stosunkowo nielicznych profesjonalnych kucharzy, gotują na ekranach ak - torzy, piosenkarze, różnej maści celebryci, a nawet politycy i… dzieci. Moż - na odnieść wrażenie, że jeśli ktoś nie odnosi sukcesów w swej macierzystej dziedzinie, to „idzie” w gotowanie na ekranie z myślą, że da mu to, lub przy - wróci, utraconą popularność. Kiedy tak zwane młode kabarety zaczęły być pokazywane w TVP2, wkrót - ce zareagowały inne stacje telewizyjne. Kabarety zadomowiły się szeroko również w Polsacie i w TVN, a ostatnio też w Pulsie. Programy „do śmiechu” są już standardową częścią festiwali piosenki w Opolu i Sopocie jako opolska czy sopocka noc kabaretowa. Ale i mniejsze miejscowości nie od macochy. Jak grzyby po deszczu powyrastały – szybko stając się dorocznymi – im - prezy kabaretowe w Mrągowie, Lidzbarku Warmińskim, a także w Koszali - nie, Kielcach, Płocku, Rybniku i innych miejscach. Burmistrzowie oraz inni gospodarze terenu imprezy chętnie oraz gościnnie witają satyryków i uro - czyście wręczają im wygłupne nagrody (na przykład kawałek szkła z napi - sem), ale trudno im się dziwić, bo przecież z innego powodu nie pojawiliby się w poważniejszych programach popularnych stacji telewizyjnych. Wspomniane programy oraz występujący w nich artyści szybko zdobywają ogromną popularność. Stąd w  repertuarach TV wielokrotne powtórki na - wet sprzed wielu lat. Ale to wciąż za mało, więc klecone są różne składanki typu „the best of”, konkursy i teleturnieje, pseudoerudycyjne „omawianki” i inne pozycje pozwalające sięgać do bogatych telewizyjnych archiwów. Ciekawym zjawiskiem, widocznym od pewnego czasu, jest współpraca z  młodymi kabareciarzami znanych i  cenionych artystów teatralnych oraz kinowych. Wypadają raz lepiej, raz gorzej, bowiem publika w amfiteatrach nie reaguje entuzjastycznie na świetny warsztat aktorki, bo oczekuje pro - stych, soczystych żartów, często z pogranicza dobrego smaku. Przykładem choćby występy duetu znakomitych tuzów estrady Mariana Opani i Wiktora Zborowskiego, którzy występując w kabaretowych składankach, raz i drugi otrzymali grzecznościowe brawa dane jakby z grzeczności, w oczekiwaniu na właściwe skecze do zdrowego śmiechu, na które tu przyszli. Wyjątkiem od reguły są występy Andrzeja Poniedzielskiego i Artura Andrusa, którzy w treści i stylu odbiegają od popisów á la commedia dell'arte. Ale oni znaleźli własne „dojście” do dzisiejszej publiczności, zyskując jej przychylność. I nie ma się co dziwić, że współczesna polska publiczność w amfiteatrach nie oczekuje propozycji w stylu Kabaretu Starszych Panów, bo „Addio pomido - ry” Wiesława Michnikowskiego nie wywołałyby dzisiaj aplauzu na stojąco. Inne czasy, inna publika. Czasy zespołów takich jak Kabaret Dudek, Kabaret pod Egidą, STS, Bim-Bom (powstały w 1954 roku w Gdańsku) czy Piwnica pod Baranami już nie wrócą. Á propos publiki. Jak myślicie – jakich atrakcji scenicznych oczekuje siedząca na widowni korpulentna pani (także i podobny pan), mająca na głowie czerwoną plastikową perukę zwieńczoną uszami w stylu „Playboya”, pulsującymi kolorowymi światłami w rytm podskakujących trzech podbródków? Nawią - zań do Hemara i „Qui pro quo”? Dla pełnej jasności – osobiście lubię dzisiejsze kabarety, a  przy brawuro - wych popisach Mariolki śmieję się jak inni. Trochę mi jednak brak pomysłu na kabaret, który wywoływałby nie tylko zdrowy śmiech, ale i trochę zdro - wych refleksji.