Do czego lgną pieniądze?

Magazyn Pomorski
Magazyn Pomorski

Starsi telewidzowie zapewne pamiętają takie zjawisko kulturowe jak teatr telewizji. Pierwsze spektakle były transmisjami wprost ze sceny konkretnego teatru i  z  publicznością w  tle, a  później już widowiskami powstającymi w  studiach telewizyjnych realizowanymi nowoczesną techniką przekazu. To był teatr w  najlepszym wydaniu, który naprawdę trafiał pod strzechy. Za jego istnieniem i rozwojem przemawiał też argument, że dzieje się tak na skutek życzeń i  oczekiwań telewizyjnej publiczności. Poniedziałkowe spektakle teatru telewizji, prezentujące głównie krajową i światową klasykę, były wydarzeniami, miały milionową widownię, a  w  czwartki, kiedy pojawiały się przedstawienia lżejszego kalibru w cyklu „Kobra”, o tematyce kryminalnej, ulice w kraju naprawdę pustoszały.

Dzisiaj teatr telewizji nie ma stałego miejsca w „ramówkach” programowych – ani w  podobno misyjnej TVP, ani w  telewizjach komercyjnych. W  zakresie widowisk scenicznych dominuje wszechobecny kabaret. Jednym z  powodów jest to, że programy telewizyjne powinny zarabiać, co w  praktyce oznacza największe szanse pojawienia się na wizji takich programów, które przyciągają reklamodawców. W tej sytuacji zasadne wydaje się sprawdzenie, które programy telewizyjne generują największe zyski dla swych stacji za reklamy zlecane pod warunkiem ich emisji w powiązaniu ze wskazanym programem, tzn. tuż przed, w trakcie lub tuż po jego emisji. I właśnie możemy rozwiązać tę zagadkę, bowiem dom mediowy MullenLowe Mediahub przeprowadził badanie w tym zakresie i ustalił dziesiątkę najbardziej dochodowych programów telewizyjnych w 2018 roku. Gdyby zorganizować zabawę na ten temat w domach naszych Czytelników, to pewnie co rodzina, to pojawiałby się inny wynik. Ja sam przeprowadziłem taką sondę w  kilku zaprzyjaźnionych grupach i  przyznaję, że żadna z  nich nie wytypowała trafnie zwycięzcy tej rywalizacji. A  niekwestionowanym liderem okazał się program „Kuchenne rewolucje” (TVN) prowadzony przez Magdę Gessler, który w  ubiegłym roku zarobił (przypominam, że chodzi o dochody z reklam) 230 milionów złotych. Dlaczego akurat ten program ma wielką widownię i przyciąga reklamodawców? Jest przecież, delikatnie mówiąc, średniej jakości. Nie rzuca na kolana popisami aktorskimi, ciekawostkami gastronomicznymi, nie zaskakuje zwrotami akcji. Przeciwnie – od dawna powiela ten sam scenariusz: do lokalu przyjeżdża pani Magda, zmienia wystrój wnętrz, narzuca nowe menu, wysyła do miasta patrole gastronomiczne częstujące przechodniów nowymi smakołykami oraz zapraszające do odwiedzenia restauracji po kuchennej rewolucji i odnotowuje sukces reanimacji kolejnego lokalu. Proste? Proste, a nawet zadziwiająco proste. Jednak to właśnie ten program zostawia w pobitym polu inne telewizyjne produkcje, a  ludzie chcą to w  kółko oglądać i mają z tego uciechę. Dlaczego? Wydaje się, że atrakcyjność „Kuchennych rewolucji” nie wynika z treści gastronomicznych i nie ma nic wspólnego z jedzeniem. Ludzie niechętnie, ale przyznają, że oglądają ten program, oczekując kolejnych gestów i wyskoków prowadzącej: rzucania patelnią o  ścianę, wywalenia zawartości lodówki na podłogę, a  nade wszystko obrażania i  upokarzania personelu, najlepiej z doprowadzeniem kogoś do płaczu (nieważne – prawdziwego czy udawanego). I to nas najwyraźniej kręci, to nam się podoba. Niezbyt to ładne, ale prawdziwe. Na „pudle” w tej konkurencji, tzn. na drugim i trzecim miejscu, znalazły się programy: „Milionerzy” (TVN) prowadzony przez Huberta Urbańskiego, który zarobił 192 mln zł, oraz „Nasz nowy dom” (Polsat), który wygenerował dochód w  wysokości 125 mln zł. „Milionerzy” to pozycja wracająca po przejściach, teleturniej wyróżniający się na tle innych tym, że jego uczestnicy muszą się jednak wykazać różnorodną wiedzą, a  nie tylko wskazywać warianty odpowiedzi. Z kolei „Nasz nowy dom” stanowi jeszcze jeden przykład programu jak spod sztancy, z wielokrotnie powielanym scenariuszem, ale za to ze szlachetną treścią pomocy potrzebującym, którego oglądacze czują się trochę tak, jakby sami byli darczyńcami, co poprawia im samopoczucie. Czwarte miejsce na liście najbardziej dochodowych programów TV w 2018 roku zajmuje „Twoja twarz brzmi znajomo” (Polsat) z dochodem 88 mln zł, a piąte „Koło fortuny” (TVP2) z wynikiem 76 mln zł. Pierwszy z tych – jak to się teraz określa „formatów telewizyjnych” – zaprezentował szerokiej publiczności kilka naprawdę dużych talentów piosenkarskich i  aktorskich, natomiast drugi jest typowym odgrzewanym kotletem, chociaż mającym sympatię widzów i budzącym wspomnienia (słynne: Magda, pocałuj pana). Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że na kolejnych miejscach tego zestawienia znalazły się programy: „Jaka to melodia” (TVP1) – 75 mln zł, „Malanowski i partnerzy” (Polsat) – 74 mln zł, „Man talent” (TVN) – 57 mln zł, „Masterchef” (TVN) – 55 mln zł oraz „Ameryka Express” (TVN) – 51 mln zł. Wniosek z  tych rozważań narzuca się sam i  sprowadza do stwierdzenia, że pieniądze lgną w telewizji głównie do rozrywki lekkiej, łatwiej i przyjemnej, nie wymagającej przesadnej aktywności intelektualnej. A teatr telewizji? Jak mawiają bracia Czesi: to se (chyba) ne wrati…